niedziela, 28 lutego 2016

#9 - czyli lecimy do chmur.

Video - Alay

"I głowami w dół lecimy do chmur,
i za plecami setki bzdur.
Żyjemy na czas, więc noga na gaz,
drogą spadających gwiazd."

  [A]
  Niedziela, a dokładniej niedzielny poranek 14 lutego. Walentynki. –westchnęłam wstając z łóżka. Na odległość. –dodałam otwierając szafę z ubraniami. Przed moimi oczami ukazało się siedem półek zapełnionych moimi ubraniami. Każdy sweter, koszulka czy top w innym odcieniu, po prostu od koloru do wyboru. Wzięłam lepsze pierwsze rzeczy z brzegu i udałam się do łazienki. Tam ubrałam na siebie szary golf i dopasowane, czarne jeansy.
  Rozejrzałam się po pokoju, jak było tak nadal jej jeszcze nie ma. Kątem oka spojrzałam na zegar, który wskazywał 9:30. Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Jak głupia zerwałam się z łóżka i ruszyłam w poszukiwaniu swojego telefonu. Po udanej próbie odblokowałam go i przeczytałam zawartość SMS. Czytając to na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdyż tekst wiadomości brzmiał następująco:
„Całuję twoje oczęta zawsze łagodnie i buziunię pogodną.
Co tam słychać u mojej dziewuszki?”

  -A co cię tak ucieszyło? –usłyszałam za plecami głos mojej współlokatorki.

  -Coś mi się wydaje, że walentynki na odległość nie muszą być takie złe jak mi się wydawało. –odpowiedziałam odwracając się w jej stronę. –Trzymaj kciuki, żeby było dobrze. –dodałam z rozbawieniem. Stojąca przede mną blondynki zstąpiła z nogi na nogę i spojrzała na mnie z wypisanym na twarzy niezrozumieniem.

  -Napisał? –olśniło jej. Przytaknęłam wesoło głową, a na jej twarzy rozrysował się uśmiech. –No pokazuj. –ponagliła mnie. Bez żadnego wahania podałam jej to dzieło sztuki, a ta zatopiła swój wzrok w tekście. –Skąd oni biorą takie teksty? –parsknęła śmiechem kręcąc głową z niezadowolenia.

  -Piotrek wrócił do kadry. –zaśmiałam się odkładając urządzenie na stół. –A co tutaj tak ładnie pachnie? –zapytałam biorąc od niej reklamówki z zakupami.

  -Przechodziłam obok i aż głupio było nie zatrzymać się tam. –uśmiechnęła się szeroko. Podeszłam do niej, można nawet powiedzieć, że podbiegłam i mocno ją przytuliłam.

  -Ty wiesz co dobre. –zaśmiałam się wracając do poprzedniej czynności. –To na obiad zapiekanka. –powiedziałam odkładając brokuł na blat.

  *

  Walentynki… nigdy nie raczyłam obchodzić tego święta. Wydawało się dla mnie nudne, gdyż to święto zakochanych, a tym bardziej, że nie miałam swojej drugiej połówki, aż do niedawna. A teraz walentynki na odległość… to tak jak bym była singlem co nie? Walentynki na odległość, jak to idiotycznie brzmi, z resztą dużo rzeczy jest idiotycznych nie tylko w wymowie, ale i w znaczeniu. Mam tylko nadzieję, że będą to moje najlepsze, pierwsze Walentynki w życiu. No może nie w życiu, tylko po prostu będę je obchodzić… Nigdy nie widziałam sensu tego święta… nie ukrywam, że nie jest to jedyne święto tego dnia. Nie pamiętamy o reszcie, gdyż wszyscy zakodowali sobie w głowie, że 14 luty to Walentynki, a nie coś innego. Na historii dużo się uczymy, ale nie pamiętamy niektórych rzeczy i potem mamy te Walentynki, a nic innego.

  Spokój i cisza towarzyszy nam od samego rana. Leżę na swoim łóżku, na kolanach laptop a w ręku moja ulubiona kawa. Tak samo Kasia. Gdyby teraz ktoś wszedł do naszego mieszkania stwierdziłby, że leżą tu same „no life”.

