niedziela, 28 lutego 2016

#9 - czyli lecimy do chmur.

Video - Alay

"I głowami w dół lecimy do chmur,
i za plecami setki bzdur.
Żyjemy na czas, więc noga na gaz,
drogą spadających gwiazd."

  [A]
  Niedziela, a dokładniej niedzielny poranek 14 lutego. Walentynki. –westchnęłam wstając z łóżka. Na odległość. –dodałam otwierając szafę z ubraniami. Przed moimi oczami ukazało się siedem półek zapełnionych moimi ubraniami. Każdy sweter, koszulka czy top w innym odcieniu, po prostu od koloru do wyboru. Wzięłam lepsze pierwsze rzeczy z brzegu i udałam się do łazienki. Tam ubrałam na siebie szary golf i dopasowane, czarne jeansy.
  Rozejrzałam się po pokoju, jak było tak nadal jej jeszcze nie ma. Kątem oka spojrzałam na zegar, który wskazywał 9:30. Nagle po pomieszczeniu rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Jak głupia zerwałam się z łóżka i ruszyłam w poszukiwaniu swojego telefonu. Po udanej próbie odblokowałam go i przeczytałam zawartość SMS. Czytając to na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdyż tekst wiadomości brzmiał następująco:
„Całuję twoje oczęta zawsze łagodnie i buziunię pogodną.
Co tam słychać u mojej dziewuszki?”

  -A co cię tak ucieszyło? –usłyszałam za plecami głos mojej współlokatorki.

  -Coś mi się wydaje, że walentynki na odległość nie muszą być takie złe jak mi się wydawało. –odpowiedziałam odwracając się w jej stronę. –Trzymaj kciuki, żeby było dobrze. –dodałam z rozbawieniem. Stojąca przede mną blondynki zstąpiła z nogi na nogę i spojrzała na mnie z wypisanym na twarzy niezrozumieniem.

  -Napisał? –olśniło jej. Przytaknęłam wesoło głową, a na jej twarzy rozrysował się uśmiech. –No pokazuj. –ponagliła mnie. Bez żadnego wahania podałam jej to dzieło sztuki, a ta zatopiła swój wzrok w tekście. –Skąd oni biorą takie teksty? –parsknęła śmiechem kręcąc głową z niezadowolenia.

  -Piotrek wrócił do kadry. –zaśmiałam się odkładając urządzenie na stół. –A co tutaj tak ładnie pachnie? –zapytałam biorąc od niej reklamówki z zakupami.

  -Przechodziłam obok i aż głupio było nie zatrzymać się tam. –uśmiechnęła się szeroko. Podeszłam do niej, można nawet powiedzieć, że podbiegłam i mocno ją przytuliłam.

  -Ty wiesz co dobre. –zaśmiałam się wracając do poprzedniej czynności. –To na obiad zapiekanka. –powiedziałam odkładając brokuł na blat.

  *

  Walentynki… nigdy nie raczyłam obchodzić tego święta. Wydawało się dla mnie nudne, gdyż to święto zakochanych, a tym bardziej, że nie miałam swojej drugiej połówki, aż do niedawna. A teraz walentynki na odległość… to tak jak bym była singlem co nie? Walentynki na odległość, jak to idiotycznie brzmi, z resztą dużo rzeczy jest idiotycznych nie tylko w wymowie, ale i w znaczeniu. Mam tylko nadzieję, że będą to moje najlepsze, pierwsze Walentynki w życiu. No może nie w życiu, tylko po prostu będę je obchodzić… Nigdy nie widziałam sensu tego święta… nie ukrywam, że nie jest to jedyne święto tego dnia. Nie pamiętamy o reszcie, gdyż wszyscy zakodowali sobie w głowie, że 14 luty to Walentynki, a nie coś innego. Na historii dużo się uczymy, ale nie pamiętamy niektórych rzeczy i potem mamy te Walentynki, a nic innego.

  Spokój i cisza towarzyszy nam od samego rana. Leżę na swoim łóżku, na kolanach laptop a w ręku moja ulubiona kawa. Tak samo Kasia. Gdyby teraz ktoś wszedł do naszego mieszkania stwierdziłby, że leżą tu same „no life”.

  Przeglądam właśnie sportowe forum. Temat, który przeważa to: „Polacy w Vikersund”. Nie ukrywam, że jest mi przykro z tego powodu, że go nie ma przy mnie, ale nic nie poradzę. Każdy w tym wieku chce zrobić jak najlepszą karierę. Tylko nie ja… na razie nie myślę o zrobieniu jakiejś wielkiej kariery. Najpierw studia później się pomyśli.

  Oglądając zdjęcia z wczorajszego konkursu uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Może i na zdjęciu po oddanym skoku na jego twarzy nie ma uśmiechu, ale to nie oznacza od razu, że jest przygnębiony. Jeśli zagłębimy się w temat i odszukamy więcej zdjęć to zobaczymy uśmiechniętego bruneta, który nie ukrywa uczuć. Nie ukrywam, że zdjęcia nie starczają. Wolałabym go widzieć rozmawiającego ze mną, a nie pozującego do obiektywu jakimś dziennikarzom. Z zajęcia wyrwał mnie nieznośny sygnał ze Skype. Na ekranie pojawił się wielki napis „Maciek dzwoni”. Bez wahania odebrałam połączenie i moim oczom ukazał się upragniony widok – uśmiechający się do mnie brunet.

  [M]

  -O której jedziecie na skocznie? –zapytała wesoła czarnulka.

  -Teraz mam jakieś pół godziny wolnego i jedziemy busem. –odparłem.

  -Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć tobie wszystkiego dobrego w konkursie i dalekich lotów. –roześmiała się.

  -Dziękuję. –uśmiechnąłem się najpiękniej jak potrafię.

  -Nawet nie wiesz jak tęsknię. –jej mimika twarzy zmieniła się w ułamku sekundy. Nie ma wesołej, tryskającej energią dziewczyny tylko sympatyczna kobieta, która za mną tęskni.

  -Ja też. –mruknąłem. Nawet nie chce mi się patrzeć w tym momencie na nią. Nie w takim stanie. A to wszystko przez kogo? Przeze mnie. Nie chcę, żeby ona przeze mnie nie spała w nocy, nie chcę. Chcę dla niej jak najlepiej, ale jeżdżąc na drugi koniec świata nie da się tego uniknąć. Oboje jesteśmy poszkodowani w takiej sytuacji.

  -Kiedy wrócisz? –zapytała, a w jej głosie można było usłyszeć nadzieję. Miała ją w sobie. Nie mogę tego zaprzepaścić.

  -Jutro mamy samolot do Polski. –odparłem z lekkim uśmiechem.

  -A kolejny przystanek? –spytała ze zbierającymi jej się w oczach łzami.

  -Finlandia. –westchnąłem. Wiem, że gdybym tam pojechał to byśmy się jeszcze nie spotkali przez dłuższy czas. Niestety usłyszałem rozmowę trenera ze swoimi asystentem i wszystko wynika z tego, że nastąpi wymiana na Lahti. Dlaczego powiedziałem „niestety”? Z jednej strony się cieszę, gdyż mógłbym pojechać do Krakowa i się z nią spotkać, a z drugiej strony to strata punktów w generalnej klasyfikacji.

