sobota, 23 kwietnia 2016

#11 - czyli muszę się postarać, nie chcę go stracić.


"Wszystko jedno, będzie jak będzie i już,
machniesz ręką, przecież nie stanie się cud, 
a potem żałujesz że znów nic."

[A]
  W pomieszczeniu nadal panowało napięcie. Nikt nic nie mówił. Mierzyłyśmy się zranionym wzrokiem. Chciałabym coś powiedzieć, ale… nie wiem jak. Wiem, że kiedy wszystko z siebie wyrzucę będzie mi lepiej. Kamień spadnie mi z serca. Tylko jak zacząć? Nie jest to temat z życia codziennego. Coś się zaczęło i chce się skończyć. Tylko, że bez zranienia tej drugiej osoby się nie obejdzie…
  -Teraz Kasia mnie słuchaj, proszę. –westchnęłam ciężko. Na jej twarzy nie było zdziwienia. Był smutek. Pewnego rodzaju przerażenie. –Zaczęłam coś. Myślałam cały czas, że to jest to… -w gardle pojawiła się wielka gula, która nie umożliwia mi kontynuowanie. Może powinnam westchnąć z ulgą, że to mnie ratuje. Ale nie… muszę. –Choć teraz wydaje mi się, że obietnica, którą złożyłam zaciągnęła mnie aż do tego stopnia. –dodałam z wielkim bólem. Spojrzałam się w jej oczy. Niezrozumienie. Mówię niezrozumiale dla niej? Mówię jasno. Już nawet wszystko jej powiedziałam o co mi chodzi. –Chciałabym to skończyć, ale… -zawiesiłam się na chwilę. Ręce zaczęły mi się pocić. Stres. Nie, to strach przed tym co może zaraz się wydarzyć. –Boję się, że to może go za bardzo podłamać. –dodałam po czym głośno westchnęłam. Nadal czuję ten ból. Ciężkość. Nie pomogło.
  -Poczekaj, poczekaj! –podniosła się na łokciach co dało jej lepszy widok na moją osobę. –Nie rozumiem. –pokręciła głową z niezadowoleniem przygryzając dolną wargę. –Jaka obietnica? –zapytała, a ja wytrzeszczyłam oczy. –Kto ma się podłamać? –zalewała mnie pytaniami. –Sorka, ale nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz. –dodała nieco spokojnie. –Nie wiem czy robisz sobie jakieś jaja, czy co. –znów jej głowa obracała się w tą i z powrotem.
  Pomimo jej reakcji wiem, że będę mogła z nią porozmawiać o tym wszystkim. Wiem, że ona mi doradzi jak powinnam postąpić. Powie mi dobre słowo i to jest w stanie załatwić wszystko. Wierzę, że jest w stanie mi pomóc w tej sytuacji i każdej innej. Jest przy mnie. Chce mi pomóc. Ja to wiem i za to jej zawsze dziękuję z całego serca. Gdyby nie ona, to kto, by mi pomagał właśnie w takich chwilach? Nikogo innego tutaj nie mam przy sobie… cenię ją za to, że jest pomocna i spieszy w każdej potrzebie. Nie było sytuacji, żeby nie pomogła, kiedy jej potrzebowałam.
  -Obiecałam jakiś czas temu coś mamie. –zaczęłam spokojnie, tak jak ona zakończyła. Wolę być spokojna niż wybuchać jakąś niepohamowaną paniką, która jest teraz zbędna. –Obiecałam jej, że przed śmiercią pozna mojego chłopaka. Obiecałam i to się spełniło. Poznała Maćka. –dodałam z trudem. Takie słowa przeobrażające się w zdania nie łatwo przechodzą przez gardło. –Polubiła go. Wszyscy go tam polubili. Są nim oczarowani. –westchnęłam głośno. Nadal patrzyła na mnie z tym samym wyrazem twarzy od kiedy zaczęłam jej tylko wyjaśniać. Chciała słuchać, a później według tradycji pomóc. Patrzyła na mnie ze skupieniem. Nie widziała nic poza mną. Wytężyła słuch i oczekiwała na więcej. –Nie wiem czy jest sens ciągnąć to dalej… -zawiesiłam się na chwilę widząc zdziwienie, które wkradło się na jej twarz.