  Przeglądam właśnie sportowe forum. Temat, który przeważa to: „Polacy w Vikersund”. Nie ukrywam, że jest mi przykro z tego powodu, że go nie ma przy mnie, ale nic nie poradzę. Każdy w tym wieku chce zrobić jak najlepszą karierę. Tylko nie ja… na razie nie myślę o zrobieniu jakiejś wielkiej kariery. Najpierw studia później się pomyśli.

  Oglądając zdjęcia z wczorajszego konkursu uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Może i na zdjęciu po oddanym skoku na jego twarzy nie ma uśmiechu, ale to nie oznacza od razu, że jest przygnębiony. Jeśli zagłębimy się w temat i odszukamy więcej zdjęć to zobaczymy uśmiechniętego bruneta, który nie ukrywa uczuć. Nie ukrywam, że zdjęcia nie starczają. Wolałabym go widzieć rozmawiającego ze mną, a nie pozującego do obiektywu jakimś dziennikarzom. Z zajęcia wyrwał mnie nieznośny sygnał ze Skype. Na ekranie pojawił się wielki napis „Maciek dzwoni”. Bez wahania odebrałam połączenie i moim oczom ukazał się upragniony widok – uśmiechający się do mnie brunet.

  [M]

  -O której jedziecie na skocznie? –zapytała wesoła czarnulka.

  -Teraz mam jakieś pół godziny wolnego i jedziemy busem. –odparłem.

  -Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć tobie wszystkiego dobrego w konkursie i dalekich lotów. –roześmiała się.

  -Dziękuję. –uśmiechnąłem się najpiękniej jak potrafię.

  -Nawet nie wiesz jak tęsknię. –jej mimika twarzy zmieniła się w ułamku sekundy. Nie ma wesołej, tryskającej energią dziewczyny tylko sympatyczna kobieta, która za mną tęskni.

  -Ja też. –mruknąłem. Nawet nie chce mi się patrzeć w tym momencie na nią. Nie w takim stanie. A to wszystko przez kogo? Przeze mnie. Nie chcę, żeby ona przeze mnie nie spała w nocy, nie chcę. Chcę dla niej jak najlepiej, ale jeżdżąc na drugi koniec świata nie da się tego uniknąć. Oboje jesteśmy poszkodowani w takiej sytuacji.

  -Kiedy wrócisz? –zapytała, a w jej głosie można było usłyszeć nadzieję. Miała ją w sobie. Nie mogę tego zaprzepaścić.

  -Jutro mamy samolot do Polski. –odparłem z lekkim uśmiechem.

  -A kolejny przystanek? –spytała ze zbierającymi jej się w oczach łzami.

  -Finlandia. –westchnąłem. Wiem, że gdybym tam pojechał to byśmy się jeszcze nie spotkali przez dłuższy czas. Niestety usłyszałem rozmowę trenera ze swoimi asystentem i wszystko wynika z tego, że nastąpi wymiana na Lahti. Dlaczego powiedziałem „niestety”? Z jednej strony się cieszę, gdyż mógłbym pojechać do Krakowa i się z nią spotkać, a z drugiej strony to strata punktów w generalnej klasyfikacji.

  -Czy ja o czymś nie wiem? –z zamyślenia wyrwał mnie jej sarkastyczny głos. Ona o czymś nie wie? –pytałem się sam siebie.

  -Dlaczego tak sądzisz? –zapytałem z uśmiechem.
  
  -Jesteś taki jakiś nieobecny…

  -Ze zmęczenia. –wtrąciłem jej. Zerknąłem na zegar, który wisi na pobliskiej ścianie. Wskazuje godzinę 13:20. Głośno westchnąłem i wróciłem do rozmowy. –Za dziesięć minut wyjeżdżamy na skocznię. –wydusiłem z siebie. –Muszę się zbierać. –rzuciłem.

  -Rozumiem. –odparła z wielkim smutkiem.

  -Ej no. Nie płacz. –próbowałem ją pocieszyć. –Obiecuję, że jak najszybciej się spotkamy. –uśmiechnąłem się szeroko.