  -Czy ja o czymś nie wiem? –z zamyślenia wyrwał mnie jej sarkastyczny głos. Ona o czymś nie wie? –pytałem się sam siebie.

  -Dlaczego tak sądzisz? –zapytałem z uśmiechem.
  
  -Jesteś taki jakiś nieobecny…

  -Ze zmęczenia. –wtrąciłem jej. Zerknąłem na zegar, który wisi na pobliskiej ścianie. Wskazuje godzinę 13:20. Głośno westchnąłem i wróciłem do rozmowy. –Za dziesięć minut wyjeżdżamy na skocznię. –wydusiłem z siebie. –Muszę się zbierać. –rzuciłem.

  -Rozumiem. –odparła z wielkim smutkiem.

  -Ej no. Nie płacz. –próbowałem ją pocieszyć. –Obiecuję, że jak najszybciej się spotkamy. –uśmiechnąłem się szeroko.

   -Obiecujesz. –bardziej stwierdziła niż zapytała.

   -Tęsknię i pamiętaj, że dużo dla mnie znaczysz.

   -Ty też. –uśmiechnęła się lekko. –Trzymaj się. –prawie szepnęła po czym zakończyła rozmowę.

  Siedziałem wpatrzony w ekran laptopa i robiłem to co zwykle ostatnimi czasy. Rozmyślałem, przemyślałem. To, to samo. Czułem ból na sercu kiedy widziałem ją w takim stanie. To jak okazywała swoje uczucia w stosunku do mnie. To jest coś niesamowite. Znów kolejna rozmowa, którą mogę zaliczyć do porażki w moim wykonaniu. Nie potrafię z nią tak rozmawiać. Będąc od niej jakieś tysiące kilometrów czuję się jak jakiś dupek. Ona tam jest w Polsce i za mną tęskni. A ja? Jeżdżę po całym świecie i „dobrze się bawię”. Ja tutaj się „zabawiam”, a ona tam się załamuje. Przez kogo? Przeze mnie. Tak, to ja jestem wszystkiemu winien… kocham ją, ale ani razu nie wypowiedziałem tego w jej stronę.

  [A]

  „Planeta singli” – cel na dzisiejszy wieczór. Czyli wieczór w kinie wraz z nową komedią produkcji polskiej. Razem z Kasią postanowiłyśmy ten dzisiejszy wieczór spędzić jako single i nieco się rozerwać. Pierwszym punktem jest wyjście do kina, a dalej kto wie… jak dobrze pójdzie to wylądujemy w naszej ukochanej restauracji na pysznym ciastku przy kawie. Nie ukrywam, że mogłoby być tak codziennie.

  Seans rozpoczyna się o godzinie 18:00 co oznacza, że mamy niecałe dwie godziny, by tam dotrzeć. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie tam niejedna szczęśliwa para, a ich ogrom. Próbuję sobie dawać z tym radę. Wiem, że moja miłość jest na drugim końcu świata, a ja tu. Nie chcę, żeby tak było zawsze, ale muszę się liczyć z tym, że takie życie nie może być proste. Pewnie, że wolałabym iść do tego kina razem z nim i to wspólnie z nim chcę się śmiać z suchych tekstów aktorów. Dzisiejsza rozmowa obudziła we mnie pewną rzecz. Oprócz nieuniknionej tęsknoty czuję ogromny ból. Ranimy się nawzajem. Wszystko przez tą odległość między nami. Nigdy bym nie pomyślała, że będę w związku „na odległość”. W ogóle bym nie pomyślała, że w takim krótkim czasie będę z kimś związana. Brakuje mi go coraz bardziej. Nie obchodzi mnie to ile czasu ze sobą jesteśmy, ile czasu ze sobą spędziliśmy, czy na ile się znamy… no właśnie na ile się znamy? Tak naprawdę nie wiele o sobie wiemy. On nie wie co się dzieje w moim życiu, a ja o jego dowiaduję się z forum czy telewizji. Liczę się z tym, że pewnego dnia może do mnie nie wrócić bo spotka inną, lepszą. Byłby to cios prosto w serce, lecz musze być na takie rzeczy gotowa. Wracając do tego co czuję. Oprócz tej wielkiej tęsknoty przeszywa mnie wielki ból. Mama i on, Maciek. Nocami nie potrafię spać bo martwię się o nich obu. Kiedy tylko oglądam skoki, zaciskam mocno kciuki i modlę się głośno w myślach, by przeżył i dobrze skoczył, ale co najważniejsze, żeby nic mu się nie stało. A z nią co? Codziennie rano dzwonię do niej jak się czuję. Nigdy nie mam pewności czy się obudziła i aż głupio pomyśleć… czy przeżyła tą kolejną noc.

  *

  -I jak Walentynki w wersji nie singiel, a jednak singiel? –zapytała siadając przede mną. Postawiła mi przed nosem filiżankę z moją ulubioną kawą. Uśmiechnęłam się lekko czując zapach pieczonych ciast.

  -Powiem ci, że świetnie się bawię. –uśmiechnęłam się szeroko zatapiając usta w pysznej cieczy. Kremowa pianka roztapiała się sama w buzi, a  do tego pyszny orzechowy smak. Nie ma chyba lepszego gorącego napoju jak ten!

  -To co? –zwróciła się do mnie. Podniosłam charakterystycznie jedną brew w górę po czym obydwie się zaśmiałyśmy. –Może dzisiaj tarta z jabłkiem? –zapytała kiedy tylko ochłonęłyśmy.

  -Dawno nie jadłam. –roześmiałam się ponownie. Po chwili wstała od stolika i ruszyła w stronę kas, by zamówić nam dwie pyszności.

  Zawsze jest tutaj tak samo, choć są wyjątki w postaci świąt Bożego Narodzenia i właśnie dzisiejszych Walentynek. Kiedy tylko zbliża się gwiazdka kawiarni przybiera świątecznej magii. Pojawiają się pięknie ozdobione choinki, różnobarwne światełka, kolorowe bombki zwisające z sufitu. Wszystko wygląda tak magicznie, że jeszcze chętniej się tutaj przebywa, a do tego wszystkiego przecudowny zapach kawy pierniczkowej z cynamonem. Jest idealnie. A Walentynki? Też jest tutaj uroczo, a nawet aż za bardzo. Wszędzie serduszka w przeróżnej postaci, czy to balony, jakieś wycinki… no nic. Dużo tego! Z radia lecące romantyczne piosenki przy, których nie trudno się rozkołysać. Siedzące pary cudownie wyglądają na tle tych ozdób. Nie ukrywam, że jest niesamowite miejsce na spędzenie tego dnia. Niezapomniane uczucie, to na pewno.

  -Proszę bardzo. –z zachwycenia wyrwał mnie głos zielonookiej. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się sympatycznie.

  -Dziękuję. –odpowiedziałam z uśmiechem, a ta odwzajemniła mój gest. Swój wzrok przeniosłam na stojący przede mną talerz z ciastem. Wyglądał smakowicie, aż żal było zjadać. Tarta z jabłkiem polana czekoladą, a do tego lody śmietankowe. No idealnie! –Oj zgrzeszę. –zaśmiałam się biorąc pierwszy kawałek do ust. Było przepyszne, nie ukrywam, że brakowało mi tego smaku.