  -To ty przez ten cały czas zgrywałaś?! –pisnęła co obiło się o moje uszy. –Rozkochałaś go w sobie tylko po to, żeby twoja mama była szczęśliwa?! –znów ten sam głos. Już chciałam coś powiedzieć, ale nie dopuściła mnie do słowa. –Przepraszam. Ty pozwoliłaś go w sobie rozkochać? –bardziej stwierdziła niż mnie o to zapytała.
  -Kasia… -nie dała mi dokończyć. Nie ukrywam, że nie podoba mi się to… ale z drugiej strony wiem, że w taki sposób próbuję mi pomóc. Może nie jest to normalna forma pomocy, ale zawsze jakakolwiek pomoc się liczy.
  -Nie. –powiedziała stanowczo. Nie poznawałam jej. Pierwszy raz w życiu tak ze mną rozmawia. Chce mi przemówić do rozsądku… -Jeśli myślałaś, że w ten sposób uszczęśliwisz swoją mamę to się grubo mylisz moja droga. –warknęła niezbyt groźnie. –Zranisz ją gorzej niż los, który zesłał jej życie. –zmierzyłam ją wzrokiem. –Taka prawda. –dalej zgrywała poważną. Chciała pokazać, że potrafi zająć się takimi sprawami. Wychodzi jej to. –Zrywając z Maćkiem zranisz nie tylko go, ale i ludzi wokół was. Może i myślisz, że twoja mama mieszkając w innym kraju o tym się nie dowie, ale wiedz, że plotki szybko się rozchodzą.
  -Co masz na myśli? –szybko „wrzuciłam” swoje trzy grosze. Spojrzała na mnie głupio się uśmiechając.
  -Prędzej czy później by się o tym dowiedziała. Uwierz, że nie byłaby zadowolona.
  -Mogłabyś odejść? –zapytałam. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki talerzy. –Chciałabym porozmawiać z prawdziwą Kasią, możesz? –zadałam kolejne pytanie, a ona się cicho zaśmiała po czym podeszła do mnie i po prostu mnie przytuliła. –Dziękuję. –powiedziałam cicho wtulając się w nią jeszcze bardziej.
  -No to, żeś się wpakowała w niezłe bagno. –zaśmiała się, a ja ją tylko skarciłam wzorkiem. Usiadła obok mnie. Wzrok skupiała na swoich dłoniach. –Teraz to wszystko zależy od ciebie. –powiedziała cicho nie patrząc na mnie. –Rozumiesz? –odwróciła się w moją stronę. –Twoje serce wie co powinnaś robić, ja nie. –uśmiechnęła się lekko. –Słuchaj. –podniosła się z łóżka. Swoje oczy momentalnie skierowałam na stojącą nieopodal mnie sylwetkę. –Przepraszam, ale muszę jeszcze iść na miasto. Jak wrócę to porozmawiamy. –dodała zakładając buty na korytarzu przez co zgubiłam ją z widoku. –Obiecuję. –po chwili zjawiła się z powrotem w pokoju całując mnie w policzek po czym wyszła z mieszkania.
  [M]
  Wokół mnie mnóstwo uśmiechniętych dzieci. Pokazują rzędy białych zębów żywo ze mną rozmawiając. Zadają mi pytanie, na które nigdy nie wpadłby dorosły człowiek, tylko dziecko. Patrząc na nich nie można nic im zarzucić, nawet choroby. Gdybym nie wiedział, nie powiedziałbym, że zmagają się z nowotworami. Są to żywe, młode osoby, które powinny być szczęśliwe pomimo tego i właśnie takie są. Nie chcę sobie mówić, że tym powodem jest moja wizyta tutaj, ale wiem, że one są po prostu sobą. Wiem, że na co dzień wygląda to nieco inaczej, ale wiem też, że one walczą. Walczą bo jest o co… walczą o powrót do zdrowia. Do 100% formy. Tak jak my sportowcy. Dopóki walczymy jesteśmy zwycięzcami.