   -Obiecujesz. –bardziej stwierdziła niż zapytała.

   -Tęsknię i pamiętaj, że dużo dla mnie znaczysz.

   -Ty też. –uśmiechnęła się lekko. –Trzymaj się. –prawie szepnęła po czym zakończyła rozmowę.

  Siedziałem wpatrzony w ekran laptopa i robiłem to co zwykle ostatnimi czasy. Rozmyślałem, przemyślałem. To, to samo. Czułem ból na sercu kiedy widziałem ją w takim stanie. To jak okazywała swoje uczucia w stosunku do mnie. To jest coś niesamowite. Znów kolejna rozmowa, którą mogę zaliczyć do porażki w moim wykonaniu. Nie potrafię z nią tak rozmawiać. Będąc od niej jakieś tysiące kilometrów czuję się jak jakiś dupek. Ona tam jest w Polsce i za mną tęskni. A ja? Jeżdżę po całym świecie i „dobrze się bawię”. Ja tutaj się „zabawiam”, a ona tam się załamuje. Przez kogo? Przeze mnie. Tak, to ja jestem wszystkiemu winien… kocham ją, ale ani razu nie wypowiedziałem tego w jej stronę.

  [A]

  „Planeta singli” – cel na dzisiejszy wieczór. Czyli wieczór w kinie wraz z nową komedią produkcji polskiej. Razem z Kasią postanowiłyśmy ten dzisiejszy wieczór spędzić jako single i nieco się rozerwać. Pierwszym punktem jest wyjście do kina, a dalej kto wie… jak dobrze pójdzie to wylądujemy w naszej ukochanej restauracji na pysznym ciastku przy kawie. Nie ukrywam, że mogłoby być tak codziennie.

  Seans rozpoczyna się o godzinie 18:00 co oznacza, że mamy niecałe dwie godziny, by tam dotrzeć. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie tam niejedna szczęśliwa para, a ich ogrom. Próbuję sobie dawać z tym radę. Wiem, że moja miłość jest na drugim końcu świata, a ja tu. Nie chcę, żeby tak było zawsze, ale muszę się liczyć z tym, że takie życie nie może być proste. Pewnie, że wolałabym iść do tego kina razem z nim i to wspólnie z nim chcę się śmiać z suchych tekstów aktorów. Dzisiejsza rozmowa obudziła we mnie pewną rzecz. Oprócz nieuniknionej tęsknoty czuję ogromny ból. Ranimy się nawzajem. Wszystko przez tą odległość między nami. Nigdy bym nie pomyślała, że będę w związku „na odległość”. W ogóle bym nie pomyślała, że w takim krótkim czasie będę z kimś związana. Brakuje mi go coraz bardziej. Nie obchodzi mnie to ile czasu ze sobą jesteśmy, ile czasu ze sobą spędziliśmy, czy na ile się znamy… no właśnie na ile się znamy? Tak naprawdę nie wiele o sobie wiemy. On nie wie co się dzieje w moim życiu, a ja o jego dowiaduję się z forum czy telewizji. Liczę się z tym, że pewnego dnia może do mnie nie wrócić bo spotka inną, lepszą. Byłby to cios prosto w serce, lecz musze być na takie rzeczy gotowa. Wracając do tego co czuję. Oprócz tej wielkiej tęsknoty przeszywa mnie wielki ból. Mama i on, Maciek. Nocami nie potrafię spać bo martwię się o nich obu. Kiedy tylko oglądam skoki, zaciskam mocno kciuki i modlę się głośno w myślach, by przeżył i dobrze skoczył, ale co najważniejsze, żeby nic mu się nie stało. A z nią co? Codziennie rano dzwonię do niej jak się czuję. Nigdy nie mam pewności czy się obudziła i aż głupio pomyśleć… czy przeżyła tą kolejną noc.

  *

  -I jak Walentynki w wersji nie singiel, a jednak singiel? –zapytała siadając przede mną. Postawiła mi przed nosem filiżankę z moją ulubioną kawą. Uśmiechnęłam się lekko czując zapach pieczonych ciast.