  -Z twoją figurą to mogłabym jeść takich kilkanaście w ciągu dnia. –parsknęła.

  Usiadłam wygodniej i zaczęłam się wsłuchiwać w melodię rozpoczynającej się piosenki. Wolna, romantyczna, ale jak i urocza ballada dotarła do mych uszów. Od razu rozpoznałam kto kryje się za tymi pięknymi głosami.

“I'm gonna climb on top your ivory tower
I'll hold your hand and then we'll jump right out
We'll be falling, falling but that's OK
'Cause I'll be right here
I just wanna know”

  [M]

  Znowu w samolocie. Już za kilka godzin znów będę w mojej ojczyźnie, w moim rodzinnym domu. Brakowało mi tego, gdyż norweskie konkursy mnie bardzo wymęczyły. Konkurs w Oslo, później lot do Trondheim i powrót na loty do Vikersund. Naprawdę takie rzeczy męczą. Trójkąt norweski ma swoje minusy i plusy, które są widoczne gołym okiem.

  Sięgnąłem po mojego laptopa po czym go włączyłem. Wzrokiem zwiedziłem najbliższe otoczenie. Prawie wszyscy śpią. Nie dziwię się. –zaśmiałem się w myślach. Zalogowałem się na Skype, wybrałem odpowiedni kontakt i czekałem na odpowiedź. Po krótkim sygnale moim oczom ukazała się twarz zmęczonej Deli.

  -Wtorek godzina 10:30, witam moją ukochaną. –zaśmiałem się wymuszając na jej twarzy uśmiech.

  -Cześć. –mruknęła.

  -Coś się stało? –zapytałem nie znając powodu jej zachowania, gdyż jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie.

  -Wolałabym o tym porozmawiać w cztery oczy, a nie poprzez komputer. –odparła.

  -Oczywiście. –uśmiechnąłem się lekko.

  Na pierwszy rzut oka widać, że jest coś nie tak i nie jest to jakaś drobnostka. Musi to być coś poważniejszego. Nie będę jej zmuszać do rozmowy jeśli nie chce bo i tak nic bym z niej nie wyciągnął przydatnego. Nie dziś, nie teraz.

  -A jak po konkursie? –spytała nieco bardziej żywa.

  -Można powiedzieć, że Norwegia mnie wykończyła. –zaśmiałem się.

  -Trochę tam cicho u was. –powiedziała sarkastycznie.

  -Wszyscy śpią. –odparłem. –Wszyscy z wyjątkiem mnie. –parsknąłem. –Naprawdę ledwo żyjemy. –dodałem.

  -Oj biedaczek. –udała przejętą choć nie wyszło jej to, gdyż po chwili zaczęła się śmiać ze swoich własnych słów.

  -No tak, idealne określenie. –uśmiechnąłem się szczerze.

  -Norwegia, Finlandia, tak? –zapytała z małą iskierką w oczach. Przytaknąłem głową, a na jej twarz wkradł się mały uśmiech.

  -3 konkursy w Finlandii i Ałmaty. –dodałem. –Ale proszę cię o jedno. –zacząłem.

  -Słucham. –powiedziała łagodnie.

  -Nie chcę, żebyś przez cały ten czas zajmowała sobie niepotrzebnie mną głowę. –podsumowałem z niepewnością. –Po prostu chcę, żebyś była szczęśliwa nawet w tedy kiedy mnie nie ma. –z jej oczu zaczęły lecieć pojedyncze łzy. –Gdziekolwiek jestem, chcę byś była najszczęśliwszą kobietą na świecie. –uśmiechnąłem się z trudem.

  -Dobrze. –wydukała z siebie. Otarła spływające po jej policzku krople cieczy i wysiliła się na uśmiech.

  -Pamiętaj, że wrócę do ciebie jak tylko będę mógł. –przytaknęła głową ze zrozumieniem. –Zaufaj mi, że chcę dla ciebie jak najlepiej.

  Wpatrywałem się w jej czekoladowe oczy. Można było się w nich nad zwyczajniej roztopić. Były tak pełne blasku jeszcze przed chwilą, a teraz są całe zaszklone i uwalniają łzy, które następnie spływają po jej policzku.

  -Miałabym do ciebie małą prośbę, ale to odezwę się jak już wylądujesz. –uśmiechnęła się lekko.

  -Dobrze. –odwzajemniłem gest.

  -Za 20 minut mam zajęcia więc będę kończyć. –powiedziała. –Nawet nie wiesz jak za tobą tęsknię. –dodała. –Miłej podróży ci życzę. –uśmiechnęła się pogodnie.

  -Dziękuję.

  -Tęsknię. –dodała smutno i zakończyła naszą rozmowę.

  Wyłączyłem urządzenie, a następnie je schowałem do swojego plecaka i odłożyłem na swoje miejsce. Faktycznie było cicho w tym samolocie, jak nigdy dotąd. No tak, wszyscy śpią. Po prostu cud świata nastąpił. Obróciłem się na lewy bok tak bym mógł podziwiać widoki za oknem. Kilka kilometrów na ziemią, a pode mną kilka set tysięcy ludzi. Pooświetlane ulice miały swój urok. Oczy zaczęły mi się coraz bardziej kleić, lecz nie mogłem zasnąć. Kilka rzeczy nie dawało mi spokoju.

  Co ona czuje gdy mnie nie ma obok niej?

  Czy wszystko jest w ogóle w porządku?

  Czy ma jakieś problemy?

  Czy znalazła się w jakichś tarapatach?

  Szczerze, nie mam zielonego pojęcia co się u niej dzieje… nie wiem czy jest w ogóle szczęśliwa. Nie pragnę teraz nic innego jak tylko pojechać tam po nią do Krakowa i zabrać ją do siebie na jakiś czas. Można powiedzieć, że nic nie wiem. Wiem tylko jedno, kocham ją i nie jest mi obojętna, a jeszcze bardziej tęsknię, ale i też się martwię. W jej oczach nie ma tej iskierki co zawsze, już się tak nie świecą. Coś musiało się wydarzyć. Tylko dlaczego nie chce mi o niczym od razu powiedzieć? Cieszy mnie jednak ten fakt, że opowie mi o czyś kiedy tylko wrócę do kraju. W końcu ciągłe i męczące myślenie mnie opuściło i w spokoju oddałem się w ręce Morfeusza.

  [A]

  Zaczęłam zbierać swoje rzeczy po czym miałam udać się na uczelnię. Książki, zeszyty i coś do pisania znalazło się w mojej czarnej, sportowej torbie na ramię. Przerzuciłam ją przez bark i udałam się w stronę drzwi.

  -Poczekaj za mną! –zatrzymał mnie głos mojej współlokatorki. Po chwili jej sylwetka wyłoniła się z łazienki i z pośpiechem zabrała swoje przybory, i opuściłyśmy mieszkanie. –Chciałabym jeszcze z tobą porozmawiać. –uśmiechnęła się do mnie. Swój wzrok skupiłam na jej dłoniach. Trzęsły się z lekka, co oznaczało tylko jedno. Boi się tej rozmowy. Będzie trudny orzech do zgryzienia. –Co się z tobą dzieje. –zapytała po chwili ciszy. Spojrzałam na nią spotykając się z jej wzrokiem. –Słyszałam dzisiaj znowu waszą rozmowę. –zaczęła. –O czym chcesz mu powiedzieć? –spytała patrząc na mnie zatroskanym wzrokiem. –Co się stało? –próbowała coś ze mnie wydobyć, ale na marne. Byłam nie osiągalna. –Od wczorajszego wieczoru jesteś nie obecna. Dela, ja się martwię. –dokończyła zatrzymując się. Stanęła naprzeciwko mnie i chwyciła moje ramiona. –Mów co się dzieje, ja ci pomogę. –powiedziała z troską.