  To naprawdę wspaniałe uczucie, kiedy jesteśmy otoczeni przez grono młodych osób, które ciebie podziwiają. Nie pragną nic w zamian. Chcą, żebyś był z nimi i wysłuchiwał ich pytań. Tylko to. To niesamowite jak te dzieci potrafią być dojrzałe. Tak, sądzę, że choroba i trudna sytuacja w jakiej się znajdują zmieniają ich podejście do świata. Myślę, że to dość dziwne, że takie dziecko mówi swoim rodzicom co jest piękne, a nie oni. To nawet przykre, że młode osoby uczą dorosłych.
  To nie jest tak, że ja wszystkim życzę choroby, a co najgorsze śmierci, byśmy mogli zobaczyć piękno, które nas otacza. To nie tak. My wszyscy to widzimy. Tylko czasem to jest tak, że nie chcemy tego do siebie dopuścić. Smutne to. Tak naprawdę nie wiemy gdzie żyjemy. Co jest wokół nas. Czasem nawet nie wiemy jak brzmi śpiew ptaków, a rano gdy coś nas budzi jesteśmy źli na cały świat.
  -A czy ty się kiedyś zakochałeś? –zapytała mała blondyneczka, która to ani razu się nie odezwała. Siedziała z tyłu i wyglądała na nieosiągalną. Bujała w obłokach. Była zamyślona. Ucieszyłem się, kiedy tylko zadała mi pytanie. Pytanie może i proste, ale to w jaki sposób mnie zapytała zainspirowało mnie. Może była to dziesięciolatka, może i młodsza, ale na pewno zdążyła już dojrzeć. Tak, to rzadkie, no i nie mogę wyciągać pochopnych wniosków, ale wiem, że musiała przeżyć coś ciężkiego. Nie każde dziecko tak się zachowuje, a na pewno nie przy idolu.
  -Jak masz na imię? –zapytałem uśmiechając się ciepło. Odwróciłem kota ogonem, tak wiem. Wypowiedziane prze ze mnie słowa spowodowały cichy szmer na „widowni”. Po chwili wszystkie pary oczu znajdujące się w tym pomieszczeniu i na korytarzu przeniosły się na dziewczynkę.
  -Ada. –odpowiedziała pewnie. Przeszedł mnie pewnego rodzaju dreszcz. Zdałem sobie sprawę, że wyczekuje ode mnie takiej szczerej odpowiedzi jaką jest osobą.
  -Tak, zakochałem się. –odpowiedziałem. Spojrzała się na mnie zdziwiona. Nie taką odpowiedź chciała usłyszeć? Nie, to oczywiste, że tak, ale pewnego rodzaju rozbudowaną. Nie lubię nikogo zawodzić. Kąciki moich ust uniosły się lekko do góry, kiedy przypomniałem sobie widok uśmiechniętej dziewczyny, która to zajęła miejsce w moim sercu. –Jest taka jedna. –zaśmiałem się. Stojące na holu pielęgniarki wytrzeszczyły oczy. Niespodzianka. –Tak naprawdę jesteście pierwszymi osobami, którym o tym mówię. –szepnąłem co wywołało cichy śmiech ze strony młodych pacjentów. A te siostry? Nadal były w szoku. –Cóż, mamy marzec. Jestem po sezonie. Za rogiem święta.
  -Niech pan mówi kto to. –wtrąciła brunetka opierająca się o framugę drzwi. Spojrzałem się w jej stronę. Cały czas obdarzała każdego ciepłym spojrzeniem. Patrząc na jej ubiór i wiek wywnioskowałem, że to ona jest dyrektorem tego szpitala.