  -Powiem ci, że świetnie się bawię. –uśmiechnęłam się szeroko zatapiając usta w pysznej cieczy. Kremowa pianka roztapiała się sama w buzi, a  do tego pyszny orzechowy smak. Nie ma chyba lepszego gorącego napoju jak ten!

  -To co? –zwróciła się do mnie. Podniosłam charakterystycznie jedną brew w górę po czym obydwie się zaśmiałyśmy. –Może dzisiaj tarta z jabłkiem? –zapytała kiedy tylko ochłonęłyśmy.

  -Dawno nie jadłam. –roześmiałam się ponownie. Po chwili wstała od stolika i ruszyła w stronę kas, by zamówić nam dwie pyszności.

  Zawsze jest tutaj tak samo, choć są wyjątki w postaci świąt Bożego Narodzenia i właśnie dzisiejszych Walentynek. Kiedy tylko zbliża się gwiazdka kawiarni przybiera świątecznej magii. Pojawiają się pięknie ozdobione choinki, różnobarwne światełka, kolorowe bombki zwisające z sufitu. Wszystko wygląda tak magicznie, że jeszcze chętniej się tutaj przebywa, a do tego wszystkiego przecudowny zapach kawy pierniczkowej z cynamonem. Jest idealnie. A Walentynki? Też jest tutaj uroczo, a nawet aż za bardzo. Wszędzie serduszka w przeróżnej postaci, czy to balony, jakieś wycinki… no nic. Dużo tego! Z radia lecące romantyczne piosenki przy, których nie trudno się rozkołysać. Siedzące pary cudownie wyglądają na tle tych ozdób. Nie ukrywam, że jest niesamowite miejsce na spędzenie tego dnia. Niezapomniane uczucie, to na pewno.

  -Proszę bardzo. –z zachwycenia wyrwał mnie głos zielonookiej. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się sympatycznie.

  -Dziękuję. –odpowiedziałam z uśmiechem, a ta odwzajemniła mój gest. Swój wzrok przeniosłam na stojący przede mną talerz z ciastem. Wyglądał smakowicie, aż żal było zjadać. Tarta z jabłkiem polana czekoladą, a do tego lody śmietankowe. No idealnie! –Oj zgrzeszę. –zaśmiałam się biorąc pierwszy kawałek do ust. Było przepyszne, nie ukrywam, że brakowało mi tego smaku.

  -Z twoją figurą to mogłabym jeść takich kilkanaście w ciągu dnia. –parsknęła.

  Usiadłam wygodniej i zaczęłam się wsłuchiwać w melodię rozpoczynającej się piosenki. Wolna, romantyczna, ale jak i urocza ballada dotarła do mych uszów. Od razu rozpoznałam kto kryje się za tymi pięknymi głosami.

“I'm gonna climb on top your ivory tower
I'll hold your hand and then we'll jump right out
We'll be falling, falling but that's OK
'Cause I'll be right here
I just wanna know”

  [M]

  Znowu w samolocie. Już za kilka godzin znów będę w mojej ojczyźnie, w moim rodzinnym domu. Brakowało mi tego, gdyż norweskie konkursy mnie bardzo wymęczyły. Konkurs w Oslo, później lot do Trondheim i powrót na loty do Vikersund. Naprawdę takie rzeczy męczą. Trójkąt norweski ma swoje minusy i plusy, które są widoczne gołym okiem.

  Sięgnąłem po mojego laptopa po czym go włączyłem. Wzrokiem zwiedziłem najbliższe otoczenie. Prawie wszyscy śpią. Nie dziwię się. –zaśmiałem się w myślach. Zalogowałem się na Skype, wybrałem odpowiedni kontakt i czekałem na odpowiedź. Po krótkim sygnale moim oczom ukazała się twarz zmęczonej Deli.

  -Wtorek godzina 10:30, witam moją ukochaną. –zaśmiałem się wymuszając na jej twarzy uśmiech.

  -Cześć. –mruknęła.

  -Coś się stało? –zapytałem nie znając powodu jej zachowania, gdyż jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie.