  -Wolę porozmawiać o tym później po zajęciach. –wysiliłam się na mały uśmiech choć było mi bardzo ciężko.

  -Jak chcesz. –rzuciła krótko i ruszyłyśmy w stronę uczelni.

  *

  Zajęcia dłużyły się niemiłosiernie. Byłam wykończona. Siedziałam na wykładach, nie wiadomo po co tam w ogóle byłam, gdyż nie mogłam się na niczym skupić. Moją głowę zapełniało kilka rzeczy. Moim zdaniem były bardziej istotne od jakichkolwiek przemówień wykładowcy czy coś innego.

  A mianowicie, wczoraj po powrocie z Walentynek otrzymałam telefon od mamy. Rozmawiałyśmy ze sobą dobre pół godziny, a głównym tematem było moje szczęście, a jej zdrowie. Z jednej strony się cieszę, że do mnie zadzwoniła choć z drugiej nie ma jakiejś wielkiej euforii z tego powodu. Po pierwsze to kocham swoją przyjaciółkę jak nie wiadomo co. Efektem jest to, że moja mama zaprosiła mnie i mojego chłopaka do siebie na niedzielny obiad. Oczywiście nie obiecałam jej tego, gdyż mam się tam zjawić z Maciejem, z Maciejem Kotem, skoczkiem narciarskim. Dzisiaj po południu, po powrocie do domu mam zamiar z nim o tym porozmawiać. Żyję z nadzieją, że jakoś mnie uratuje w tej sytuacji. Jest to pierwszy z dwóch moich obecnych problemów. Drugi to nic innego jak zdrowie mojej rodzicielki. Wszyscy w trójkę, wraz z moim tatą i Jozefem martwimy się o nią jak nigdy dotąd. Od kilku dni je coraz mniej co odzwierciedla się na jej samopoczuciu, lecz ta uważa, że czuje się lepiej niż dotąd.

  -Powiesz mi wreszcie o co chodzi? –zapytała blondynka siadając naprzeciwko mnie.

  -Mogę. –zaczęłam się bawić własnymi palcami od rąk. –Dzwoniła mama… -przerwało mi pukanie do drzwi. Kasia wstała i poszła je otworzyć. Zerknęła przez „Judasza” rzuciła szybki uśmiech w moją stronę i otworzyła drzwi. Po chwili do pomieszczenia wszedł on. Wysoki, ciemnooki brunet, który wyraźnie był zmęczony, lecz nie okazywał tego.

  -Cześć. –uśmiechnął się do mnie.

  -Cześć. –wstałam i przytuliłam się do niego. Tak, tylko tyle. –Możemy się przejść? –zapytałam chwytając swoją kurtkę. –Chciałabym porozmawiać. –dodałam wyjaśniając.

  -Dobrze. –uśmiechnął się

  *

  Szliśmy krok w krok obok siebie milcząc. Widziałam, że jest zdezorientowany, nie wiedział o czym chcę z nim porozmawiać. Wnioskując z jego wyrazu twarzy to szykuje się na najgorsze. Jeszcze wczoraj tak cholernie za nim tęskniłam, a teraz boję się rozmowy z nim. Boję się, że słowa, które wypowie zranią mnie i moich bliskich. Obiecałam coś i dotrzymam tajemnicy.


  Park już nie był zasypany śniegiem tak jak jeszcze niedawno. Tętnił życiem. Drzewa nabierały kolorów, zielona trawa, śpiewające ptaki. Nadchodzi wiosna, aż miło się spaceruje takimi dróżkami. Zbliżaliśmy się do Wisły. Zawsze lubiłam tutaj przychodzić. Niezależnie od pory dnia jest tutaj tak spokojnie jak nigdzie indziej w tym mieście. Usiadłam na ławce, a on zrobił to samo. Odwróciłam się w jego stronę i nie wiedziałam od czego zacząć. Siedział wpatrując się tępo w płynącą wodę. Patrząc na niego jeszcze trudniej było mi coś powiedzieć. Niby zwykła rozmowa, a tak wiele trudu. Pomyśleć, że jedno słowo może mnie zranić. Kocham go choć wiem, że coś może to zmienić. Chciałabym, żeby wiedział coś więcej o mnie, ale skąd ma się o tym dowiedzieć jak ja nawet nie potrafię się do niego odezwać?


"Pragnę, żebyś był przy mnie. To dodaje mi otuchy."
~Alutka

~~*~~
Cześć i czołem!
Na początku chciałabym przeprosić, że rozdział dopiero dziś opublikowany, a nie wczoraj. Przepraszam za moją nieobecność. Jeszcze raz za całego serca przepraszam...
No, ale jestem! Ze mną nowy rozdział, to chyba najważniejsze.
Mam nadzieję, że "#9" się podoba. A kiedy następny? Tego ja sama nie wiem. Powinien się pojawić za dwa tygodnie choć ja myślę, że to nie realne, gdyż wyjeżdżam. Wydaję mi się, że najwcześniej dodam go za trzy tygodnie. Niestety... tym razem powodem nie jest nauka, ale wyjazd na wymianę do Holandii. Może to tylko 4 dni, ale nie będę w stanie nic napisać. Nowy rozdział według porządku powinien być 12 marca. Najwcześniej tak jak pisałam będzie 19 marca.
Pozdrawiam, Alutka :*

sobota, 13 lutego 2016

#8 - czyli tak ma być.

Zakopower - Tak ma być

"Po prostu płyń, poczuj ten nurt
i spróbuj zgrać z nim każdy ruch
choć nęci tak stoicka myśl
nie tkwij jak głaz, lecz pod prąd idź."

