sobota, 19 grudnia 2015

#4 - czyli ktoś nowy.


"Wymyślę się od nowa, poskładam się inaczej.
Ubiorę w inne słowa, najlepiej jak potrafię.
Kilka zmian i będę tym, kim będę chciał."


[M]
  Siedziałem w naszym kadrowym busie, który miał za zadanie dowieźć nas wszystkich, całych i zdrowych do Klingenthal na ostatni konkurs LPK w skokach narciarskich. Drogę pokonaliśmy wyjątkowo szybko, pomimo tych licznych przeszkód na trasie, byliśmy po 9 godzinach już pod hotelem, który mieliśmy dzielić z norweskim składem. Podróżowaliśmy w nie małym składzie, iż było nas 8 w jednym busie. Humory jak zawsze nam dopisywały. Kubacki, Kłusek i Biegun, no niezłe wydanie. Dzięki takim właśnie pajacom długa droga mija szybko, ale to nie znaczy, że mile. Nie zawsze można się przespać podczas podróży, a wina leży po stronie tej świętej trójcy.
  Już dzisiaj mieliśmy rozpocząć rywalizację na skoczni całą szóstką z naszego kraju: Stefan, Dawid, Bartek, Krzysiek, Andrzej no i ja. Pogoda dzisiaj nam dopisywała co wskazywało na to, że wszystkie skoki zostaną oddane planowo. Już na dzisiaj na godzinę 14:30 zaplanowano oficjalny trening, a o 16:30 miał się odbyć konkurs indywidualny. Jutrzejszy, niedzielny dzień też zapowiadał się dość ciekawie, ponieważ o 9:00 seria próbna a godzinę od jej rozpoczęcia czas na konkurs indywidualny.
  Pierwsze co zrobiłem wchodząc do swojego tymczasowego pokoju to odrzucenie na bok wszystkich swoich torb i wylądowanie na łóżko. Broń Boże mi teraz przeszkadzać, odpoczywam. –westchnąłem opadając bez sił twarzą na miękkie łóżko. Nie mam zamiaru się stąd w ogóle ruszać, przyjemna pościel od razu otuliła moje policzki. W końcu cisza, spokój. Jak ja to lubię. –parsknąłem odwracając się na plecy. -Aż za dobrze. –pomyślałem. Moje usta ułożyły się w szeroki uśmiech a ręce powędrowały za głowę.
    -A pomyśl jak byłoby pięknie gdyby ona też tutaj była, co? Pięknie prawdaż?
    -Oj, pięknie by było.
    -Wyobraź sobie, że leżycie sobie tutaj we dwójkę, ty i ona wtulona w ciebie przy czym jej głowa słodko opada na twój tors i coraz bardziej do ciebie przylega. Wygląda słodko a ty nie możesz się na to napatrzeć…
    -Ja jej nigdy na oczy nie widziałem!
    -No to co? Wyobrażać sobie nie można, rozmarz się trochę a nie taki spięty i nerwowy gość jest z ciebie.
    -Ja nerwowy i spięty?!
    -Zmień się.
  Leżałem na tym łóżku jak jakiś debil a mój wzrok przykuł jakiś blady sufit, nic lepszego tylko to coś właśnie nade mną. Nagle stał się taki interesujący, jak nigdy. Czy ja kiedykolwiek byłem spięty. Czy ja w ogóle taki jestem? Jestem sobą i nigdy taki nie byłem. Po co mam się w ogóle zmieniać? Dobrze jest mi z tym, nie narzekam na to. Ba, nikt na to nigdy nie narzekał. –zacząłem toczyć ciężką walkę z moimi myślami jak nigdy dotąd. Pytania nasuwały się z ogromną prędkością a odpowiedzi poszukać nie łatwo.
   Z zamyślenia wyrwały mnie donośne krzyki, które dobiegały z hotelowego holu. Zerknąłem na drzwi, za którymi wszystko się działo, ale były zamknięte, a głosy w dalszym ciągu są głośne a z chwilami jeszcze bardziej wkurzające.
  -Ty Biegun! –odzywa się Kłusek. Ten wrzask od razu spowodował, że wstałem z łóżka i już byłem gotowy na to, by opuścić swój pokój i nawrzeszczeć na tą bandę idiotów. Nawet nie można mieć chwili spokoju dla samego siebie bo te debile mają pełno energii i zdolni są tego, by cały ośrodek w nocy postawić na równe nogi.
  -Zoba tego idiotę Kubackiego! –słyszę kolejny głos. Teraz to i Andrzeja mam ochotę ukatrupić. –Te jednorożce! –parsknął śmiechem. –Chłopaki zobaczcie! –dodał po chwili. No ja po prostu nie ręczę za siebie!
    -2w1, zobacz sam. Nerwus i to jaki spięty. A sam mówi, że nigdy taki nie był, że jest sobą i dobrze mu się z tym żyje, i że nigdy nikt mu na to uwagi nie zwrócił. Normalnie zaraz ze śmiechu nie wytrzymam.
  Nie wytrzymuję już tego wszystkiego. Otwieram z wielką siłą drzwi i staję w progu im na przywitanie. Moim oczom ukazuje się 4 sprawców tej całej szopki. Patrząc na nich i na to co mają na sobie chce mi się po prostu z nich śmiać, ale z drugiej strony mam ochotę ochrzanić ich za to co zrobili. Kipię cały złością i to nie bez przyczyny. Pierwszy zauważył mnie Krzysiek, który od razu podbiegł do mnie z marnymi jak zawsze wyjaśnieniami. Cały on… -westchnąłem opierając się o futrynę grot.
  -Całą czwórką –wskazał na resztę chłopaków stojących za nim. –chcielibyśmy ciebie serdecznie przeprosić. –już nie mogłem na niego patrzeć, ledwo co trzymał się na nogach, gdyż już nie mógł ze śmiechu a w jego oczach zbierały się już łzy, które były spowodowane tym wszystkim co tutaj miało miejsce. A te przeprosiny mógł sobie darować, to jakaś dziecinada nie jesteśmy w szkole i nie zadałem mu zadania, by wymyślił przeprosiny do jej wysokości. –To na pewno nie jest tak jak ci się wydaje...
  -My właśnie z basenu wracamy. –wciął mu się w słowa Kubacki, który powoli wymykał się z towarzystwa. Chwyciłem go mocno za rękę zapobiegając temu. –No przepraszam Maciusiu, ale to nie moja wina. -na co mi jeszcze usprawiedliwienie tego debila?! –To wszystko przez tych idiotów. Ja nic złego nie zrobiłem. Po za tym to nie ja...
  -Widziałem i słyszałem dobrze co tutaj się działo. Tyle mi wystarczy! –warknąłem. –Może jestem lekko przygłuchy, ale za to wzrok mam na tyle dobry bym mógł stwierdzić co tutaj się stało. A te wasze usprawiedliwienia mogliście zostawić dla siebie, a może lepiej do trenera bo tam będzie jazda jak się o tym dowie.