  -Wolałabym o tym porozmawiać w cztery oczy, a nie poprzez komputer. –odparła.

  -Oczywiście. –uśmiechnąłem się lekko.

  Na pierwszy rzut oka widać, że jest coś nie tak i nie jest to jakaś drobnostka. Musi to być coś poważniejszego. Nie będę jej zmuszać do rozmowy jeśli nie chce bo i tak nic bym z niej nie wyciągnął przydatnego. Nie dziś, nie teraz.

  -A jak po konkursie? –spytała nieco bardziej żywa.

  -Można powiedzieć, że Norwegia mnie wykończyła. –zaśmiałem się.

  -Trochę tam cicho u was. –powiedziała sarkastycznie.

  -Wszyscy śpią. –odparłem. –Wszyscy z wyjątkiem mnie. –parsknąłem. –Naprawdę ledwo żyjemy. –dodałem.

  -Oj biedaczek. –udała przejętą choć nie wyszło jej to, gdyż po chwili zaczęła się śmiać ze swoich własnych słów.

  -No tak, idealne określenie. –uśmiechnąłem się szczerze.

  -Norwegia, Finlandia, tak? –zapytała z małą iskierką w oczach. Przytaknąłem głową, a na jej twarz wkradł się mały uśmiech.

  -3 konkursy w Finlandii i Ałmaty. –dodałem. –Ale proszę cię o jedno. –zacząłem.

  -Słucham. –powiedziała łagodnie.

  -Nie chcę, żebyś przez cały ten czas zajmowała sobie niepotrzebnie mną głowę. –podsumowałem z niepewnością. –Po prostu chcę, żebyś była szczęśliwa nawet w tedy kiedy mnie nie ma. –z jej oczu zaczęły lecieć pojedyncze łzy. –Gdziekolwiek jestem, chcę byś była najszczęśliwszą kobietą na świecie. –uśmiechnąłem się z trudem.

  -Dobrze. –wydukała z siebie. Otarła spływające po jej policzku krople cieczy i wysiliła się na uśmiech.

  -Pamiętaj, że wrócę do ciebie jak tylko będę mógł. –przytaknęła głową ze zrozumieniem. –Zaufaj mi, że chcę dla ciebie jak najlepiej.

  Wpatrywałem się w jej czekoladowe oczy. Można było się w nich nad zwyczajniej roztopić. Były tak pełne blasku jeszcze przed chwilą, a teraz są całe zaszklone i uwalniają łzy, które następnie spływają po jej policzku.

  -Miałabym do ciebie małą prośbę, ale to odezwę się jak już wylądujesz. –uśmiechnęła się lekko.

  -Dobrze. –odwzajemniłem gest.

  -Za 20 minut mam zajęcia więc będę kończyć. –powiedziała. –Nawet nie wiesz jak za tobą tęsknię. –dodała. –Miłej podróży ci życzę. –uśmiechnęła się pogodnie.

  -Dziękuję.

  -Tęsknię. –dodała smutno i zakończyła naszą rozmowę.

  Wyłączyłem urządzenie, a następnie je schowałem do swojego plecaka i odłożyłem na swoje miejsce. Faktycznie było cicho w tym samolocie, jak nigdy dotąd. No tak, wszyscy śpią. Po prostu cud świata nastąpił. Obróciłem się na lewy bok tak bym mógł podziwiać widoki za oknem. Kilka kilometrów na ziemią, a pode mną kilka set tysięcy ludzi. Pooświetlane ulice miały swój urok. Oczy zaczęły mi się coraz bardziej kleić, lecz nie mogłem zasnąć. Kilka rzeczy nie dawało mi spokoju.

  Co ona czuje gdy mnie nie ma obok niej?

  Czy wszystko jest w ogóle w porządku?

  Czy ma jakieś problemy?

  Czy znalazła się w jakichś tarapatach?

