sobota, 13 lutego 2016

#8 - czyli tak ma być.

Zakopower - Tak ma być

"Po prostu płyń, poczuj ten nurt
i spróbuj zgrać z nim każdy ruch
choć nęci tak stoicka myśl
nie tkwij jak głaz, lecz pod prąd idź."

  [K]
  „Przyjaźń –według Arystotelesa, jedna z cnót, chociaż w przeciwieństwie do cnót kardynalnych, nie jest ona cnotą normatywną. Filozof ten twierdzi, że istnieje kilka rodzajów przyjaźni: idealna (będąca wartością samą w sobie), oraz takie, z których każda ma spełniać pewien cel (przyjemność lub użyteczność).” –tak piszą uczeni…
  A dla mnie czym jest przyjaźń?
  Jak na mnie wpływa?
  Dla mnie przyjaźń jest ważna w moim życiu. Każdy człowiek pragnie jej tak samo jak miłości. A kiedy stanie się między młotem, a kowadłem wybiera się miłość, bądź przyjaźń. Czasem na przyjaciółki mówi się, że są jak „papużki nierozłączki”, co mają na myśli używając tego określenia? Nic innego jak to, że nie widzą życia poza sobą, to tak jak w miłości. Przyjaciołom pomaga się w każdej potrzebie i jesteśmy otwarci na wszelkie ich pomysły i propozycje. Nie zostawia się ich w potrzebie, tak jak rodziny. Więc kim są dla nas przyjaciele? Prawdziwi przyjaciele są dla nas wszystkim, potrafią zastąpić nam wiele rzeczy, których potrzebujemy. Wspieramy się w każdych chwilach…
  -No w końcu! –wykrzyknęłam uradowana usłyszawszy jej słowa. –A nie pomyślałaś czasem, że mogę być z lekka zazdrosna? –zapytałam z lekkim przekąsem w głosie. Spojrzała się na mnie uważnie i zbladła. 
  -Raz myślę, że popełniłam jakąś głupotę a później, że to tak musiało być i, że lepszej rzeczy nie mogłam zrobić. –odparła rozciągając swoją nogę przed biegiem. –Doradzisz mi może? –zapytała podnosząc wzrok na moją osobę. –W sumie powiedz mi czy dobrze zrobiłam, czy posuwając się do tego stopnia zniszczyłam swoje życie? –zapytała sarkastycznie. 
  -Z tego co mi opowiadałaś to nie był nachalny, więc myślę, że postąpiłaś prawidłowo. –uśmiechnęłam się szeroko za co oberwałam od Deli. –Miły jest? No oczywiście, że jest! –roześmiałam się. –Przystojny też, nie czemu w ogóle się o to zapytałam. –śmiałam się dalej z samej siebie. –Dobrze ustawiony, zabawny, może i ma swoje humorki, ale nikt idealny nie jest. –uśmiechnęłam się pogodnie. 
  -A wady? –zapytała niepewnie. –On w ogóle ma jakieś wady? –pytała dalej. –Ja go prawie w ogóle nie znam. –powiedziała to z takim smutkiem, że podeszłam do niej i usadowiłam się tuż obok na ławce. 
  -Na to wszystko masz jeszcze czas. –pocieszyłam ją przytulając mocno do siebie jak prawdziwą przyjaciółkę.
  -Może i ja chcę z nim być, ale to jest gwiazda sportu a nie taki zwykły koleś z naszej grupy co tu biegnie. –wskazała na biegnącego blondyna i pokręciła niezadowalająco głową. –Ja go nie znam, a co dopiero on mnie. Jak bym się tylko z nim gdzieś pokazała publicznie to nie byłoby tak wesoło bo prasa wszędzie węszy. –zaczęła wymachiwać rękoma. –Mi się wydaje, że on w ogóle na takie coś, by nie szedł. Po prostu coś wypił no i tak się skończyło. –wzruszyła ramionami. Po chwili wstała i skierowała się w stronę toru, już po chwili przewijała energicznie nogami.