  [K]
  „Przyjaźń –według Arystotelesa, jedna z cnót, chociaż w przeciwieństwie do cnót kardynalnych, nie jest ona cnotą normatywną. Filozof ten twierdzi, że istnieje kilka rodzajów przyjaźni: idealna (będąca wartością samą w sobie), oraz takie, z których każda ma spełniać pewien cel (przyjemność lub użyteczność).” –tak piszą uczeni…
  A dla mnie czym jest przyjaźń?
  Jak na mnie wpływa?
  Dla mnie przyjaźń jest ważna w moim życiu. Każdy człowiek pragnie jej tak samo jak miłości. A kiedy stanie się między młotem, a kowadłem wybiera się miłość, bądź przyjaźń. Czasem na przyjaciółki mówi się, że są jak „papużki nierozłączki”, co mają na myśli używając tego określenia? Nic innego jak to, że nie widzą życia poza sobą, to tak jak w miłości. Przyjaciołom pomaga się w każdej potrzebie i jesteśmy otwarci na wszelkie ich pomysły i propozycje. Nie zostawia się ich w potrzebie, tak jak rodziny. Więc kim są dla nas przyjaciele? Prawdziwi przyjaciele są dla nas wszystkim, potrafią zastąpić nam wiele rzeczy, których potrzebujemy. Wspieramy się w każdych chwilach…
  -No w końcu! –wykrzyknęłam uradowana usłyszawszy jej słowa. –A nie pomyślałaś czasem, że mogę być z lekka zazdrosna? –zapytałam z lekkim przekąsem w głosie. Spojrzała się na mnie uważnie i zbladła. 
  -Raz myślę, że popełniłam jakąś głupotę a później, że to tak musiało być i, że lepszej rzeczy nie mogłam zrobić. –odparła rozciągając swoją nogę przed biegiem. –Doradzisz mi może? –zapytała podnosząc wzrok na moją osobę. –W sumie powiedz mi czy dobrze zrobiłam, czy posuwając się do tego stopnia zniszczyłam swoje życie? –zapytała sarkastycznie. 
  -Z tego co mi opowiadałaś to nie był nachalny, więc myślę, że postąpiłaś prawidłowo. –uśmiechnęłam się szeroko za co oberwałam od Deli. –Miły jest? No oczywiście, że jest! –roześmiałam się. –Przystojny też, nie czemu w ogóle się o to zapytałam. –śmiałam się dalej z samej siebie. –Dobrze ustawiony, zabawny, może i ma swoje humorki, ale nikt idealny nie jest. –uśmiechnęłam się pogodnie. 
  -A wady? –zapytała niepewnie. –On w ogóle ma jakieś wady? –pytała dalej. –Ja go prawie w ogóle nie znam. –powiedziała to z takim smutkiem, że podeszłam do niej i usadowiłam się tuż obok na ławce. 
  -Na to wszystko masz jeszcze czas. –pocieszyłam ją przytulając mocno do siebie jak prawdziwą przyjaciółkę.
  -Może i ja chcę z nim być, ale to jest gwiazda sportu a nie taki zwykły koleś z naszej grupy co tu biegnie. –wskazała na biegnącego blondyna i pokręciła niezadowalająco głową. –Ja go nie znam, a co dopiero on mnie. Jak bym się tylko z nim gdzieś pokazała publicznie to nie byłoby tak wesoło bo prasa wszędzie węszy. –zaczęła wymachiwać rękoma. –Mi się wydaje, że on w ogóle na takie coś, by nie szedł. Po prostu coś wypił no i tak się skończyło. –wzruszyła ramionami. Po chwili wstała i skierowała się w stronę toru, już po chwili przewijała energicznie nogami.
  -Poczekaj! –próbowałam ją zatrzymać, ale na nic, ta zaczęła biec coraz szybciej i oddalała się coraz bardziej ode mnie. –Niech to szlag jasny trafi! –krzyknęłam zatrzymując się. –Ty nieszczęsny Kocie! –warknęłam idąc w stronę ławek. 
  Siedzę i obserwuję ją uważnie, nie tylko ja. Prawie cała grupa stoi za mną i zastanawia się co ta kobieta wyprawia. Z daleka nie widać nic poza ruszającym się „patykiem”, którym jest Dela. 
  -W takim tempie to igrzyska byłyby jej. –zdziwił się jeden z tamtej grupy.
  -Musiało ją coś nieźle zdenerwować, że dostała takiego kopa w dupę i pędzi jak „struś pędzi wiatr”. –stwierdził trener.
  -No musiało. –mruknęłam pod nosem wstając z siedziska. Ruszyłam w jej stronę z wielką nadzieją, że „coś” osiągnę. Podeszłam do linii startowej i czekałam aż zbliży się do mojej osoby. –Dela musisz w siebie uwierzyć. –zaczęłam biec z nią w równym szyku. Tempo jakie nadawała było niesamowicie szybkie, faktycznie z takim tempem mogłaby coś osiągnąć na olimpiadzie. –Uwierzyć w was. Nie możesz myśleć, że nic się nie stało. –dodałam po chwili. –Tam co się wydarzyło powinnaś wspominać nocami i powinno to być jednym z tych powodów twoich bezsennych nocy. –wydukałam z siebie z trudem. 
  -Przemyślę. –warknęła. Znów przybrała tempa i pozostawiła mnie w tyle. 
  -Dela! –krzyknęłam ile siły w płucach. –Nie baw się tak ze mną! –dodałam po czym gwałtownie się zatrzymałam. –Daj spokój! –krzyczałam dalej co wzbudziło zainteresowanie u uczestników tej lekcji.
  Potruchtałam do części widowiskowej i wraz z pozostałymi zaczęłam obserwować ten „pokaz” w wykonaniu Adeli. Ciągle mówili przez siebie zadziwiając się tym „zjawiskiem” jeśli można to tak nazwać. Ja siedzę a na moich własnych oczach moja najlepsza przyjaciółka się maltretuje od dobrych 10 minut, może i nie jest to długo, ale przy takim wysiłku to nieźle szarżuje. W oddali zwinnie poruszająca się osóbka nie daje z wygrane – walczy dalej… tylko z czym? Walczy sama ze sobą, a ja nie rozumiem najmniejszej przyczyny, by to robić. Najchętniej to bym tam postawiła jakiś czołg uniemożliwiając jej dalsze bieganie.
  -A kogo tutaj wiatr przywiał? –zaśmiał się trener tak głośno, że aż podskoczyłam i wstałam na równe nogi. –Co cię tutaj sprowadza? –zapytał nieco spokojniej niż przed chwilą. Obróciłam się na pięcie i moim oczom ukazał się chudy mężczyzna ubrany w zieloną, kadrową kurtkę polskiej reprezentacji skoków narciarskich. Na głowie miał szarą czapkę z sporych rozmiarów naszywką „4F”, którą można dostrzec z daleka. 
  -To odwiedzać byłego trenera już nie wolno? –zaśmiał się gość. Kiedy usłyszałam jego piskliwy głos zdałam sobie sprawę z tego kto przede mną stoi. Pan Maciej Kot we własnej osobie. Spojrzałam się na niego złośliwie i opadłam bezradnie na ławkę dalej nie spuszczając z niego swojego wzroku.
  -Odwiedzać trenera od wychowania fizycznego zawsze można. –odparł pewnie wuefista co wywołało grymas na mojej twarzy.
  -No to nieźle się zapowiada. –warknęła pod nosem i swój wzrok przeniosłam na moją przyjaciółkę.
  [M]