    -Jeden do zera, grasz dalej?
    -Gram. –stanowczo jej odpowiadam.
  –A tak w ogóle to ciekawe co on, by powiedział na to wasze bieganie i wrzeszczenie po hotelu, w dodatku w samych kąpielówkach i motylkach dla małych dzieci, które uczą się pływać. –zmierzyłem wrogo każdego z nich. –A o ile pamiętam to na zajęciach na basenie nie macie z tym najmniejszych problemów! –zacząłem ich pouczać jak dobry ojciec. Teraz mogę w 100% zgodzić się ze słowami swojej rodzicielki. Jest to banda dużych dzieciaków, które nie mogą dorosnąć. Zachowują się gorzej niż dzieci takiego Piotrka a tamte to święte w ogóle nie są i nie będą. Za ojcem… Wtedy broniłem chłopaków, a teraz? Nic tylko przyznać jej rację. -Nie zdajecie sobie nawet sprawy z tego co inni ludzie o tym myślą! Myślcie też o innych a nie tylko o tym, by samemu dobrze się bawić!
  -Panowie co tutaj się dzieje? –do rozmowy dołącza się trener Maciusiak. No to wywołał wilka z lasu! Jeszcze tego brakowało. Kiedy tylko zobaczył chłopaków zamarł. Wcale mu się nie dziwię, zastał piątkę swoich podopiecznych w niecodziennej sytuacji. Jeden naburmuszony a reszta płacze ze śmiechu w dodatku ten żałosny strój w jakim są… Nic tylko na łeb dostać  z takimi ludźmi.
  [TM]
  -Może łaskawie mi ktoś opowie co tutaj się wydarzyło kiedy mnie nie było, bo na pierwszy rzut oka najlepiej to nie wygląda. –poprosiłem. Wszystkie pary oczu skupiły się na jednym z moich młodzików, na Maćku.
  -Nie można pobyć w chwili spokoju przed zawodami bo te debile latają jak jacyś idioci po tym korytarzu i wrzeszczą. Nawet w busie nie zmrużyłem na chwilę oka bo bawili się w najlepsze. –odezwał się nieźle wkurzony Kot a jego mina mówiła sama za siebie. –Zachowują się jak dzieciaki! –krzyknął. –Rozpieszczone dzieciaki, które myślą, że im wszystko wolno! –dodał z wielką złością, która w nim rosła. Po chwili zniknął za drzwiami swojego pokoju trzaskając donośnie nimi, zrobił to z taką siłą, że numerek pokoju „7” aż się zachwiał.
  -Gratulacje chłopaki dla was. Gromkie brawa. –parsknąłem. Dzięki nim Maciek i jego tymczasowy stan psychiczny wymaga uwagi. Niby takie małe zajście, ale jednak jest to wrażliwy chłopak, którego szczerze podziwiam i jestem z niego dumny pod każdym nawet małym względem. Miejsce na podium w konkursach LPK, jestem dumny z tego młodszego syna Rafała, naprawdę robi wrażenie.
  -To nie nasza wina. –zaczął Bartek.
  -Zgłaszam przeciw. –z tłumu wyjawia się szanowny pan Kubacki. –Maciek ma racje.
  -Jak zawsze z resztą, nie ma w ogóle o czym gadać. –przytaknął mu Andrzej.
  -Ależ jest chłopacy. –powiedziałem uspokajając podenerwowanych podopiecznych. –Po pierwsze, nie powinniście biegać po korytarzach w takim właśnie oto stroju. –wskazałem na stojącego obok mnie Bieguna. –Po drugie, nie wrzeszczeć tak głośno, że ludzie się skarżą bo było już tak nie raz. –moje słowa wywołały wybuch śmiechu u pozostałych. Każdy z nich dobrze zna tą sytuację, która miała miejsce na pierwszych zawodach LPK. –Po trzecie, Maciek ma zupełną rację, bardzo się cieszę, że stwierdziliście to sami. Nie miejcie mu za złe tej awantury, iż zrobił bardzo dobrze. Nic tylko się zmieńcie chłopcy, wyjdzie wam to na dobre. –wszyscy zgodnie przytaknęli głowami. –No to teraz tak. –zerknąłem na swój zegarek, który wskazywał 12:30. –Wracamy do swoich pokoi, a za 40 minut widzimy się na dole w holu i jedziemy na skocznie. Proszę tylko o to, abyście się spakowali i wszystko wzięli, żeby odbyło się bez jakiś zbędnych poszukiwań zaginionych rzeczy.
  -Pamiętajcie tylko o porządku w pokojach, co nie Dawid? –zapytał Kłusek.
  -Ależ skądże. –parsknął znikając za drzwiami z numerem „4”.
  *
  Taki talent, nie może go zaprzepaścić, to byłaby katastrowa dla każdego z nas, z osobna. Ta zaistniała sytuacja nie może mu zaszkodzić w dzisiejszym konkursie, choć dobrze wiem, że nie będzie z tym łatwo. Ma chłopak ambicje tylko, żeby na tym nie popadł. Trzymam mocno kciuki za jego dzisiejsze i jutrzejsze występy.
  Wiedziałem, że ci nasi są zdolni do różnych rzeczy, ale bieganie po hotelu w kąpielówkach i tych gumowych motylkach na rękach, no bez przesady. Jakoś nigdy żaden z nich mi się nie skarżył na to, że nie potrafi pływać, a zadowoleni są z wodnego aerobiku. Zabawy, zabawami, ale nie przesadzajmy. Jeszcze trochę i nie będę miał na nich w ogóle sił. Mam nadzieję, że wezmą sobie moje i Maćka słowa do siebie i zrobią coś ze swoim zachowaniem. Zachowują się nieodpowiednia jak na ich wiek przystało. Dobre 20 lat mają, a czasem nie da się ich ustawić do pionu. Stają się dla mnie wielkim problemem. Bo co niektórym ludziom to się wydaje, że pełnoletni faceci są odpowiedzialni. Ba, bynajmniej powinni tacy być. Nie raz słyszałem od Łukasza o wypałach jego kadry, jacy to oni czasem są nieodpowiedzialni i nieprzewidywalni. Nic, nawet niedbały sobie ręki za nich uciąć, a szczególnie za takiego Żyłę. Najstarszy w kadrze razem z Kamilem a jakoś tego nie okazuje w żadnym, a nawet najmniejszym, jakimkolwiek stopniu. Dlatego chciałbym zapobiec tego wszystkiego tutaj, u mnie. Nawet to niemożliwe tutaj, w tej grupie, nie ma tutaj Piotrka więc jestem od tego uchroniony. No niezły wywijas z niego muszę to przyznać.
  [M]