  -Poczekaj! –próbowałam ją zatrzymać, ale na nic, ta zaczęła biec coraz szybciej i oddalała się coraz bardziej ode mnie. –Niech to szlag jasny trafi! –krzyknęłam zatrzymując się. –Ty nieszczęsny Kocie! –warknęłam idąc w stronę ławek. 
  Siedzę i obserwuję ją uważnie, nie tylko ja. Prawie cała grupa stoi za mną i zastanawia się co ta kobieta wyprawia. Z daleka nie widać nic poza ruszającym się „patykiem”, którym jest Dela. 
  -W takim tempie to igrzyska byłyby jej. –zdziwił się jeden z tamtej grupy.
  -Musiało ją coś nieźle zdenerwować, że dostała takiego kopa w dupę i pędzi jak „struś pędzi wiatr”. –stwierdził trener.
  -No musiało. –mruknęłam pod nosem wstając z siedziska. Ruszyłam w jej stronę z wielką nadzieją, że „coś” osiągnę. Podeszłam do linii startowej i czekałam aż zbliży się do mojej osoby. –Dela musisz w siebie uwierzyć. –zaczęłam biec z nią w równym szyku. Tempo jakie nadawała było niesamowicie szybkie, faktycznie z takim tempem mogłaby coś osiągnąć na olimpiadzie. –Uwierzyć w was. Nie możesz myśleć, że nic się nie stało. –dodałam po chwili. –Tam co się wydarzyło powinnaś wspominać nocami i powinno to być jednym z tych powodów twoich bezsennych nocy. –wydukałam z siebie z trudem. 
  -Przemyślę. –warknęła. Znów przybrała tempa i pozostawiła mnie w tyle. 
  -Dela! –krzyknęłam ile siły w płucach. –Nie baw się tak ze mną! –dodałam po czym gwałtownie się zatrzymałam. –Daj spokój! –krzyczałam dalej co wzbudziło zainteresowanie u uczestników tej lekcji.
  Potruchtałam do części widowiskowej i wraz z pozostałymi zaczęłam obserwować ten „pokaz” w wykonaniu Adeli. Ciągle mówili przez siebie zadziwiając się tym „zjawiskiem” jeśli można to tak nazwać. Ja siedzę a na moich własnych oczach moja najlepsza przyjaciółka się maltretuje od dobrych 10 minut, może i nie jest to długo, ale przy takim wysiłku to nieźle szarżuje. W oddali zwinnie poruszająca się osóbka nie daje z wygrane – walczy dalej… tylko z czym? Walczy sama ze sobą, a ja nie rozumiem najmniejszej przyczyny, by to robić. Najchętniej to bym tam postawiła jakiś czołg uniemożliwiając jej dalsze bieganie.
  -A kogo tutaj wiatr przywiał? –zaśmiał się trener tak głośno, że aż podskoczyłam i wstałam na równe nogi. –Co cię tutaj sprowadza? –zapytał nieco spokojniej niż przed chwilą. Obróciłam się na pięcie i moim oczom ukazał się chudy mężczyzna ubrany w zieloną, kadrową kurtkę polskiej reprezentacji skoków narciarskich. Na głowie miał szarą czapkę z sporych rozmiarów naszywką „4F”, którą można dostrzec z daleka. 
  -To odwiedzać byłego trenera już nie wolno? –zaśmiał się gość. Kiedy usłyszałam jego piskliwy głos zdałam sobie sprawę z tego kto przede mną stoi. Pan Maciej Kot we własnej osobie. Spojrzałam się na niego złośliwie i opadłam bezradnie na ławkę dalej nie spuszczając z niego swojego wzroku.
  -Odwiedzać trenera od wychowania fizycznego zawsze można. –odparł pewnie wuefista co wywołało grymas na mojej twarzy.
  -No to nieźle się zapowiada. –warknęła pod nosem i swój wzrok przeniosłam na moją przyjaciółkę.