  -Nie wiedziałem, że z pana taki wymagający człowiek. –parsknąłem widząc co wyprawia ta dziewczyna. Biegła szybciej niż ludzie uciekający z Titanica. Jej nogi tylko unosiły się w powietrzu. Biegła szybko, ale z gracją i lekkością w nogach jak sarenka. 
  -Nie wiem co jej się stało. –pokręcił głową z zmartwieniem. Przez chwilę milczał wpatrując się w poruszający się w oddali punkt. –Dobra, idziemy! –zawołał grupę to wyjścia na tyle głośno, że aż podskoczyłem. Po chwili wszyscy wstali ze swoich miejsc i zmierzali do wyjścia. W mgnieniu oka uczniowie opuścili stadion tak, że zostałem sam i siedząca na dole dziewczyna, która tępo wpatrywała się w biegaczkę, no i ona, ta „dzikuska” na torze. 
  -Trochę sobie poczekasz jeszcze zanim skończy. –powiedziała blondyna. –Wiem, że do niej tu przyjechałeś. –dodała po chwili a mnie zamurowało. Stałem z wielkimi oczami i wpatrywałem się w nią intensywnie. Skąd tamta dziewczyna może wiedzieć, że przyjechałem tutaj do tamtej dziewczyny jak ja nie wiem w ogóle kim jest ona. –Chyba powiedziałam coś głupiego i Dela się na mnie obraziła. –powiedziała to z takim smutkiem w głosie, że zareagowałem tak gwałtownie i już po chwili  siedziałem obok niej. 
  -To jest naprawdę ona? –zapytałem zszokowany. Zielonooka spojrzała na mnie kpiąco i zaczęła się cicho śmiać pod nosem. Długo nie trwało, by przestała. 
  -Nie wiedziałam, że ona tak potrafi. –odparła z wielkim podziwem w głosie dalej wpatrując się w jej osobę. –Nigdy takiego czego śnie widziałam na własne oczy, na żywo. –dodała. Patrzyła w dal jak na jakiś obrazek, jakby była zahipnotyzowana. 
  -Mam tylko nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. –rzuciłem szybko wstając z ławki i ruszyłem w stronę band oddzielających część widowiskową od boiska. Zwinnie przeskoczyłem przez nią i zacząłem biec jej na spotkanie z hasłem motywującym: „Przyjechałeś, nie strać.”.
  -O cholera! –do moich uszu dotarł jej pisk. –Co ty tutaj robisz?! –warknęła zbliżając się do mnie. 
  -No nie spodziewałem się takiej reakcji. –zaśmiałem się po czym zahamowałem i stanąłem naprzeciwko jej. –Uważaj trochę. –powiedziałem łapiąc ją w swoje ramiona. –Co byś beze mnie zrobiła? –posłałem jej szeroki uśmiech. 
  -Nie lubię na ciebie wpadać. –udała obrażoną. Zmierzyłem ją wzrokiem po czym się lekko do niej uśmiechnąłem, gdyż jej mina była bezcenna
  -Coś ci to nie wychodzi. –zaśmiałem się widząc jej uśmiech na twarzy choć bliższe to grymasowi. 
  -Zabiję ją kiedyś. –powiedziała wyswobadzając się z moich objęć. –Normalnie zabiję. –ruszyła w stronę wyjścia. 
  -Poczekaj! –krzyknąłem za nią. –Kogo chcesz zabić? –zapytałem ze śmiechem.
  -Kaśkę! –warknęła zła. 
  -Teraz to ty naprawdę nie udajesz. –udałem poważnego widząc jej zachowanie. Pośpiesznie szedłem za nią nie wiedząc co chce zrobić,  na co ją w ogóle stać.
  -Musiałaś jemu powiedzieć, że to ja?! –wrzasnęła nie ukrywając swojej złości.
  -Prędzej czy później sam, by się zorientował. –odpowiedziała jej spokojnie na zadane przez nią przed chwilą pytanie. Uśmiechnęła się do swojej przyjaciółki po czym po woli swój wzrok przeniosła na mnie i przewróciła teatralnie oczami.
  -Po co tu przyjechałeś? –zapytała mnie sucho. Słysząc to pytanie zrobiłem wielkie oczy w ogóle byłoby najlepiej gdybym go nie usłyszał. 
  -Głupie pytanie. –parsknęła Kasia a ta druga jedynie rzuciła jej wrogie spojrzenie i nastała cisza… uciążliwa dla każdego z nas. Jej spojrzenie miotało piorunami, nigdy bym nie pomyślał, że stać ją na takie wybuchy emocji jak ten.
    -Nie znasz jej człowieku to co się dziwisz.
  *
  Brak chaosu, wrzawy i pośpiechu. Jest spokojnie, czego dawno nie przeżywałem i za czym bardzo się stęskniłem. Brakowało mi tego. Panuje tutaj przyjazna, rodzinna i miła atmosfera, a ludzie, którzy nas otaczają pochłonięci są w rozmowach ze swoimi towarzyszami, szanując pozostałych klientów… i ten nastrój, który panuje pomiędzy nami…
  -Dziękuję, że się zgodziłaś. –uśmiechnąłem się szeroko do siedzącej przede mną uroczej szatynki. 
  -To ja dziękuję, że pozwoliłeś mi się nieco rozerwać. –odparła zatapiając usta w białym winie, po czym swój wzrok skupiła na swoich dłoniach. -Dobra, muszę to z siebie wyrzucić. –zaczęła niepewnie przenosząc swój wzrok na mnie. Spojrzałem się na nią uważnie rejestrując każdy rys jej twarzy. Kąciki jej ust uniosły się lekko do góry i kontynuowała: -Muszę wiedzieć czy ty tak na serio czy chcesz się tylko zabawić. –rzuciła sucho na jednym wydechu. Jej oczy „zgasły” pojawił się cień, który przysłaniał radość, która w niej panowała jeszcze przed chwilą.
  -Nie rozumiem…
  -Naprawdę tobie się podobam? –zapytała niepewnie. 
  -A ty o czym myślałaś? –zaśmiałem się. –Niby po co bym przyjeżdżał do Krakowa tyle kilometrów, gdyby było inaczej to bym się męczył na treningu. –spojrzałem prosto w jej oczy. Były tak czekoladowe, że można było się w nich „roztopić”- powróciły. Wziąłem w swoje ręce jej dłonie, na których skupiłem teraz swój wzrok. –Nie byłoby nas tutaj. –uśmiechnąłem się szeroko. Już nic nie odpowiedziała, jedynie na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
  W milczeniu konsumowaliśmy zamówiony obiad. Ona wpatrzona w swój wielobarwny talerz, a ja w  nią. Kiedy się na nią patrzyłem ona nawet nie próbowała oderwać wzroku od swojego jedzenia, ale kiedy tylko ja przeniosłem wzrok na inny punkt czułem jej wzrok na sobie. Nie był on uciążliwy, a raczej był przyjemnym. 
  -Przestań. –parsknęła omijając mojego spojrzenia.
  -Co? –zacząłem się śmiać co wzbudziło niezłe zainteresowanie u pozostałych klientów restauracji. 
  -No coś ty zrobił. –szepnęła zawstydzona tą sytuacją.
  -Po co się śmiałaś. –parsknąłem.
  -Od razu wszystko na mnie. –udała obrażoną wstając od stołu. –Zaraz wracam. –szepnęła udając się w stronę toalet. Śledziłem uważnie jej sylwetkę dopóki nie zniknęła za kamienną ścianą.