  -Poznaliśmy się po konkursie w Zakopanem. –powiedziałem z uśmiechem na twarzy. Kiedy chcę coś powiedzieć o tym spotkaniu zawsze w mojej głowie pojawia się jej obraz. Uśmiechnięta czarnulka. Posiada uśmiech, który potrafi zaczarować każdego. Oczy nie lepsze. Można się w nich zatopić, nawet wyobrażając sobie jak wygląda. Nie trzeba widzieć jej w rzeczywistości, może to być zdjęcie, film. Choć każdy wie, że jednak to co widzimy, dotykamy nie równa się z czymś co można poszukać w wyszukiwarce internetowej.
  -Czyli jest Polką? –usłyszałem żywe pytanie dobiegające z ostatniego rzędu. Przytaknąłem dziewczynce. Ten widok naprawdę chwyta za serce. Dzieci, które zamiast włosów na głowie mają jedynie chustkę. Oszukuję siebie i je, że wszystko jest okej. Uśmiecham się do nich pomimo tego, że im bardzo współczuję. Chcę dać im chociaż trochę szczęścia. Tyle ile mogę.
  [A]
  Kiedy tylko się dowiedziałam, że znalazła się w szpitalu nie mogłam uwierzyć. Jeszcze tak niedawno się widziałyśmy i wszystko było okej. A teraz? Nie lubię do niej jeździć. To nie to, że już jej nie lubię. Tu chodzi o coś całkiem innego. Ten widok. Widok, który powoduje, że w oku zbierają się łzy, na sercu czuć wielki ból. Widok ten przedstawia chorych. Młode osoby, które każdego dnia walczą z losem. Nigdy nie wiedzą co przyniesie jutro. Próbują się cieszyć każdym dniem.
  Patrząc na nie wszystkie widać, że są zżyte. Widzę, że tworzą jedną zgraną drużynę. Każda strata jest dowodem walki. One wiedzą, że trzeba walczyć, by żyć dalej. One to wiedzą. Są to mądre dzieciaki. Kochane. Pomocne. Zapewne, kiedy tylko bym poprosiła jednego z nich o pomoc nie odmówiłby mi. Wspierają siebie na wzajem.
   Znów idąc tym korytarzem czuję ból. Ten sam zapach. Nieprzyjemny zapach. Sama chemia. Leki. Białe ściany, które wywierały we mnie wstręt. Jedynie stołówka, którą mijam jakoś wygląda. No nie jakoś, ale jest kolorowa. Pomarańcz dodaje temu pomieszczeniu ciepło. To tu można zastać uśmiechnięte dzieciaki. Jest jeszcze jedno miejsce gdzie dzieją się cuda. Zapewne nie są to nieprzyjemne sale, w których „mieszkają” pacjenci. Według mnie najlepszym miejscem jest pokój zabaw, jeśli można tak go nazwać. Multum zabawek, kolorowe dywany, książki, jakieś gry planszowe. Tam znajduje się wszystko co potrzebne jest dziecku do szczęścia. Przynajmniej do jakiejś części euforii. Nadal stwierdzam, że można zastać tam najwięcej uśmiechniętych twarzyczek. Właśnie dlatego też zmierzam w tym kierunku.
  Już z daleka, kiedy wchodzę po schodach na piętro słyszę głośne śmiechy. Mogę nawet powiedzieć, że zawsze jest tam „przepych”. Wszyscy rodzice zabierają tu swoje pociechy, by choć na chwilę zapomniały o chorobie, a mogły odżyć. Tak naprawdę nie wyobrażam sobie mojego dziecka tutaj. Nie wybaczyłabym samej sobie, że zachorowało i walczy z nowotworem. Zapewne zachowywałbym się tak jak każda matka takiego dziecka. Nie odstępowała mu na krok. Martwiłabym się jak nigdy. Walczyłabym razem z nim. Razem dążylibyśmy do zwycięstwa. Byłabym przy nim silna. Tak, udawałbym, bo tak naprawdę w głowie karciłabym się, czemu to on, a nie ja. Byłabym w stanie zrobić wiele głupot, bezmyślnie. Liczyłoby się tylko moje dziecko. Mój skarb.