  [M]
  -Nie wiedziałem, że z pana taki wymagający człowiek. –parsknąłem widząc co wyprawia ta dziewczyna. Biegła szybciej niż ludzie uciekający z Titanica. Jej nogi tylko unosiły się w powietrzu. Biegła szybko, ale z gracją i lekkością w nogach jak sarenka. 
  -Nie wiem co jej się stało. –pokręcił głową z zmartwieniem. Przez chwilę milczał wpatrując się w poruszający się w oddali punkt. –Dobra, idziemy! –zawołał grupę to wyjścia na tyle głośno, że aż podskoczyłem. Po chwili wszyscy wstali ze swoich miejsc i zmierzali do wyjścia. W mgnieniu oka uczniowie opuścili stadion tak, że zostałem sam i siedząca na dole dziewczyna, która tępo wpatrywała się w biegaczkę, no i ona, ta „dzikuska” na torze. 
  -Trochę sobie poczekasz jeszcze zanim skończy. –powiedziała blondyna. –Wiem, że do niej tu przyjechałeś. –dodała po chwili a mnie zamurowało. Stałem z wielkimi oczami i wpatrywałem się w nią intensywnie. Skąd tamta dziewczyna może wiedzieć, że przyjechałem tutaj do tamtej dziewczyny jak ja nie wiem w ogóle kim jest ona. –Chyba powiedziałam coś głupiego i Dela się na mnie obraziła. –powiedziała to z takim smutkiem w głosie, że zareagowałem tak gwałtownie i już po chwili  siedziałem obok niej. 
  -To jest naprawdę ona? –zapytałem zszokowany. Zielonooka spojrzała na mnie kpiąco i zaczęła się cicho śmiać pod nosem. Długo nie trwało, by przestała. 
  -Nie wiedziałam, że ona tak potrafi. –odparła z wielkim podziwem w głosie dalej wpatrując się w jej osobę. –Nigdy takiego czego śnie widziałam na własne oczy, na żywo. –dodała. Patrzyła w dal jak na jakiś obrazek, jakby była zahipnotyzowana. 
  -Mam tylko nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. –rzuciłem szybko wstając z ławki i ruszyłem w stronę band oddzielających część widowiskową od boiska. Zwinnie przeskoczyłem przez nią i zacząłem biec jej na spotkanie z hasłem motywującym: „Przyjechałeś, nie strać.”.
  -O cholera! –do moich uszu dotarł jej pisk. –Co ty tutaj robisz?! –warknęła zbliżając się do mnie. 
  -No nie spodziewałem się takiej reakcji. –zaśmiałem się po czym zahamowałem i stanąłem naprzeciwko jej. –Uważaj trochę. –powiedziałem łapiąc ją w swoje ramiona. –Co byś beze mnie zrobiła? –posłałem jej szeroki uśmiech. 
  -Nie lubię na ciebie wpadać. –udała obrażoną. Zmierzyłem ją wzrokiem po czym się lekko do niej uśmiechnąłem, gdyż jej mina była bezcenna
  -Coś ci to nie wychodzi. –zaśmiałem się widząc jej uśmiech na twarzy choć bliższe to grymasowi. 
  -Zabiję ją kiedyś. –powiedziała wyswobadzając się z moich objęć. –Normalnie zabiję. –ruszyła w stronę wyjścia. 
  -Poczekaj! –krzyknąłem za nią. –Kogo chcesz zabić? –zapytałem ze śmiechem.
  -Kaśkę! –warknęła zła. 
  -Teraz to ty naprawdę nie udajesz. –udałem poważnego widząc jej zachowanie. Pośpiesznie szedłem za nią nie wiedząc co chce zrobić,  na co ją w ogóle stać.
  -Musiałaś jemu powiedzieć, że to ja?! –wrzasnęła nie ukrywając swojej złości.
  -Prędzej czy później sam, by się zorientował. –odpowiedziała jej spokojnie na zadane przez nią przed chwilą pytanie. Uśmiechnęła się do swojej przyjaciółki po czym po woli swój wzrok przeniosła na mnie i przewróciła teatralnie oczami.
  -Po co tu przyjechałeś? –zapytała mnie sucho. Słysząc to pytanie zrobiłem wielkie oczy w ogóle byłoby najlepiej gdybym go nie usłyszał. 