  Tuż za podium! 4 miejsce. Ale pozytywnie. Klasyfikacja periodu wygląda dobrze, a o to przede wszystkim walczę. Mam nadzieję, że jutro warunki będą równie dobre i sprawiedliwe, a moje skoki lepsze.
  1 miejsce w klasyfikacji generalnej należy do Daniela Andre Tandego i na to wygląda, że już z niego nie zejdzie. Kubacki uplasował się pozycję niżej a ja tuż za nim zamykając czołową trójkę. Mam nadzieję, że już tak zostanie do jutra, do końca ostatnich zawodów. Nie chcę jeszcze opadać na laurach, trzeba walczyć do samego końca, do jutra kiedy to wszystko się już zakończy.
  *
  Wchodząc do stołówki dopadł mnie chaos, który był wywołany przez norweską grupę skoczków. Od samego początku czułem, że nie będzie nam z ty za dobrze, a organizatorzy się nie postarali o dobre warunki mieszkaniowe dla nas z tymi właśnie o to ludźmi.
     -Chyba tobie coś nie pasuje. Inni jakoś nie narzekają na to.
     -Odpocząć się nie da.
     -A dziwne bo jak się z Piterkiem zgracie to innym żyć nie dajecie. Ty miszcz kawałów a tamten dopełnia całość.
 Szaleli jak nie normalni, myślałem już, że nasz Piotrek tylko potrafi takie rzeczy. Ale, że oni?! Zawsze tacy wzorowi. Alexander tylko ich chwalił, a ta impreza to chyba nie jest godna pochwały. Nawet Maciusiak i Kruczek nigdy w życiu tak się nami nie zachwycali. Oby dwoje wymagają od nas więcej, więcej i coraz więcej. Moim zdaniem dobrze, że tak właśnie jest. Oby te chłopaki nie opadli na tych ciągłych pochwałach od trenerów.
  Do moich uszów dotarła głośna muzyka, którą puścił z głośniku właśnie jeden z nich. Stanąłem przy oknie i uważnie zacząłem oglądać całą tą sytuację. Wszyscy Norwedzy tańczyli  z radości a Daniel im przygrywał. Coś niepodobnego…  Nigdy nie widziałem, żeby jakakolwiek grupa urządzała sobie imprezę przed zakończeniem konkursów. Oni są jacyś nienormalni. Skaczą po stołach, naskakują na siebie, śpiewają tekst piosenki, którą zapodaje Tande. Przepraszam, oni krzyczą a nie śpiewają. Talentu wokalnego to żaden z nich nie posiada, a szkoda, byłoby miło i takim sposobem podbiliby YouTube. Nie pozostało mi nic innego w tym wypadku jak wyciągnięcie telefonu i nagranie tych debili. No to teraz będę miał z czego się pośmiać jak wrócę już do domu. –parsknąłem. Odblokowałem telefon, włączyłem kamerę i rozpocząłem nagrywanie.
     -Piotrkowi od razu wyślij, to będzie niezły ubaw!
     -Ze śmiechu się nie pozbiera!
    -Prędzej to się obrazi, a później wymyśli co zrobić, by być lepszym od tej bandy.
     -O tak!
  [K]
  -Czy ty kiedykolwiek byłaś w kimś zakochana? –zapytałam rozbawioną szatynkę. Jej oczy momentalnie zrobiły się wielkie, ale znów powróciła do niej wielka euforia. Jest taka radosna jak nigdy dotąd…
  -A może. –parsknęła. Wywróciłam teatralnie oczami. Nie raz rozpoczynała ten temat w stosunku do mnie, aż w końcu dopięła swego.
  -Wiem, że strasznie rozpiera ciebie energia, ale ja się ciebie pytam na serio. Od kilku dni jesteś taka jakaś inna, rozgarnięta a w tobie cały czas radość, uśmiech nie schodzi tobie z twarzy. Coś musi być na rzeczy, a mnie nie oszukasz. –uśmiechnęłam się cwanie.
  -Kilka dni temu zadzwonił do mnie Jozef. –zaczęła niepewnie. –Wolałabym, żeby to ona do mnie sama zadzwoniła…
  -Wnioskując z twojego zachowania to wszystko okej? –spojrzała się na mnie. –Tak? –zapytałam ponownie.
  -Powiedział, że wyszła ze szpitala. Nie wiem co będzie dalej, cieszę się tym co jest. Nawet nie wiesz jakbym chciała teraz tam z nimi być… -przez jej twarz przeszedł cień. Zrobiła się smutna i nieswoja.
  -Ale to już wszystko okej? –zapytałam, by się upewnić.
  -To znaczy się…
  -Trzeba żyć z nadzieją. –dodałam pewnie.
  -Dokładnie. –z radosnej dziewczyny zrobiła się zrozpaczona kobieta. Jestem z niej po prostu dumna. Ile musi mieć i odwagi, w ogóle jak mocno trzeba w to wszystko wierzyć, żeby przejechać te dobre 100 kilometrów, by kontynuować tutaj studia.
    -Może tak po prostu nie jest jej z tym lekko.
    -To niby dlaczego tutaj przyjechała?
    -W taki sposób o tym zapomina. Jest jej tak lepiej, lżej.
    -A ta radość?
    -Ona żyje z nadzieją o lepsze jutro. Nie dziw się jej. Od kilku dni jest jak skowronek bo cieszy się, że wróciła do domu. A jak jest naprawdę to nie wiesz i musiałabyś coś więcej od niej wyciągnąć, ale wątpię w to, że powiedziałaby ci wszystko co się dzieje.
    -No fakt, nie jest to najlepsza sytuacja. Mi też nie byłoby z takim czymś lekko. Pff, mnie tutaj w ogóle, by nie było, nie dałabym rady.
    -Gdzie podziała się ta optymistka? Gdzie to pozytywne nastawienie?
    -To inna bajka…
    -Pesymistka.
  *
  Dobrą godzinę temu wyszła z mieszkania bez słowa i nadal jej nie ma, nie wróciła w dalszym ciągu... Zaczynam się naprawdę martwić. Czuję się winna, zrozumiałam, że nie powinnam tak na nią naciskać, złamałam coś w niej i nie jest mi z tym najlepiej. Nie chcę, żeby przeze mnie coś zmieniała w swoim życiu. Dobrze wiem jak jest dla niej to wszystko ważne, jak ją kocha i nie tylko.
  Usłyszałam jak ktoś za drzwiami próbuje się uporać z kluczami od nich.             Lekkie przekręcenie klucza w zamku, naciśnięcie klamki i do pomieszczenia wchodzi rozpłakana Adela. W ogóle nie zwraca na mnie uwagi i pierwsze co robi to udaje się do kuchni tak jakby mnie w ogóle tutaj nie było, jakby byłą sama w tym mieszkaniu. Słychać lecącą wodę z kranu a po chwili pstryknięcie elektrycznego czajnika. Zatrzaśnięcie szafki a po chwili stuknięcie kubków o blat kuchenny. Znam ją nie od dziś a od 3 lat i wiem, że taka kolej rzeczy oznacza coś poważniejszego. Nagle do „salonu” przychodzi moja kochana czarnulka i siada na swoim łóżku naprzeciwko mnie. Podaje mi z uśmiechem mój ulubiony kubek w pstrokate kwiaty, a ona sama ze swojego upija łyk.