  Obejrzałem się dookoła. Wszystko stonowane, sam beż i biel. „Shabby Chic”. Kolory nie rzucające się w oczy, ale dodające uroku takim miejscom jak to – krakowska restauracja. Jasne, białe komody z drewna a na nich różnorodne gatunki kwiatów. Na ścianach wisiały różnego typu delikatne, „średniowieczne” obrazy, które świetnie komponowały się z całym wystrojem, a z pewnością do tego pomieszczenia nie pasowałoby żadne z nowoczesnych ozdób. „Stary styl”. Nie ukrywam, że ten lokal mi się podoba, a nawet bardzo. Pewnie kobieta, by się zachwyciła i stwierdziła, że tu jest idealnie, ale z racji, że jestem facetem taka opinia wystarczy w zupełności.
    -Nie rań męskiej dumy.
    -Nie zamierzam.
  Wziąłem do ręki „kartę”, która była najwyraźniej formą reklamy tej restauracji. Na okładce widnieje sporych rozmiarów zdjęcie bo aż na ¾ kartki A4, a nad nim nazwa „Chabby Chic”. Wszystko w takim samym stylu, aż miło się na to patrzy. Nic tylko chwalić kreatorów, którzy zaprojektowali wnętrze tego lokalu, gdyż jest tutaj niesamowita atmosfera spowodowana tym cały wystrojem tego miejsca. 
  -Pięknie tutaj. –westchnęła wracając na swoje miejsce. –Wszystko takie… -rozglądnęła się dookoła. –Takie jak z bajki. –odpowiedziała z uśmiechem. 
  -To prawda. –potwierdziłem jej słowa. Spojrzała się na mnie niepewnie i uniosła brew w górę.
  -Rzadko takie rzeczy słyszy się z ust mężczyzn. –mruknęła.
  -No widzisz. –zaśmiałem się.
  -Tak w ogóle to dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś i mogłam zjeść taki pyszny obiad. –westchnęła kładąc swoje ręce na brzuch. –Te polędwiczki w sosie z grzybami były takie pyszne... –mruknęła teatralnie przewracając oczami. –Ale to za dużo jak dla mnie.
  -Dobra porcja jak dla sportowca. –zaśmiałem się spoglądając na swój talerz. Jeszcze kilkadziesiąt minut na nim znajdowało się pyszne danie, a teraz… to wszystko jest we mnie.
  -Zaraz zabijesz go wzrokiem. –parsknęła moja towarzyszka. Spojrzałem prosto w jej oczy, widziałem w nich tą iskierkę… iskierkę nadziei. Tylko na co?
  Nadzieję na nowe jutro? 
  Na lepszą przyszłość? 
  Na szczęście?
  Pytań jest wiele, a odpowiedź tylko jedna, najprawdziwsza. Jej wzrok błądził po zakamarkach pomieszczenia, a na jej twarzy cały czas gościł miły uśmiech, który uzależniał tak, że z chęcią się na nią patrzyło. Była wyraźnie zafascynowana tym miejscem. Kiedy oglądała obrazy na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
  *
  Krakowskie przedmieścia zawsze tętnią życiem, niezależnie od pory dnia i roku. Mnóstwo ludzi spacerujących przez uliczki Krakowa. Turyści, którzy z zaciekawieniem zwiedzają co się da… i takie pary jak my, trzymające się za dłonie i szepczące sobie czułe słówka wzajemnie do siebie. Idą obok siebie i co chwilę przyglądają się swoim twarzom i uśmiechają się szeroko maszerując dalej…
  -Ma być tak, jak jest. –zaśmiała się po czym złączyła nasze usta w czuły pocałunek.
  -Jest niesamowicie dobrze. –szepnąłem do jej ucha siadając na jednej z ławek.
  -To prawda. –uśmiechnęła się szeroko. Po chwili poczułem na swoim ramieniu jak kładzie na nie swoją głowę wtulając się we mnie. Pocałowałem ją w czoło po czym przytuliłem ją mocno do siebie.
  [A]
  Szczęście, definicja tego słowa jest o tyle „skomplikowana”, że każdy bez jakiegoś większego problemu zrozumie jego znaczenie. Szczęście jest emocją, spowodowaną doświadczeniami ocenianymi przez podmiot jako pozytywnie. Psychologia wydziela w pojęciu szczęście rozbawienie i zadowolenie.
  A czym jest dla mnie to szczęście?
  Szczęście jest dla mnie jak jedna z części duszy każdego z nas, a tak samo jest jedną z tych rzeczy, które pomagają nam żyć, dają sens życia. Niektórzy mówią, że spotkali szczęście swojego życia czy też wyraża się do kogoś jako jego największe szczęście. To wszystko jest prawdą. Ja w ciągu swojego życia nie raz doznałam euforii a było to najczęściej zwycięstwo w konkursie tanecznym. Szczęściem dla nas są też ludzie. Największym szczęściem mojego życia dotychczas było i jest pojawienie się w takiej rodzinie w jakiej jestem.
  Dlaczego my właściwie jesteśmy szczęśliwi?
  A raczej co jest tym powodem, że jesteśmy w takim stanie? Odpowiedź jest nie jedna, a to dlatego, że to zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Może to być szansa na pokazanie swoich możliwości poprzez dostanie się do jakiegoś programu czy też zwykłe,  ale niezwykłe zdjęcie ze swoim idolem. Takich powodów jest kilka tysięcy, a nawet milinów czy też miliardów, ale to ty ustalasz co tobie daje to szczęście…
  -Mógłbyś trochę pogłośnić. –zapytałam kierowcę. Bez żadnego słowa zwiększył głośność radia i do moich uszu dotarła znana mi melodia. Wyraźnie słyszałam każde słowo zaśpiewane przez Jona Bon Joviego. –Because we can! –dokończyłam zwrotkę razem z wykonawcą. Swój wzrok skupiłam na dłoni bruneta, która spoczywała na kierownicy pojazdu. Jego ręka rytmicznie wystukiwała rytm zawarty w piosence. 
  -She’s in the kitchen starin’ out the window. So tired of livin’ life in blach and white. –zabrzmiał głos mojego towarzysza. –Right now she’s missin’ those techniclour kisses. When je turnus down the lights. –uśmiechnęłam się szeroko pod nosem i dalej się w niego wpatrywałam.
  -But lately feelin’ like a broken promise. In the mirror starin’ down his doubt. –zaczęłam śpiewać swoją kwestię. –There’s only one thing in this world that he’d know. He said forever and he’ll never let her down.
  -Razem tworzymy znakomity duet, nie sądzisz? –zapytał poważnie. 
  -No tak, nie ukrywam. –odpowiedziałam jemu również zachowując powagę, lecz po chwili oboje śmialiśmy się ze swoich słów. –Because we can, our love can move a mountain. –zaczęłam dalej ciągnąć śpiew piosenki.
  -We can, if you believe in we. –dodał od siebie. Spojrzałam się na niego wrogo, po czym zaczęłam się śmiać. 
  -We can, just wrap your arms around me. 
  -We can, we can. –zakończyliśmy razem piosenkę. 
  -A po polsku coś potrafisz? –zapytał uśmiechając się szeroko. Zmierzyłam go wzrokiem i zaprzeczyłam gestem głowy. –To zaraz poznasz. –zaśmiał się stukając coś przy panelu radia. 
  Po chwili dotarła do mnie skoczna melodia. Pierwsze co przyszło mi do głowy to jakiś góralski kawałek. Nie myliłam się, gdyż już po krótkim czasie usłyszałam tekst utworu.