  -Głupie pytanie. –parsknęła Kasia a ta druga jedynie rzuciła jej wrogie spojrzenie i nastała cisza… uciążliwa dla każdego z nas. Jej spojrzenie miotało piorunami, nigdy bym nie pomyślał, że stać ją na takie wybuchy emocji jak ten.
    -Nie znasz jej człowieku to co się dziwisz.
  *
  Brak chaosu, wrzawy i pośpiechu. Jest spokojnie, czego dawno nie przeżywałem i za czym bardzo się stęskniłem. Brakowało mi tego. Panuje tutaj przyjazna, rodzinna i miła atmosfera, a ludzie, którzy nas otaczają pochłonięci są w rozmowach ze swoimi towarzyszami, szanując pozostałych klientów… i ten nastrój, który panuje pomiędzy nami…
  -Dziękuję, że się zgodziłaś. –uśmiechnąłem się szeroko do siedzącej przede mną uroczej szatynki. 
  -To ja dziękuję, że pozwoliłeś mi się nieco rozerwać. –odparła zatapiając usta w białym winie, po czym swój wzrok skupiła na swoich dłoniach. -Dobra, muszę to z siebie wyrzucić. –zaczęła niepewnie przenosząc swój wzrok na mnie. Spojrzałem się na nią uważnie rejestrując każdy rys jej twarzy. Kąciki jej ust uniosły się lekko do góry i kontynuowała: -Muszę wiedzieć czy ty tak na serio czy chcesz się tylko zabawić. –rzuciła sucho na jednym wydechu. Jej oczy „zgasły” pojawił się cień, który przysłaniał radość, która w niej panowała jeszcze przed chwilą.
  -Nie rozumiem…
  -Naprawdę tobie się podobam? –zapytała niepewnie. 
  -A ty o czym myślałaś? –zaśmiałem się. –Niby po co bym przyjeżdżał do Krakowa tyle kilometrów, gdyby było inaczej to bym się męczył na treningu. –spojrzałem prosto w jej oczy. Były tak czekoladowe, że można było się w nich „roztopić”- powróciły. Wziąłem w swoje ręce jej dłonie, na których skupiłem teraz swój wzrok. –Nie byłoby nas tutaj. –uśmiechnąłem się szeroko. Już nic nie odpowiedziała, jedynie na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
  W milczeniu konsumowaliśmy zamówiony obiad. Ona wpatrzona w swój wielobarwny talerz, a ja w  nią. Kiedy się na nią patrzyłem ona nawet nie próbowała oderwać wzroku od swojego jedzenia, ale kiedy tylko ja przeniosłem wzrok na inny punkt czułem jej wzrok na sobie. Nie był on uciążliwy, a raczej był przyjemnym. 
  -Przestań. –parsknęła omijając mojego spojrzenia.
  -Co? –zacząłem się śmiać co wzbudziło niezłe zainteresowanie u pozostałych klientów restauracji. 
  -No coś ty zrobił. –szepnęła zawstydzona tą sytuacją.
  -Po co się śmiałaś. –parsknąłem.
  -Od razu wszystko na mnie. –udała obrażoną wstając od stołu. –Zaraz wracam. –szepnęła udając się w stronę toalet. Śledziłem uważnie jej sylwetkę dopóki nie zniknęła za kamienną ścianą.
  Obejrzałem się dookoła. Wszystko stonowane, sam beż i biel. „Shabby Chic”. Kolory nie rzucające się w oczy, ale dodające uroku takim miejscom jak to – krakowska restauracja. Jasne, białe komody z drewna a na nich różnorodne gatunki kwiatów. Na ścianach wisiały różnego typu delikatne, „średniowieczne” obrazy, które świetnie komponowały się z całym wystrojem, a z pewnością do tego pomieszczenia nie pasowałoby żadne z nowoczesnych ozdób. „Stary styl”. Nie ukrywam, że ten lokal mi się podoba, a nawet bardzo. Pewnie kobieta, by się zachwyciła i stwierdziła, że tu jest idealnie, ale z racji, że jestem facetem taka opinia wystarczy w zupełności.