  Przed wejściem do sali dostrzegam dobrze znaną mi blondynkę, która żywo rozmawia z jakimś mężczyzną. Stoi do mnie tyłem więc nie mogę określić kim on jest. Patrząc na niego mogę tylko powiedzieć, że jest dobrze zbudowanym brunetem, ale nie przypomina tych mięśniaków, którzy większość część swojego życia przesiedzieli na siłowni. Przypomina mi pewną osobę. Przypomina mi go… Maćka. Ta sama budowa ciała, ale nie mogę powiedzieć, że to on, gdyż stoi plecami do mnie. Wiem też, że na świecie niejeden facet ma taką sylwetkę jak on.
  Nieco się przestraszyłam. Nie wiem co ten mężczyzna od niej chce. Nie wiem czy ją zaczepił. Czy może też ją szantażuje. Gdybym tylko mogła zobaczyć jej wyraz twarzy, wszystko stałoby się jasne. Wiedziałabym też o czym mogą rozmawiać. Na pewno mogłabym rozróżnić kłótnię od żartów. Przyśpieszyłam nieco swój krok co spowodowało, że dzieliło mnie od tej dwójki tylko kilka metrów. Po chwili do moich uszów dobiegł krzyk. Dziewczęcy głos, który krzyczał moje imię. Nawet nie mogłam rozróżnić czy to euforia czy też może to był strach. Po prostu podbiegłam do niej i wtuliłam ją w swoje ramiona. Byłam przerażona. Moja głowa została otoczona przez jej piękne, blond włosy. Poczułam jak z moich oczu po woli wypływają łzy. Nie chciałam ich nawet zatrzymywać. Po jakimś czasie poczułam chłód i zdałam sobie sprawę, że teraz dwójka stojąca obok mnie zobaczy, że płaczę. Kiedy odważyłam się na otarcie łez zauważyłam na swojej kurtce pasma jasnych włosów. Znów ten ból. To już się zaczyna. Nic nie powiedziałam tylko ponownie przytuliłam ją do siebie. Nie chciałam zwracać uwagi na tego chłopaka, który to teraz zapewne przygląda nam się ze zdziwieniem.
  -Obiecuję, że wszystko będzie dobrze, Adi. –wyszeptałam w jej szyję. Mocno ją ścisnęłam po czym lekko od siebie odchyliłam, tak bym mogła zobaczyć jej twarz. Płakała. Otarłam jej łzy uwalniając ją z mojego uścisku. Wstałam po woli kierując swój wzrok w dół. Dotarło do mnie, że wypadałoby mi się przedstawić tej osobie, która od samego początku na to czeka. Uniosłam swoją głowę w górę i zamarłam. –Maciek. –to tyle ile zdołałam z siebie wydobyć. Uśmiechnął się lekko podchodząc do mnie i już po chwili tonęłam w jego uścisku. Teraz już wiem, że był to radosny krzyk Ady. Cieszyła się gdy mnie zobaczyła. A moja reakcja? Boję się o nią. Jest dla mnie ważna. Nie potrafiłabym tego zrozumieć dlaczego odeszła gdyby już to się stało…
  -Wszystko będzie dobrze. –usłyszałam cichy głos. Od razu opuściłam bezpieczne ramiona chłopaka i skierowałam się w stronę dziewczynki. –Nie musisz się tak o mnie martwić. Ja walczę i będę walczyć, bo mam o co. –łzy zaczęły napływać do moich oczu. Czuję się jakby to mi się śniło, jakbym przeżywała jakiś koszmar, z którego nie mogę się wybudzić.
  [M]
  Nie mam zielonego pojęcia co się stało kilka minut temu na korytarzy tego budynku. Nie jestem w stanie złożyć niczego w całość. Mam mętlik w głowie.
  Skąd tutaj się wzięła Dela?
  Co ona tutaj w ogóle robi?
  Kim jest dla niej Ada?
  W mojej głowie tworzy się burza wraz z kolejną myślą rośnie. Mam ochotę zadać jej tyle pytań, ale wiem, że nie mogę. Widzę, że cierpi. Wiem, że to ją zaboli. Ale chyba to nie może tak być? Jestem jej chłopakiem, chyba mam prawo do tego, by się dowiedzieć co się takiego dzieje w jej życiu.