  -Wyszłaś bez słowa, spokojnie z mieszkania. Wróciłaś zapłakana, poszłaś prosto do kuchni nie zwracając na mnie w ogóle uwagi. Usiadłaś przede mną z dwoma kubkami gorącej herbaty. –zaczęłam cicho. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, który tak bardzo chciałam teraz zobaczyć. –Mów co masz mówić, później mnie przytulisz i będziemy żyć szczęśliwie. –przytaknęła głową z bananem na twarzy.
  -Jak ty mnie dobrze znasz. –szepnęła. Przytuliła mnie mocno a kiedy się ode mnie odkleiła dostrzegłam w jej oczach zbierające się łzy. Ponownie upiła łyk cieczy i zaczęła kontynuować. –Budząc się rano każdego, kolejnego dnia mam nadzieję, że jest z nią lepiej, ale nigdy nie mam pewności o to. –ledwo mówi, gdyż przeszkadzają jej strumienie łez. –Nie ma mnie tam z nimi, a tutaj jak mam ich wspierać jak ja nie wiem co tam się w ogóle dzieje, jaki jest jej stan i tak dalej. Miałam ciężką decyzję do podjęcia, czy zostać z nimi czy wrócić tutaj kontynuować studia na kierunku. –spojrzała się na mnie smutnym wzrokiem.
  -Chciałaś z nimi zostać i ich wspierać, w ogóle nie myślałaś wtedy o studiach, prawda? –zapytałam ze smutkiem. Choć to jest oczywiste, że nie przyjechała tutaj z własnej woli.
  -Od samego początku chciałam zostać w Zuberzcu i opiekować się nią, ale oni nalegali, żebym wróciła do Krakowa, że nie mogę zaprzepaścić takiej okazji na karierę i lepszą przyszłość. Wybili mi ten pomysł z głowy. –spuściła głowę w dół. –To dla mojego dobra, prawda? –przytaknęłam głową. –Oni po prostu nie chcieli, bym widziała jak ona cierpi. –wydukała ledwo. –tak szczerze to nie mam pewności czy ona naprawdę wyszła z tego szpitala.
  -Ale on mówił…
  -Może nie chciał mnie po prostu martwić. Sam dobrze wiedział jak ja się  z tym czuję. Zawsze chodziłam się wypłakać do Jozefa, pomagało mi to, ale teraz…
  -Nie ma go tutaj. Ba, nie ma ich tutaj razem z tobą.
  -Nie, to mnie tam nie ma. –po jej policzkach znów zaczęły spływać słone krople. Wiem co pomaga na takiego smutasa. Gestem wskazałam na to, by się do mnie przytuliła, natychmiast to zrobiła.
  -Będzie dobrze kochana. –szepnęłam jej do ucha.
  [TM]
  Chwile temu zakończyła się seria próbna przed ostatnim konkursem Pucharu Kontynentalnego tego lata. Najlepiej w niej spisał się wczorajszy triumfator – Daniel Andre Tande, który wyprzedził Kubackiego i Domena Prevca. Pozostali nasi Polacy zaprezentowali się obiecująco. Tande znów najlepszy. –westchnąłem ciężko smarując narty. No tak, wczorajsze zwycięstwo Daniela nie było przypadkiem. Norweg prezentuje tutaj w Niemczech bardzo wysoką formą i raczej nic nie przeszkodzi mu w wygraniu klasyfikacji generalnej LPK. Skoczył on 137,5 metra, czyli o metr dalej niż Dawid, który był drugi. No i na trzecim miejscu uplasował się Domen skacząc 136m. Patrząc na postawę pozostałych Polaków można optymistycznie patrzeć patrzeć na te zawody. Maciej Kot (132m) zajął 5 lokatę, a Bartłomiej Kłusek (131m) został sklasyfikowany 2 oczka niżej. Czołową dziesiątkę zamknął Stefan Hula (128,5m). Pozostałe miejsca naszych reprezentantów to: 16. Andrzeja Stękały i 43. Krzysztofa Bieguna. Początek zmagań na Vogtland Arenie zaplanowany jest na godzinę 10:00. Trzymam kciuki za naszych orzełków.
  [D]
  Od kilku dni sam nie wiem co się z nim dzieje. Chodzi taki nieobecny a gdy coś się stanie to od razu wybucha afera bo coś mu nie pasuje, ciągle narzeka jak stara baba. Gaworzy coś pod nosem sam do siebie, no chyba nie jest to normalne zachowanie u faceta w takim wieku.
    -To jest miłość Dawidku.
    -A możliwe, możliwe.
    -Sam taki byłeś.
    -No, ale jego miłość to jakaś kpina po prostu.
    -Dlaczego tak sądzisz?
    -Człowiek nie widział jej ani razu na oczy w realistycznym świecie a zakochany po uszy. Wieczorem po imprezie usiadł przed laptopem, wszedł na stronę akademii i upatrzył sobie jakąś pannę.
    -Tylko Maciuś tak potrafi.
    -No, ale bez żartów.
  Ciekawi mnie tylko jedna rzecz, czy w ogóle on przeczytał jej życiorys, który mu podesłałem? Było tam napisane wszystko na jej temat co w życiu osiągnęła, z czym walczy, z kim. Jej rodzina wiek i inne niezbędne informacje do poznania osoby. Według mnie nie wierzę, żeby oni kiedykolwiek się spotkali i żeby ona od razu się w nim zakochała tak jak on w niej już dawno.
  Szczerze mówiąc nie daję szans na przetrwanie tego związku, pff nawet nie wiem czy oni się spotkają i będą żyć długo i szczęśliwie.
  Dziś znów po raz kolejny usiadłem z laptopem na kolanach i zacząłem ponownie redagować jej biografię. Wnioskując z tego mogę powiedzieć tyle fajna babka z niej. Nie dziwię się mu się wcale, że się w niej zakochał.
    -A może to tylko zauroczenie, skąd wiesz. Może jeszcze nie zaczął tego rozróżniać.
    -Znam Maćka nie od dziś i wiem, ze długo o tym nie zapomni i będzie dążyć do celu.
    -Może.
  Od kilkunastu czy tam kilku lat nie ma dziewczyny, przez ten czas nie był w nikim zakochany, a teraz? Lata jak oszalały co oznacza, ż to nie jest tylko jakieś głupie, chwilowe zauroczenie kimś. On ją kocha!
    -Nie zna jej a kocha, no coś podobnego!
    -Też można!
    -Brawo ty!
   