    -Nie rań męskiej dumy.
    -Nie zamierzam.
  Wziąłem do ręki „kartę”, która była najwyraźniej formą reklamy tej restauracji. Na okładce widnieje sporych rozmiarów zdjęcie bo aż na ¾ kartki A4, a nad nim nazwa „Chabby Chic”. Wszystko w takim samym stylu, aż miło się na to patrzy. Nic tylko chwalić kreatorów, którzy zaprojektowali wnętrze tego lokalu, gdyż jest tutaj niesamowita atmosfera spowodowana tym cały wystrojem tego miejsca. 
  -Pięknie tutaj. –westchnęła wracając na swoje miejsce. –Wszystko takie… -rozglądnęła się dookoła. –Takie jak z bajki. –odpowiedziała z uśmiechem. 
  -To prawda. –potwierdziłem jej słowa. Spojrzała się na mnie niepewnie i uniosła brew w górę.
  -Rzadko takie rzeczy słyszy się z ust mężczyzn. –mruknęła.
  -No widzisz. –zaśmiałem się.
  -Tak w ogóle to dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś i mogłam zjeść taki pyszny obiad. –westchnęła kładąc swoje ręce na brzuch. –Te polędwiczki w sosie z grzybami były takie pyszne... –mruknęła teatralnie przewracając oczami. –Ale to za dużo jak dla mnie.
  -Dobra porcja jak dla sportowca. –zaśmiałem się spoglądając na swój talerz. Jeszcze kilkadziesiąt minut na nim znajdowało się pyszne danie, a teraz… to wszystko jest we mnie.
  -Zaraz zabijesz go wzrokiem. –parsknęła moja towarzyszka. Spojrzałem prosto w jej oczy, widziałem w nich tą iskierkę… iskierkę nadziei. Tylko na co?
  Nadzieję na nowe jutro? 
  Na lepszą przyszłość? 
  Na szczęście?
  Pytań jest wiele, a odpowiedź tylko jedna, najprawdziwsza. Jej wzrok błądził po zakamarkach pomieszczenia, a na jej twarzy cały czas gościł miły uśmiech, który uzależniał tak, że z chęcią się na nią patrzyło. Była wyraźnie zafascynowana tym miejscem. Kiedy oglądała obrazy na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
  *
  Krakowskie przedmieścia zawsze tętnią życiem, niezależnie od pory dnia i roku. Mnóstwo ludzi spacerujących przez uliczki Krakowa. Turyści, którzy z zaciekawieniem zwiedzają co się da… i takie pary jak my, trzymające się za dłonie i szepczące sobie czułe słówka wzajemnie do siebie. Idą obok siebie i co chwilę przyglądają się swoim twarzom i uśmiechają się szeroko maszerując dalej…
  -Ma być tak, jak jest. –zaśmiała się po czym złączyła nasze usta w czuły pocałunek.
  -Jest niesamowicie dobrze. –szepnąłem do jej ucha siadając na jednej z ławek.
  -To prawda. –uśmiechnęła się szeroko. Po chwili poczułem na swoim ramieniu jak kładzie na nie swoją głowę wtulając się we mnie. Pocałowałem ją w czoło po czym przytuliłem ją mocno do siebie.
  [A]
  Szczęście, definicja tego słowa jest o tyle „skomplikowana”, że każdy bez jakiegoś większego problemu zrozumie jego znaczenie. Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywnie. Psychologia wydziela w pojęciu szczęście rozbawienie i zadowolenie.
  A czym jest dla mnie to szczęście?
  Szczęście jest dla mnie jak jedna z części duszy każdego z nas, a tak samo jest jedną z tych rzeczy, które pomagają nam żyć, dają sens życia. Niektórzy mówią, że spotkali szczęście swojego życia czy też wyraża się do kogoś jako jego największe szczęście. To wszystko jest prawdą. Ja w ciągu swojego życia nie raz doznałam euforii a było to najczęściej zwycięstwo w konkursie tanecznym. Szczęściem dla nas są też ludzie. Największym szczęściem mojego życia dotychczas było i jest pojawienie się w takiej rodzinie w jakiej jestem.