  Szczerze, nie mam zielonego pojęcia co się u niej dzieje… nie wiem czy jest w ogóle szczęśliwa. Nie pragnę teraz nic innego jak tylko pojechać tam po nią do Krakowa i zabrać ją do siebie na jakiś czas. Można powiedzieć, że nic nie wiem. Wiem tylko jedno, kocham ją i nie jest mi obojętna, a jeszcze bardziej tęsknię, ale i też się martwię. W jej oczach nie ma tej iskierki co zawsze, już się tak nie świecą. Coś musiało się wydarzyć. Tylko dlaczego nie chce mi o niczym od razu powiedzieć? Cieszy mnie jednak ten fakt, że opowie mi o czyś kiedy tylko wrócę do kraju. W końcu ciągłe i męczące myślenie mnie opuściło i w spokoju oddałem się w ręce Morfeusza.

  [A]

  Zaczęłam zbierać swoje rzeczy po czym miałam udać się na uczelnię. Książki, zeszyty i coś do pisania znalazło się w mojej czarnej, sportowej torbie na ramię. Przerzuciłam ją przez bark i udałam się w stronę drzwi.

  -Poczekaj za mną! –zatrzymał mnie głos mojej współlokatorki. Po chwili jej sylwetka wyłoniła się z łazienki i z pośpiechem zabrała swoje przybory, i opuściłyśmy mieszkanie. –Chciałabym jeszcze z tobą porozmawiać. –uśmiechnęła się do mnie. Swój wzrok skupiłam na jej dłoniach. Trzęsły się z lekka, co oznaczało tylko jedno. Boi się tej rozmowy. Będzie trudny orzech do zgryzienia. –Co się z tobą dzieje. –zapytała po chwili ciszy. Spojrzałam na nią spotykając się z jej wzrokiem. –Słyszałam dzisiaj znowu waszą rozmowę. –zaczęła. –O czym chcesz mu powiedzieć? –spytała patrząc na mnie zatroskanym wzrokiem. –Co się stało? –próbowała coś ze mnie wydobyć, ale na marne. Byłam nie osiągalna. –Od wczorajszego wieczoru jesteś nie obecna. Dela, ja się martwię. –dokończyła zatrzymując się. Stanęła naprzeciwko mnie i chwyciła moje ramiona. –Mów co się dzieje, ja ci pomogę. –powiedziała z troską.

  -Wolę porozmawiać o tym później po zajęciach. –wysiliłam się na mały uśmiech choć było mi bardzo ciężko.

  -Jak chcesz. –rzuciła krótko i ruszyłyśmy w stronę uczelni.

  *

  Zajęcia dłużyły się niemiłosiernie. Byłam wykończona. Siedziałam na wykładach, nie wiadomo po co tam w ogóle byłam, gdyż nie mogłam się na niczym skupić. Moją głowę zapełniało kilka rzeczy. Moim zdaniem były bardziej istotne od jakichkolwiek przemówień wykładowcy czy coś innego.

  A mianowicie, wczoraj po powrocie z Walentynek otrzymałam telefon od mamy. Rozmawiałyśmy ze sobą dobre pół godziny, a głównym tematem było moje szczęście, a jej zdrowie. Z jednej strony się cieszę, że do mnie zadzwoniła choć z drugiej nie ma jakiejś wielkiej euforii z tego powodu. Po pierwsze to kocham swoją przyjaciółkę jak nie wiadomo co. Efektem jest to, że moja mama zaprosiła mnie i mojego chłopaka do siebie na niedzielny obiad. Oczywiście nie obiecałam jej tego, gdyż mam się tam zjawić z Maciejem, z Maciejem Kotem, skoczkiem narciarskim. Dzisiaj po południu, po powrocie do domu mam zamiar z nim o tym porozmawiać. Żyję z nadzieją, że jakoś mnie uratuje w tej sytuacji. Jest to pierwszy z dwóch moich obecnych problemów. Drugi to nic innego jak zdrowie mojej rodzicielki. Wszyscy w trójkę, wraz z moim tatą i Jozefem martwimy się o nią jak nigdy dotąd. Od kilku dni je coraz mniej co odzwierciedla się na jej samopoczuciu, lecz ta uważa, że czuje się lepiej niż dotąd.