    -Brawo ja!





"Zmień się..."


~~*~~
Cześć i czołem kochane!
Obiecałam, że będzie dłuższy i jest, o wiele! Chyba mój rekord :)
Rozdział jest już dzisiaj, gdyż postanowiłam zrobić wam prezent na te święta, które będą już w czwartek. Mam nadzieję, że się podoba ten "prezent". 
Nie pozostaje mi nic więcej jak życzyć wam wesołych świąt Bożego Narodzenia, bogatego gwiazdora, aby ten czas spędzony w gronie rodziny był najlepszym czasem dla was samych.
Pozdrawiam i gorąco całuję, Alutka :*

sobota, 5 grudnia 2015

#3 - czyli nie będę myśleć dziś i na jutro to zostawię.

"Gdy zechcesz iść do nie patrz w dal
Zrób jeden krok do przodu
Bo ten nasz świat jest pełen wad
I jest pełen gniewu"


  [A]
  -Kasia błagam pomóż mi bo ja naprawdę nie wiem w co się ubrać! –krzyczałam do mojej współlokatorki zza drzwi łazienki. Po chwili wyszłam do niej w samym ręczniku i w mokrych włosach. -Uwierz, że nie chcę wyglądać jak jakieś brzydkie a w dodatku nieszczęśliwe dziecko! –dodałam zdenerwowana patrząc na nią niewinnym wzrokiem. W moich oczach można było dostrzec niepokój a zarówno oburzenie. Ta widząc mój „strój” i to co miałam na głowie zaśmiała się po czym ruszyła do mojej szafy, otworzyła ją a następnie przy niej ukucnęła i zaczęła w niej szperać.
  -Spódniczka? –zapytała przeglądając ubrania znajdujące się w szafie przy moim łóżku. Mruknęłam przecząco pod nosem a ta zaczęła kontynuować czynność. –No to masz tutaj takie o to cudeńko. –wyciągnęła z niej czarne, dopasowane spodnie z dość wysokim stanem. Odwróciła się i zmierzyła mnie pilnie wzrokiem po czym się uśmiechnęła. –Mam nadzieję, że będzie pasować. –podała mi białą, szeroką koszule z kołnierzykiem i dwoma dość dużymi kieszeniami na piersi. –Do tego jeszcze czarne szpilki i będziesz wyglądać jak modelka a nie przyszła absolwentka AWF. –zaśmiała się. Wstała z podłogi i w mgnieniu oka zniknęła mi z oczu za drzwiami naszej, wspólnej łazienki. 
  Sięgnęłam jeszcze z szuflady biały, delikatny biustonosz i dolną część bielizny. Pośpiesznie zaczęłam się ubierać, by już po chwili być prawie gotowa. Podeszłam do swojej, białej, drewnianej szafki nocnej i zabrałam z niej niezbędną mi jak zawsze biżuterię. Założyłam na lewą rękę biały, z złotymi  wstawkami zegarek od Daniela Wellingtona, złoty pierścionek z małym brylantem na czwarty palec u prawej dłoni. Następnie z małej szkatułki wygrzebałam złote kolczyki z takimi samymi bonusami jak u sygnetu i je również ubrałam na uszy.
  -Długo jeszcze mała? –zapytałam Kasi, która od dłuższego czasu zajmowała toaletę nie umożliwiając mi wejścia do niej, aby delikatnie się podmalować i odświeżyć. Na zawołanie drzwi się otworzyły i z pomieszczenia wyszła moja kumpela.
  -Tylko nie zapomnij o włosach. –odparła śmiejąc się.
  Wchodząc do środka ogarnął mnie zapach jej perfum. Jak zawsze delikatne a jednak zmysłowe, można powiedzieć, że idealnie opisywały jej osobowość. Spojrzałam w lustro i od razu rzucił mi się w oczy nieład jaki miałam na głowie aż się sama zaśmiałam. Sięgnęłam po grzebień i zaczęłam rozczesywać pasma moich, ciemnych włosów. Spryskałam je odżywką i ponownie wykonałam poprzednią czynność. Rzęsy przejechałam lekko czarnym tuszem, a usta matową szminką w delikatnej czerwieni prosto od mojego ulubionego producenta pomadek i szminek Estee Laudera. Wzięłam z półki na kosmetyki swój ulubiony perfum od Michaela Korsa, Suede i popsikałam się nim. Kiedy już byłam gotowa w 100% spojrzałam na zegarek, który wskazywał 8:45. Rozpoczęcie w auli planowo powinno się rozpocząć za dobre 15 minut. Opuszczając to pomieszczenie udałam się w stronę mojego łóżka, na którym już po chwili siedziałam czekając na moją koleżankę. Poczułam na swoim ramieniu czyjeś klepanie. Odwróciłam się i napotkałam jej wzrok. Przeniosłam swoje spojrzenie w dół tak, abym mogła ją dokładnie obejrzeć od samiuśkiego dołu aż do góry. Miała na sobie jasnobrązowo-szare spodnie z diagonalu typu Slim fit , a do tego jasno niebieską dość luźną koszule, na której idealnie leżała czarna ramoneska z srebrnymi dodatkami. Na stopach miała lakierowane buty z wyglądu przypominające stepówki.
  -Dobra nie wpatruj się tak we mnie bo figury idealnej to ja nie mam. –zażartowała. -Poza tym ubieraj buty, jakiś płaszcz i lecimy na aulę. –dodała ponaglając mnie. Posłusznie wykonałam nadane mi polecenie.
  Ubrałam na swoje stopy białe, niskie conversy, iż stwierdziłam, że na rozpoczęcie roku nie mam zamiaru się męczyć w wysokich szpilkach, wolę poczekać do zakończenia kiedy to będę już absolwentką. Wychodząc z mieszkania zabrałam ze sobą małą, czarną, lakierowaną torebkę od MK i płaszcz z boucle w szarym odcieniu, który idealnie pasował do całego mojego ubioru.
  [M]
  Droga z Zakopanego do Krakowa jak zwykle minęła mi bardzo szybko jak i przyjemnie przy czym podkreślam, że nie miałem ani jednego pasażera co zazwyczaj jest mało możliwe w moim przypadku. Kiedy razem z Kubą wracałem na uczelnię po wolnym czasie to droga wyglądała całkiem inaczej niż ta teraz, zupełnie samemu (jedynie towarzyszyło mi radio i hity, które w nim puszczano). Po samochodzie roznosiły się głośne śmiechy i podniosły głos brata kiedy się kłóciliśmy o byle co. Nie ukrywam, że wtedy jechało się o niebo lepiej, ale teraz jedna myśl trzymała mnie na duchu. Ona. Dzięki niej mam właściwie ochotę się tutaj pokazać i trochę nazmyślać. Nie mówię, że były jakieś tortury czy coś, ale po prostu idealnie też nie było, niestety… Nie mogę nikogo rozczarować, nie mogę zawieźć samego siebie i jej, choć nie wiadomo mi czy w ogóle wie o moim istnieniu. Fakt, faktem. Studia jako tako zakończyłem, ale ostatniego słowa jeszcze nie powiedziałem, więc jeszcze dużo przede mną.