  Dlaczego my właściwie jesteśmy szczęśliwi?
  A raczej co jest tym powodem, że jesteśmy w takim stanie? Odpowiedź jest nie jedna, a to dlatego, że to zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Może to być szansa na pokazanie swoich możliwości poprzez dostanie się do jakiegoś programu czy też zwykłe,  ale niezwykłe zdjęcie ze swoim idolem. Takich powodów jest kilka tysięcy, a nawet milinów czy też miliardów, ale to ty ustalasz co tobie daje to szczęście…
  -Mógłbyś trochę pogłośnić. –zapytałam kierowcę. Bez żadnego słowa zwiększył głośność radia i do moich uszu dotarła znana mi melodia. Wyraźnie słyszałam każde słowo zaśpiewane przez Jona Bon Joviego. –Because we can! –dokończyłam zwrotkę razem z wykonawcą. Swój wzrok skupiłam na dłoni bruneta, która spoczywała na kierownicy pojazdu. Jego ręka rytmicznie wystukiwała rytm zawarty w piosence. 
  -She’s in the kitchen starin’ out the window. So tired of livin’ life in blach and white. –zabrzmiał głos mojego towarzysza. –Right now she’s missin’ those techniclour kisses. When je turnus down the lights. –uśmiechnęłam się szeroko pod nosem i dalej się w niego wpatrywałam.
  -But lately feelin’ like a broken promise. In the mirror starin’ down his doubt. –zaczęłam śpiewać swoją kwestię. –There’s only one thing in this world that he’d know. He said forever and he’ll never let her down.
  -Razem tworzymy znakomity duet, nie sądzisz? –zapytał poważnie. 
  -No tak, nie ukrywam. –odpowiedziałam jemu również zachowując powagę, lecz po chwili oboje śmialiśmy się ze swoich słów. –Because we can, our love can move a mountain. –zaczęłam dalej ciągnąć śpiew piosenki.
  -We can, if you believe in we. –dodał od siebie. Spojrzałam się na niego wrogo, po czym zaczęłam się śmiać. 
  -We can, just wrap your arms around me. 
  -We can, we can. –zakończyliśmy razem piosenkę. 
  -A po polsku coś potrafisz? –zapytał uśmiechając się szeroko. Zmierzyłam go wzrokiem i zaprzeczyłam gestem głowy. –To zaraz poznasz. –zaśmiał się stukając coś przy panelu radia. 
  Po chwili dotarła do mnie skoczna melodia. Pierwsze co przyszło mi do głowy to jakiś góralski kawałek. Nie myliłam się, gdyż już po krótkim czasie usłyszałam tekst utworu.
  „Po prostu płyń, poczuj ten nurt i spróbuj zgrać z nim każdy ruch choć nęci tak stoicka myśl nie tkwij jak głaz, lecz pod prąd idź.”
  -Do źródła płyń, choć łatwo tak obetrzeć skórę pośród skał w kałuży stać też można, lecz jak z mętnych wód wywołać sens. –z myślenia wyrwał mnie śpiewający Maciek. Nigdy bym nie przypisała do niego takich umiejętności, co muszę przyznać, że nie wychodzi mu najgorzej. Uśmiechnęłam się szeroko wpatrując się w jego poruszające usta. –Tu jest tak, jak ma być i ma być tak, jak jest. W przeciwnościach jest też życia smak i sens póki miłość jest w nas. –wczuł się w swoją rolę, gdyż nie było wiadome to kiedy przestanie śpiewać. Nie ukrywam, że mi się to podoba, ale głupio się z tym czuję.