  -Powiesz mi wreszcie o co chodzi? –zapytała blondynka siadając naprzeciwko mnie.

  -Mogę. –zaczęłam się bawić własnymi palcami od rąk. –Dzwoniła mama… -przerwało mi pukanie do drzwi. Kasia wstała i poszła je otworzyć. Zerknęła przez „Judasza” rzuciła szybki uśmiech w moją stronę i otworzyła drzwi. Po chwili do pomieszczenia wszedł on. Wysoki, ciemnooki brunet, który wyraźnie był zmęczony, lecz nie okazywał tego.

  -Cześć. –uśmiechnął się do mnie.

  -Cześć. –wstałam i przytuliłam się do niego. Tak, tylko tyle. –Możemy się przejść? –zapytałam chwytając swoją kurtkę. –Chciałabym porozmawiać. –dodałam wyjaśniając.

  -Dobrze. –uśmiechnął się

  *

  Szliśmy krok w krok obok siebie milcząc. Widziałam, że jest zdezorientowany, nie wiedział o czym chcę z nim porozmawiać. Wnioskując z jego wyrazu twarzy to szykuje się na najgorsze. Jeszcze wczoraj tak cholernie za nim tęskniłam, a teraz boję się rozmowy z nim. Boję się, że słowa, które wypowie zranią mnie i moich bliskich. Obiecałam coś i dotrzymam tajemnicy.


  Park już nie był zasypany śniegiem tak jak jeszcze niedawno. Tętnił życiem. Drzewa nabierały kolorów, zielona trawa, śpiewające ptaki. Nadchodzi wiosna, aż miło się spaceruje takimi dróżkami. Zbliżaliśmy się do Wisły. Zawsze lubiłam tutaj przychodzić. Niezależnie od pory dnia jest tutaj tak spokojnie jak nigdzie indziej w tym mieście. Usiadłam na ławce, a on zrobił to samo. Odwróciłam się w jego stronę i nie wiedziałam od czego zacząć. Siedział wpatrując się tępo w płynącą wodę. Patrząc na niego jeszcze trudniej było mi coś powiedzieć. Niby zwykła rozmowa, a tak wiele trudu. Pomyśleć, że jedno słowo może mnie zranić. Kocham go choć wiem, że coś może to zmienić. Chciałabym, żeby wiedział coś więcej o mnie, ale skąd ma się o tym dowiedzieć jak ja nawet nie potrafię się do niego odezwać?


"Pragnę, żebyś był przy mnie. To dodaje mi otuchy."
~Alutka

~~*~~
Cześć i czołem!
Na początku chciałabym przeprosić, że rozdział dopiero dziś opublikowany, a nie wczoraj. Przepraszam za moją nieobecność. Jeszcze raz za całego serca przepraszam...
No, ale jestem! Ze mną nowy rozdział, to chyba najważniejsze.
Mam nadzieję, że "#9" się podoba. A kiedy następny? Tego ja sama nie wiem. Powinien się pojawić za dwa tygodnie choć ja myślę, że to nie realne, gdyż wyjeżdżam. Wydaję mi się, że najwcześniej dodam go za trzy tygodnie. Niestety... tym razem powodem nie jest nauka, ale wyjazd na wymianę do Holandii. Może to tylko 4 dni, ale nie będę w stanie nic napisać. Nowy rozdział według porządku powinien być 12 marca. Najwcześniej tak jak pisałam będzie 19 marca.
Pozdrawiam, Alutka :*

4 komentarze:

  1. Świetny, pozostaje tylko czekać na następny. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Postaram się, by kolejny pojawił się jak tylko to możliwe ;)
      Pozdrawiam, Alutka :*

      Usuń
  2. Świetny rozdział! :)Jestem ciekawa jak dalej potoczy się akcja. Adel coś posmutniała, chyba nic złego się nie przydarzy...Życzę weny i udanego wyjazdu! :* Nie masz za co przepraszać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te miłe słowa. Sama mam nadzieję, że ten wyjazd będzie udany ;)
      Pozdrawiam, Alutka :*

      Usuń

czytasz? = komentuj