  Siedzimy w trójkę przy stoliku nieopodal okna. Niedaleko nas kilka dzieci zajadających zupę zaserwowaną przez kuchnię szpitalną. My również spożywamy posiłek. W przeciwieństwie do tamtej grupki u nas panuje cisza. Nikt się nie odezwał od opuszczenia holu. Nadal tkwię w niezrozumieniu. Nie ukrywam, że nie lubię być tym niedoinformowanym. Zawsze wolałem wszystko wiedzieć, a przynajmniej chociaż trochę.
  -Czyli mam rozumieć, że Maciek jest twoim chłopakiem, Dela? –do moich uszów dotarł ten sam głos co kilkanaście minut temu w Sali, kiedy to wypytywała mnie się o moją drugą połówkę. Jest nią dziewczyna siedząca naprzeciwko mnie. Tak, to ona. Moja dziewczyna.
  -Tak to właśnie jest moja dziewczyna. –spojrzałem z uśmiechem na nią. Wyglądała jakby nie miała kontaktu ze światem. Pewnie też dlatego nie odpowiedziała na zadane jej wcześniej pytanie. –Hej, Adel. –dotknąłem jej ramiona, od razu oprzytomniała. –Wszystko dobrze? –zapytałem widząc jej oczy. Były podkrążone. Nigdy jej takiej nie widziałem. Tłumaczę sobie, że to przez ten płacz, ale pewności nie mam.
  -Tak, wszystko jest okej. –odpowiedziała szybko. –Nie musisz się martwić. –posłała mi uśmiech choć nie nazwałbym tak tego. Bliżej temu było do grymasu. Niestety.
  *
  Znów tu idziemy. Cisza stała się naszą wierną towarzyszką. Nie wiem co się z nią dzieje. Ostatnimi czasy stała się inna. Martwię się o nią. Od wyjścia ze szpitala nie wypowiedziała ani jednego słowa na swój temat. Pożegnanie, które przeciągało się w wieczność zakończyła pielęgniarka, która oznajmiła, że czas odwiedzin zakończył się kilka minut temu. Nie chętnie opuściła szpital kierując się w stronę mojego auta, które zauważyła na parkingu. Zapytała się tylko nieśmiało czy możemy jechać do tego parku, w którym ostatnio rozmawialiśmy. Zgodziłem się od razu.
  Pustka. Tylko my w ogromnym skwerze. Latarnie, które swoim światłem ukazują nam drogę. Obok nas płynąca rzeka, której słychać szum. A między nami ciągle to napięcie. Co chwilę zerkam w jej stronę, by sprawdzić czy nadal tu jest. Czuję na sobie jej wzrok, kiedy tylko odwracam swoją głowę bokiem do niej. Wiem, że chce coś mi powiedzieć. Już od początku spaceru chce to zrobić. Idziemy już z dobre pół godziny, a za tym rogiem dobiega koniec ogrodu. Mogę przewidzieć, że będziemy chodzić tutaj tak długo, aż nie odważy się odezwać.
  -Spójrz na mnie. –odezwałem się jako pierwszy chwytając jej podbródek. Podniosła powieki w górę co umożliwiło jej widok na moją osobę. –Możesz mi w końcu powiedzieć o co chodzi? –zapytałem zbyt ostro, gdyż poczułem jak się wycofuje. –Ja się martwię. –usiadłem obok niej na ławce. Chwyciłem jej dłoń co spowodowało, że drgnęła. Co się z nią dzieje…
  -Znam Adę od kiedy tylko zaczęłam studiować. Pochodzi z domu dziecka. –zamurowało mnie. Od początku coś podejrzewałem, ale nie dom dziecka. Nie wyglądała na takie dziecko… -Niedawno się dowiedziałam, że wykryto u niej nowotwór. –wbiła swój wzrok w ziemię. Widzę jak ciężko jej przychodzi to mówić. Wiem, że nie jest to pierwszy raz, kiedy ktoś dla niej bliski jest w takim stanie. Ona to zna. Boi się. –Sam to widziałeś. –podniosła głowę łapiąc mój wzrok. –Jeszcze chwila i zaczną się przeżuty. –dodała. Chciałem ją przytulić do siebie bo spodziewałem się zaraz ataku łez, a tu spokój. Nic. Jest spokojna. Nauczyła się walki. To przez co przechodzi daje jej taką możliwość. Wie, że powinna być silna. Zdaje sobie sprawę, że to nie koniec świata. Trzeba walczyć. „Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą.”