  Od małego dziecka muzyka była mi bliska. Razem z mamą zawsze wykonywałyśmy nasze ulubione utwory w ojczystym języku bądź coś z światowych play-list, ale nigdy nie spotkałam się z polskimi wykonawcami pomimo tego, że tata wiązał dużo z Polską. Może i uczę się polskiego, ale śpiewać mi bez tekstu nie jest dane…
  -Trudny język. –powiedziałam kiedy przestał śpiewać. Ten jedynie smutno się do mnie uśmiechnął i skupił wzrok na drodze.
  -Mam dużo czasu, by cię nauczyć. –odparł wesoło odwracając się w moją stronę. 
  [M]
  Wchodząc do akademiku wspomnienia powróciły. Ten budynek, który tyle mi przypomina… i ten korytarz, na którym zawsze coś się działo. Z każdym razem kiedy tutaj wracam, odświeża się obraz w mojej głowie. Tęsknię za tym miejscem i to bardzo, aż nie chce się pomyśleć, że te lata tak szybko minęły…
  -To tutaj. –uśmiechnęła się szeroko i przekręciła klamkę. Lekko uchyliła drzwi po czym swój wzrok przeniosła na mnie. –A tobie co? –zapytała żartobliwie. 
  -Wspomnienia mnie zalewają. –odparłem uśmiechając się lekko.
  -Wróciłam. –prawie krzyknęła wchodząc do „mieszkania”. Cicho chrząknąłem i się roześmiała. –Wróciliśmy. –poprawiła się wpuszczając mnie do środka. 
  Ściągnąłem z siebie kurtkę po czym odwiesiłem ją na wieszak. Uważnie rozejrzałem się po pokoju, Kasi nigdzie ni było. Po chwili drzwi od łazienki się otworzyły i zza nich wyłoniła się sylwetka blondynki. Uśmiechnięta bez słowa podążyła w stronę aneksu kuchennego.
  -Jak miło was widzieć razem, nie skaczących sobie do gardeł. –parsknęła opierając się o parapet.
  -Mi też miło cię widzieć. –odparłem siadając na jednym z łóżek.
  -Herbaty, kawy? –zapytała Adela.
  -A kakao posiadacie? –parsknąłem wstając, by już po chwili stać obok niej.
  -Powinno być. –uśmiechnęła się pogodnie i zaczęła szurać w szafce. –To pijemy kakao. –zaśmiała się wyciągając kubki z szafki.
  -Sushi? –nagle zapytała blondynka podrywając się z miejsca.
  -Ja tylko na chwilę, bo trzeba się zbierać do Oslo. –sprawnie odpowiedziałem. Szatynka westchnęła, a druga tylko się uśmiechnęła. 
  Siedzieliśmy przy niewielkim stole znajdującym się pod oknem w ich pokoju. Na pierwszy rzut oka nikt, by nie pomyślał, że mieszkają tutaj takie sportsmenki jak one. Kiedy się wchodziło do pokoju mojego i Kuby panował tam wielki chaos, a tutaj zupełne przeciwieństwo. Wszystko ma swoje miejsce. Nigdzie nic się nie podziewa, wszystko sprecyzowane. Z podziwem „poznawałem” każdy zakamarek tego pomieszczenia…
  -A gdzie ty wtedy zniknąłeś po rozpoczęciu roku na auli? –z myślenia wyrwał mnie głos Kasi. Momentalnie ocknąłem i swój wzrok skupiłem na jej osobie.
  -Odwiedziłem stadion. –zaśmiałem się. –Przed czym miałem bliskie spotkanie ze ścianą. –dodałem z przekąsem na co oby dwie zaczęły się śmiać.
  -Kto, by pomyślał. –odparła szatynka. Spojrzałem się na nią z niemałym zakłopotaniem. –To byłam wtedy ja. –wybuchła śmiechem. 
  -Jak to? –zapytałem moją „dziewczynę”.
  -No tak, to byłam ja. –puściła mi oko po czym zatopiła usta w gorącej cieczy.
  -No proszę. –zaśmiała się ta druga. –Spotkaliście się w październiku a dopiero dziś, w lutym się o tym dowiadujecie, no nieźle. –parsknęła kręcąc głową.
  *
  -To kiedy znów się zobaczymy? –spytała mnie z wyrysowanym smutkiem na twarzy.