  Podjeżdżając pod budynek zaczął się wielki poślizg. Tłumy elegancko ubranych studentów zmierzały ku uczelni nie dając możliwości kierowcom, by mogli bez problemowo wjechać na parking i w spokoju zaparkować. W takim tempie to ja nawet nie zdążę przygotować sobie przemowy a schrzanić tego nie chcę. –pomyślałem po czym z piskiem opon ruszyłem na teren akademii.
  Po zaparkowaniu w najbezpieczniejszym miejscu wysiadłem z pojazdu, zakluczyłem swoje Subaru i udałem się w stronę głównego wejścia do akademii. Idąc do celu mijałem się ze znanymi mi ludźmi za czasów studenckich i nie tylko, z tymi którzy nadal się tu uczą lub po prostu tak jak ja już są absolwentami. Szczerze mówiąc to nic się tutaj nie zmieniło, a w czasie wakacji nie zabrali się za żadną z licznych, jak i potrzebnych przeróbek. Korytarze te same, sale też, cały wygląd zewnętrzny jak i wewnętrzny również. Moim zdaniem ten budynek zasługuje na jakąkolwiek zmianę.
  *
  Zająłem wskazane mi miejsce przez samego dyrektora. Siedziałem w pierwszym rzędzie, a zaraz obok mnie cała głowa akademii. Naprzeciwko znajdowała się tylko scena, na której jak zawsze ustawiony był duży, brązowy, drewniany stoliczek z mikrofonem przeznaczonym do wszelkich rodzajów przemówień. Wpatrując się w niego przypomniała mi się moja przemowa na zakończenie roku, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Pamiętam ją całą, co do słowa aż trudno jej zapomnieć, ponieważ popełniłem nie małą wpadkę, ale na moje szczęście cała widownia pozytywnie ją przyjęła i odbyło się bez żadnej, wielkiej no i niepotrzebnej afery.
  W mgnieniu oka sala zapełniała się po brzegi studentami, zaproszonymi gośćmi, nauczycielami i innymi osobami. Szczerze mówiąc to denerwowałem się jak nigdy dotąd, bo nawet przed oddaniem skoku jestem spokojny i nic mnie nie rozprasza. Bałem się tylko jednej rzeczy, po prostu nie mogę tego schrzanić. Przecież po coś mnie tutaj zaproszono.  Mnie, nikogo innego więc powinienem być z tego dumny no i w sumie można to tak podsumować.
  Po sali rozległ się wstęp do „Mazurka Dąbrowskiego”, którego po chwili wszyscy zebrani zaczęliśmy śpiewać. Poczułem się niesamowicie, zamknąłem na chwilę oczy i w tej samej chwili zacząłem rozmarzać. Zawsze chciałem, żeby na konkursie Pucharu świata został właśnie odśpiewany hymn Polski i, żebym to właśnie ja stał na najwyższym stopniu podium. Kiedy usłyszałem rozkaz od prowadzącego „spocznij” natychmiast się ocknąłem i usiadłem na krzesło. Na forum wyszedł kierownik akademii i zaczął swoją wprowadzającą przemowę. Co roku to samo, nic nowego. Nie ukrywam, że nie było to za ciekawe bo od pierwszych słów postanowiłem się wyłączyć i zacząć rozmyślać nad swoimi słowami do studentów i innych uczestników tego wydarzenia. Mam zaszczyt powitać was wszystkich zebranych tutaj na rozpoczęciu nowego roku studenckiego.
  –Kurde Maciek przecież nie jesteś przewodniczącym! –odezwała się moja podświadomość. Miała stu procentową rację. Nie mogę zaczynać swojej wypowiedzi od właśnie takich słów, nie jestem przecież kimś ważnym dla nich wszystkich, tylko absolwentem jednym z licznych.
  Z zamyślenia wyrwały mnie gromkie oklaski w stronę osoby stojącej na estradzie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu w nadziei, że napotkam tą twarz. Niestety nie jedną taką ujrzałem. Dominowały tutaj brunetki, szatynki, większość ciemno oka. To jest w ogóle nie realne bym ją zobaczył w takim tłumie. Cała zgromadzona publiczność wiwatowała z radości a ja nie wiedziałem co jest tego powodem.
  -Masz Maniek nauczkę. –w mojej głowie znów zabrzmiał jej głos.
  [K]
  -Mam zaszczyt zaprosić tutaj do siebie absolwenta naszej akademii, którym jest nie kto inny jak Maciej Kot, nasz wychowanek! –do moich uszów dotarły właśnie te słowa, które wywołały we mnie wielką falę euforii. -Brawa dla niego! –po auli rozległy się brawa dla niego. Szturchnęłam w bok moją towarzyszkę, jak zwykle była pochłonięta czymś całkiem innym niż tym czym powinna być.
  -Teraz słuchaj, Kot będzie przemawiać. –wskazałam na scenę kiedy tylko raczyła na mnie spojrzeć. Odwzajemniła mi się tylko niezrozumiałym spojrzeniem.
  -Jak to. –odpowiedziała zaskoczona. -Maciek tutaj? –zapytała mnie a moje kąciki ust ułożyły się w lekki uśmiech.
  -Ach… -przewróciłam teatralnie oczami. –Zapomniałam ci mówić, że dostał zaproszenie od Sterkowicza. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, a tak poza tym to w ogóle nie było kiedy ci powiedzieć, ponieważ… -przerwał nam jego ciepły głos, który rozniósł się po pomieszczeniu.