  „Po prostu płyń, poczuj ten nurt i spróbuj zgrać z nim każdy ruch choć nęci tak stoicka myśl nie tkwij jak głaz, lecz pod prąd idź.”
  -Do źródła płyń, choć łatwo tak obetrzeć skórę pośród skał w kałuży stać też można, lecz jak z mętnych wód wywołać sens. –z myślenia wyrwał mnie śpiewający Maciek. Nigdy bym nie przypisała do niego takich umiejętności, co muszę przyznać, że nie wychodzi mu najgorzej. Uśmiechnęłam się szeroko wpatrując się w jego poruszające usta. –Tu jest tak, jak ma być i ma być tak, jak jest. W przeciwnościach jest też życia smak i sens póki miłość jest w nas. –wczuł się w swoją rolę, gdyż nie było wiadome to kiedy przestanie śpiewać. Nie ukrywam, że mi się to podoba, ale głupio się z tym czuję.
  Od małego dziecka muzyka była mi bliska. Razem z mamą zawsze wykonywałyśmy nasze ulubione utwory w ojczystym języku bądź coś z światowych play-list, ale nigdy nie spotkałam się z polskimi wykonawcami pomimo tego, że tata wiązał dużo z Polską. Może i uczę się polskiego, ale śpiewać mi bez tekstu nie jest dane…
  -Trudny język. –powiedziałam kiedy przestał śpiewać. Ten jedynie smutno się do mnie uśmiechnął i skupił wzrok na drodze.
  -Mam dużo czasu, by cię nauczyć. –odparł wesoło odwracając się w moją stronę. 
  [M]
  Wchodząc do akademiku wspomnienia powróciły. Ten budynek, który tyle mi przypomina… i ten korytarz, na którym zawsze coś się działo. Z każdym razem kiedy tutaj wracam, odświeża się obraz w mojej głowie. Tęsknię za tym miejscem i to bardzo, aż nie chce się pomyśleć, że te lata tak szybko minęły…
  -To tutaj. –uśmiechnęła się szeroko i przekręciła klamkę. Lekko uchyliła drzwi po czym swój wzrok przeniosła na mnie. –A tobie co? –zapytała żartobliwie. 
  -Wspomnienia mnie zalewają. –odparłem uśmiechając się lekko.
  -Wróciłam. –prawie krzyknęła wchodząc do „mieszkania”. Cicho chrząknąłem i się roześmiała. –Wróciliśmy. –poprawiła się wpuszczając mnie do środka. 
  Ściągnąłem z siebie kurtkę po czym odwiesiłem ją na wieszak. Uważnie rozejrzałem się po pokoju, Kasi nigdzie ni było. Po chwili drzwi od łazienki się otworzyły i zza nich wyłoniła się sylwetka blondynki. Uśmiechnięta bez słowa podążyła w stronę aneksu kuchennego.
  -Jak miło was widzieć razem, nie skaczących sobie do gardeł. –parsknęła opierając się o parapet.
  -Mi też miło cię widzieć. –odparłem siadając na jednym z łóżek.
  -Herbaty, kawy? –zapytała Adela.
  -A kakao posiadacie? –parsknąłem wstając, by już po chwili stać obok niej.
  -Powinno być. –uśmiechnęła się pogodnie i zaczęła szurać w szafce. –To pijemy kakao. –zaśmiała się wyciągając kubki z szafki.
  -Sushi? –nagle zapytała blondynka podrywając się z miejsca.
  -Ja tylko na chwilę, bo trzeba się zbierać do Oslo. –sprawnie odpowiedziałem. Szatynka westchnęła, a druga tylko się uśmiechnęła. 
  Siedzieliśmy przy niewielkim stole znajdującym się pod oknem w ich pokoju. Na pierwszy rzut oka nikt, by nie pomyślał, że mieszkają tutaj takie sportsmenki jak one. Kiedy się wchodziło do pokoju mojego i Kuby panował tam wielki chaos, a tutaj zupełne przeciwieństwo. Wszystko ma swoje miejsce. Nigdzie nic się nie podziewa, wszystko sprecyzowane. Z podziwem „poznawałem” każdy zakamarek tego pomieszczenia…
  -A gdzie ty wtedy zniknąłeś po rozpoczęciu roku na auli? –z myślenia wyrwał mnie głos Kasi. Momentalnie ocknąłem i swój wzrok skupiłem na jej osobie.
  -Odwiedziłem stadion. –zaśmiałem się. –Przed czym miałem bliskie spotkanie ze ścianą. –dodałem z przekąsem na co oby dwie zaczęły się śmiać.
  -Kto, by pomyślał. –odparła szatynka. Spojrzałem się na nią z niemałym zakłopotaniem. –To byłam wtedy ja. –wybuchła śmiechem. 
  -Jak to? –zapytałem moją „dziewczynę”.
  -No tak, to byłam ja. –puściła mi oko po czym zatopiła usta w gorącej cieczy.
  -No proszę. –zaśmiała się ta druga. –Spotkaliście się w październiku a dopiero dziś, w lutym się o tym dowiadujecie, no nieźle. –parsknęła kręcąc głową.
  *
  -To kiedy znów się zobaczymy? –spytała mnie z wyrysowanym smutkiem na twarzy.
  -Jak wrócę z Norwegii. –westchnąłem. Spojrzała się na mnie smutnym wzorkiem i oddaliła się ode mnie na kilka metrów. 
  -Dam radę. –wtuliła się mocno we mnie, a ja poczułem, że w tym momencie krzywdzę tą dziewczynę. –Będę czekać. –dodała patrząc mi prosto w oczy. –Wróć cały. –zaśmiała się lekko pociągając nosem. Płakała. Przeze mnie. Lekko musnęła moje usta i pozwoliła mi wsiąść do auta.
  Nie czekając na nic, wsiadłem do niego posyłając jej wcześniej szczery uśmiech. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i odpalił się silnik. Jeszcze raz spojrzałem na nią. Była już dość daleko, było tylko widać oddalającą się sylwetkę. Czuję się okropnie, wiedząc, że ona cierpi przez takie „coś”, a jednak to zbyt wiele. 
  Jadąc autostradą mijałem tylko pojedyncze samochody co było spowodowane późną godziną. W głowie biłem się za to co robię. Co robię jej, jak i zarówno samemu sobie. Kocham ją, ona mnie też, ale takie coś nas wzmacnia – tak bynajmniej myślę. Nie chcę, żeby później żałowała każdej chwili spędzonej ze mną. Chcę dla niej jak najlepiej, żeby śniąc o mnie pojawiał jej się uśmiech na twarzy zamiast budzenia się w nocy z płaczem, bądź bezsennych nocy. Nawet sam nie wiem, czy jesteśmy parą. Jeszcze żadne z nas nie powiedziało do siebie w ten sposób. Ani razu nie powiedzieliśmy sobie tych dwóch słów „Kocham cię”.

"Nie ważne co się stanie ma być tak, jak jest."
~Alutka


~~*~~
Cześć i czołem!
Nie sądziłam, że się wyrobię i waszym oczom ukaże się 8 rozdział już dziś. To chyba jakieś cudy przy takim zapracowanym tygodniu! No, ale cuda się zdarzają... dowodem jest wczorajszy skok Maćka z pierwszej serii "Maciej Czarodziej". 132. metrów się zapowiadało, a w pięknym stylu skoczył 192.5. metra! Brawa! Dziś i jutro kolejne konkursy co oznacza zaciskanie kciuków przed telewizorem. 
A jeśli chodzi o rozdział to mam nadzieję, że was zadowoliłam i chciałyście przeczytać właśnie taki odcinek.
Każda opinia mile widziana :)
Pozdrawiam, Alutka :*