  -Jak wrócę z Norwegii. –westchnąłem. Spojrzała się na mnie smutnym wzorkiem i oddaliła się ode mnie na kilka metrów. 
  -Dam radę. –wtuliła się mocno we mnie, a ja poczułem, że w tym momencie krzywdzę tą dziewczynę. –Będę czekać. –dodała patrząc mi prosto w oczy. –Wróć cały. –zaśmiała się lekko pociągając nosem. Płakała. Przeze mnie. Lekko musnęła moje usta i pozwoliła mi wsiąść do auta.
  Nie czekając na nic, wsiadłem do niego posyłając jej wcześniej szczery uśmiech. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i odpalił się silnik. Jeszcze raz spojrzałem na nią. Była już dość daleko, było tylko widać oddalającą się sylwetkę. Czuję się okropnie, wiedząc, że ona cierpi przez takie „coś”, a jednak to zbyt wiele. 
  Jadąc autostradą mijałem tylko pojedyncze samochody co było spowodowane późną godziną. W głowie biłem się za to co robię. Co robię jej, jak i zarówno samemu sobie. Kocham ją, ona mnie też, ale takie coś nas wzmacnia – tak bynajmniej myślę. Nie chcę, żeby później żałowała każdej chwili spędzonej ze mną. Chcę dla niej jak najlepiej, żeby śniąc o mnie pojawiał jej się uśmiech na twarzy zamiast budzenia się w nocy z płaczem, bądź bezsennych nocy. Nawet sam nie wiem, czy jesteśmy parą. Jeszcze żadne z nas nie powiedziało do siebie w ten sposób. Ani razu nie powiedzieliśmy sobie tych dwóch słów „Kocham cię”.

"Nie ważne co się stanie ma być tak, jak jest."
~Alutka


~~*~~
Cześć i czołem!
Nie sądziłam, że się wyrobię i waszym oczom ukaże się 8 rozdział już dziś. To chyba jakieś cudy przy takim zapracowanym tygodniu! No, ale cuda się zdarzają... dowodem jest wczorajszy skok Maćka z pierwszej serii "Maciej Czarodziej". 132. metrów się zapowiadało, a w pięknym stylu skoczył 192.5. metra! Brawa! Dziś i jutro kolejne konkursy co oznacza zaciskanie kciuków przed telewizorem. 
A jeśli chodzi o rozdział to mam nadzieję, że was zadowoliłam i chciałyście przeczytać właśnie taki odcinek.
Każda opinia mile widziana :)
Pozdrawiam, Alutka :*



6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!Adel i Maciek spędzają ze sobą coraz więcej czasu, ciekawe co będzie dalej:), bo rzeczywiście zgrany z nich duet.Jeśli chodzi o loty to wczoraj w drugiej serii warunki naszym zawodnikom nie dopisały, ale dzisiaj też jest dzień, więc ognia! :) Życzę jeszcze większej weny. Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za taką opinię ;* Dzisiaj skoki były... no i się nie popisali, mogę być jedynie dumna z naszego Piotrka i cudownego Petera Peevca.
      Pozdrawiam, Alutka :*

      Usuń
  2. Świetny rozdział. Niczego mu nie brakuje. Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam z całego serduszka za nieobecność.
    Co do całości to brak mi słów.
    Nawet nie wiesz, jak się cieszę, ze Maciek i Adela spędzają ze sobą coraz więcej czasu. Można wziąć ich prawie za parę, może Maciek dramatyzuje. Może ,, kocham Cię " ukazywanie jest w czynach, a nie słowach? Na te dwa słowa przyjdzie jeszcze czas. Mam nadzieję, ze teraz będzie już tylko lepiej. W końcu poznali się, a to już duży krok do przodu.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i dużo weny życzę.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już pisałam ostatnio, że nie masz za co mnie przepraszać; ) Cieszę się, że jesteś i, że rozdział się tobie podoba.
      Pozdrawiam, Alutka :*

      Usuń

czytasz? = komentuj