  -Przepraszam, ale po prostu nie wiem co mówić. –uśmiechnął się do wszystkich chowając do kieszeni od spodni małą karteczkę, jak zapewne jest na niej napisana przemowa, której widocznie nie ma zamiaru użyć. Po prostu zrezygnował z jej pomocy. –Więc jeśli coś nie tak to z góry przepraszam, nie bierzcie moich błędów w ogóle po uwagę. Nigdy się tak nie denerwowałem jak właśnie teraz. Nawet przed oddaniem skoku na igrzyskach się tak nie denerwowałem jak właśnie teraz. –znów ostatnie słowa podkreślił. Nagle uniósł wzrok w górę i się szeroko uśmiechnął. –Siedząc tutaj. –wskazał dłonią miejsce na widowni, które należało do niego. –Dzisiaj, czekając na rozpoczęcie apelu przypomniało mi się jedno zdarzenie sprzed kilku miesięcy. Doskonale wiem, że większość z was była tego świadkiem i z całego serca wam dziękuję, że zareagowaliście tak a nie inaczej. Dziękuję. –wszyscy zebrani zaczęli się śmiać w czym byłam i ja. Nie ukrywam, że nie zapomniałam tamtego momentu kiedy Kot pomylił słowo. Zastąpił je innym dość niefortunnym w tym momencie, wszyscy wybuchli śmiechem co widocznie mu się spodobało. –No to może przejdźmy do tego co powinno teraz się tutaj dziać. –dodał a po Sali rozległ się chóralny śmiech, nawet sam pan Stanisław się zaśmiał. –Jeszcze rok temu byłem na tym samym miejscu co większość z was. Był to mój ostatni rok na tej akademii, przede mną było wiele zaliczeń, praca magisterska do napisania i wiele innych rzeczy, które was też czekają. Mówię od razu, że trudno nie jest, ale za łatwo też być nie może. –ponownie się uśmiechnął co było dla mnie bardzo widoczne. –Doskonale wiem co tutaj robicie. Przyszliście tutaj, aby kontynuować walkę. Walkę o swoją przyszłość i swoje miejsce, które zapewni wam ukończenie danego kierunku na tej akademii. Dla mnie był to najlepszy dotychczasowy wybór jaki podjąłem. Dzisiaj przed rozpoczęciem tego uroczystego apelu poszedłem odebrać swój dyplom ukończenia studiów, ale od razu podkreślam, że ostatniego słowa jeszcze nie powiedziałem. –teraz on sam się zaśmiał a w pomieszczeniu panowało wielkie skupienie i zainteresowanie jego dalszym rozwinięciem wydarzeń. –Trzymając teraz ten kawałek papieru w dłoni czuję, że dopiąłem swego. –uniósł w górę swój dyplom. –A wszystko dzięki wam. Dziękuję wszystkim nauczycielom z osobna i wam studentom tej uczelni. Dziękuję. –podziękował i z uśmiechem na twarzy zszedł ze sceny. Wszyscy bez wyjątków bili dla niego głośne brawa z uśmiechem, który nikomu nie raczył schodzić z twarzy w tym oto momencie.
  Nigdy nie miałam takiego dobrego miejsca podczas jakiegokolwiek spotkania na auli – pierwszy raz w życiu zajmowałam miejsce w czwartym rzędzie gdzie u nas ciężko o to. Dzisiejsze miejsce pozwoliło mi między innymi na to, aby widzieć jego każde uniesienie kącików ust w górę. Było to niesamowite, mieć swojego idola tak blisko siebie, na wyciągnięcie ręki.
  [M]
  Po zebraniu wszystkich gratulacji za wspaniałą przemowę (choć ja tak nie myślę) nadszedł czas, aby zmyć się po angielsku bez jakiegoś zbędnego rozdawania autografów i robienia zdjęć. Celem było pójść na stadion lekkoatletyczny i tam oddać się racjonalnemu toku myślenia Co dalej. W pośpiechu wyszedłem z pomieszczenia kierując się do bocznego wyjścia. Wpadłem na kogoś. Żeby to szlag jasny trafił! –krzyczałem w myślach. Niefortunnie ktoś przycisnął mnie do ściany, po czym ogarnął mnie mocny, ale jakże przyciągający  zapach perfum, który wskazywał jedynie na to, że sprawcą jest nie kto inny jak kobieta. Przywarłem do elewacji twarzą co nie pozwoliło mi na to, abym poznał twarz tej osoby. Nagle poczułem, że ból mnie opuszcza. Odwróciłem się w przeciwną stronę a za mną już nikogo nie było, nic tylko duże okno z widokiem na plac. Bez zastanowienia zacząłem kontynuować drogę.
  Stałem oparty o jedną z licznych barierek na terenie stadionu. Nie było tutaj nikogo poza mną i kilku śpiewających ptaków. Czułem się jakby śpiewały tylko dla mnie, było to niesamowite słyszeć tylko piękny śpiew zwierząt. Gdyby nie to, że mam na sobie garnitur i dość niewygodne buty to zapewne nie stałbym w tym miejscu tylko biegałbym po tej bieżni, na której to teraz skupiam swój wzrok. Naprawdę dawno mnie tutaj już nie było – tak tylko się wydaje a to było niespełna kilka miesięcy temu, kiedy ostatni raz tutaj ćwiczyłem. Zawsze przychodziłem, a może i uciekałem od wszystkiego właśnie tutaj, do tego samego miejsca i rozmyślałem nad wszystkim i nad niczym. Tutaj otrzymywałem to czego potrzebowałem: spokoju i chwili dla siebie. Mogłem w ciszy i skupieniu siedzieć tutaj godzinami, nikt mi tutaj nie raczył nigdy przeszkodzić. Za każdym razem wiedziałem po co tutaj przychodziłem i tak było, i tym razem. Moją głowę zapełnia mnóstwo pytań a ich podmiotem jest właśnie ona, tylko ona.
  -Długo nad tym zwlekasz. –w mojej głowie zabrzmiały mi jej słowa, mojej przyjaciółki.
  -A co ja mam w ogóle zrobić? W tym oto momencie jestem zupełnie bezradny.
  -Szukaj miłości a nie tylko trzymasz się z dala od niej.
  -Gdybym ja tylko wiedział gdzie ona jest.
  -Bliżej niż ci się wydaje.
  -Łatwo ci takie teksty przychodzą. –parsknąłem śmiechem.
  [A]
  -Nie uwierzysz jaki idiota jest z tego kolesia! –wrzasnęłam, trzaskając za sobą drzwiami wejściowymi do naszego mieszkanka.
  -O czym ty znowu do mnie mówisz? –zapytała przez śmiech a mi wcale do niego nie było blisko, prędzej wybuchłabym ze wściekłości.
  -No ten twój wielki człowiek. –warknęłam opierając się o kuchenny blat. –Idę sobie ze spokojem przez korytarz i nagle ten bałwan na mnie wpadł. –kiedy tylko moje słowa dotarły do mojej rozmówczyni zrobiła wielkie oczy, a w nich można było dostrzec iskierkę nadziei.
  -Mów co dalej. –zmieniła swoją pozycję i teraz siedziała wygodnie po turecku na swoim łóżku wpatrując się we mnie z zaciekawieniem i czekała na zdanie jej dalszych relacji z tego wydarzenia.
  -Kurde i nic! –rzuciłam krótko. –Stchórzyłam. -nabrała powietrza z niedowierzenia. –Tak po prostu zwiałam.
  -Powiem ci, że z ciebie to też nie mała idiotka. –rzuciłam jej wrogie spojrzenie. –Ale za to jaka kochana. –dodała prostując swoje poprzednie słowa.
  -Myślisz, że tymi słowami sprawisz, że zapomnę o tym tekście? –uniosłam pytająco prawą brew w górę, a ta się zaśmiała. –To się grubo mylisz kochaniutka. –puściłam jej oko i popędziłam do toalety.