  -A co z nami? –zapytałem niepewnie. To pytanie, a raczej odpowiedź na nie była dla mnie bardzo istotna.
  -Nie wiem. –rozpłakała się. Zdałem sobie sprawę, że to sprawa naszego związku ją męczy, a nie coś innego. Tak, obwiniam się, że to przeze mnie do tego doszło. Nie było mnie przy niej, kiedy mnie tylko potrzebowała. Byłem na końcu świata. Dobrze się bawiłem, a ona tu walczyła. Była sama…


"Wiesz, że tak nie możesz, ale nie chcesz go zranisz."
~Alutka


~~*~~
Cześć i czołem!
Jest 11 rozdział i jak widzicie zbliża się koniec historii naszych bohaterów. Przewiduję jeszcze z 1-2 rozdziały i epilog.
Jak wrażenie po tym rozdziale? Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za taki rozwój akcji i za to, że już dobiega koniec tego opowiadania. Ale pamiętajcie, że to nie jest ostatni rozdział i, że wszystko może jeszcze was zaskoczyć jak i mnie samą.

P.S. Niedawno bo 4 kwietnia zeszłego roku rozpoczęłam swoją przygodę z blogiem. Tak, to już rok od kiedy dla was piszę. Tutaj mój pierwszy blog. Sama widzę ile się nauczyłam przez ten rok. Oczywiście mam nadzieję, że będę pisać dla was jak i dla siebie jeszcze przez długi czas.

niedziela, 3 kwietnia 2016

#10 - czyli jesteś gwiazdą na niebie.



"Pozwól, że sfotografuję Cię w tym świetle
Na wypadek, gdyby to miał być ostatni raz
Kiedy możemy być tacy, jacy byliśmy
zanim zdaliśmy sobie sprawę
Smuciło nas stawanie się starszymi
Byliśmy przez to niespokojni
To było zupełnie jak jakiś film
To było zupełnie jak jakaś piosenka."

  [A]
  Cudownie jest znów poczuć domowe ciepło i panującą tu atmosferę. Home, sweet home. Coś niesamowitego. Po całym domu rozchodzi się ten sam zapach co zawsze. Świeże ciasto mamy. Kiedy tylko wracam do domu jestem przywitana moim ulubionym ciastem autorstwa mojej rodzicielki. Tarta z jabłkami i podpalaną bezą, to jest coś co ubóstwiam, a zwłaszcza jej roboty. A mój pokój? W takim stanie w jakim go opuściłam, takim go zastałam. Zawsze lubię tutaj wracać. Po męczącej podróży z Krakowa wiem, że znajdę tutaj swoje miejsce i w spokoju będę mogła odpocząć, w swojej oazie spokoju. Choć wracam tutaj co jakiś miesiąc za każdym razem jestem miło przyjęta, dzięki czemu mam po co tu wracać. Zawsze znajdzie się coś co mnie tutaj przyciągnie. No tak, nigdzie nie ma tak dobrze jak w domu. Nigdy nie potrafiłabym stawić czoła tym słowom, gdyż dla mnie jest to święta prawda!