"Kiedy nie wiesz co dalej masz zrobić..."




~~*~~

Cześć i czołem wszystkim!

Mamy za sobą już dobre 3 tygodnie od inauguracji Pucharu Świata. Jak emocje? Ja osobiście muszę szczerze przy wszystkich pochwalić nikogo innego jak Daniela Andre Tande!
BRAWA DLA TEGO CZŁOWIEKA!!!
Jeśli chodzi o Kuusamo to totalna porażka... "Kuusamo i znów to samo". Brak słów po prostu... 
A dziś trzymamy kciuki za resztę skoczków no i naszych Orzełków, żeby nam się tam nie pozabijali w tym Lillehammer. No i gratki dla Freunda za udany trening! BRAWA!
Tak pisze się o niebo lepiej! Mam więcej czasu na napisanie nowych rozdziałów, nie muszę się martwić, że nie zdążę a co najlepsze ze spokojem mam czas na przyjemności.
Oczywiście mam nadzieję, że nie jesteście na mnie złe, że te rozdziały będą tak rzadko, no bo wychodzi na to, że prawie co miesiąc nowy. No, ale co ja mogę na to poradzić?! No, ale obiecuję, że kolejne rozdziały będą o wiele dłuższe a, że ten taki krótki to nic po prostu nie poradzę, treść, wszystko w niej jest, nic dodać, nic ująć!


Pozdrawiam, Alutka :*