  -Nawet nie wiesz córciu jak się cieszę, że przyjechałaś. –usłyszałam ciepły, damski głos kiedy wychodziłam z łazienki. –Już się za tobą stęskniłam. –odwróciłam się w stronę osoby, która kierowała do mnie te słowa. Była to uśmiechnięta mama. Od kiedy tylko mnie zobaczyła wysiadającą z samochodu uśmiech nie schodzi z jej twarzy. –Muszę się tobą nacieszyć bo za chwilę znów nam uciekniesz. –udała niezadowoloną akcentując ostatnie słowa. –A te wasze telefony to nic specjalnego. To nie jest jednak to samo co taka rozmowa. –roześmiała się. –A wy wychwalacie te urządzenie, gdyby był to jakiś ósmy cud świata. –dodała z lekka zdenerwowana. Widać było po niej, że nie pochwalała dzisiejszych technologii.
  -Prędzej czy później bym tu jeszcze wróciła. –zaśmiałam się. –Też tęskniłam. –wtuliłam się w jej ciepłe i pełne matczynej opieki ramiona. –A te nasze komórki nie są takie złe jak mówisz. –zaśmiałam się pod nosem tkwiąc w jej ramionach tak przez dłuższy czas aż w końcu przeszkodził nam zdesperowany głos brata.
  -Z tym kurczakiem jest coś nie tak! –zza ściany wyłoniła się głowa Jozefa, a na jego twarzy wymalowane przerażenie. Dawno nie widziałam go w takiej sytuacji. Mama odwróciła się w jego stronę głośno wypuszczając powietrze z płuc. Kurczak –w myślach nabijałam się z brata.
  -Co ja z wami mam. –uśmiechnęła się szeroko i podążyła do kuchni za moim bratem. Pokręciłam tylko głową z rozbawieniem i udałam się do mojego pokoju.
  *
  -Bardzo się cieszę Maćku, że z miłą chęcią przyjąłeś zaproszenie na kolację w naszym rodzinnym domu tutaj. –zaczęła moja mama. Spojrzałam na siedzącego obok mnie bruneta. Wyglądał na szczęśliwego, uśmiechał się sympatycznie do mojej rodzicielki. –Dziękuję, że jesteś. –odwzajemniła jego poprzedni gest. Spojrzałam się na nią i doszło do tego, że kąciki moich ust uniosły się ku górze.
   -To ja dziękuję za zaproszenie. –ponownie się uśmiechnął. Można powiedzieć, że ja tak naprawdę bałam się tego spotkania - mojej rodziny z Maćkiem. Nie mogłam sobie wyobrazić jak ono będzie wyglądać i przebiegać, lecz ciągle byłam dobrej myśli. Pff, cały czas wierzę to, że nie będzie żadnych sprzeczek i wszystko będzie odbywać się płynnie. Odbędzie się bez wpadki –modliłam się w myślach zerkając po kolei, na każdego kto siedział przy stole w naszej jadalni.
  Nastąpiła cisza. Krępująca cisza. Można było nawet usłyszeć tą muchę, która latała pod sufitem. Ba! Mamy zimę. Nie ma żadnych much. Co ja gadam?! –karciłam się w myślach. Tak, stresuję się i to bardzo! Moje ręce całe się trzęsą. Nie wiem już co ze sobą robić. Niech ta „przerwa” się wreszcie skończy.
  -Można wiedzieć czym zajmujesz się na co dzień? –zapytała moja matka po dłuższej chwili przerywając stukot odbijanych sztućców o talerze, które nagle przypomniały nam o swoim istnieniu. Bałam się tego pytania w jego stronę. Doskonale wiedziałam, że odpowie zgodnie z prawdą. Ta odpowiedź ma duże. Ba! Wielkie znaczenie w moim życiu i zaraz nie tylko dla mnie będzie mieć to jakiekolwiek znaczenie. Przed kolacją coś mi obiecał choć pomimo tego boję się… cholernie się boję!
  -Jestem po AWF, także studiowałem w Krakowie. –spojrzał się na mnie z uśmiechem na twarzy. Zaczął pewnie. Mógłby już na tym skończyć, ale co to za prawda? Uznaliby, że z bezrobotnym się spotykam. Czego na pewno nie chcieliby dla własnej córki. Pff. Zapewne sama bym nie chciała mieć faceta bez pracy. Taka prawda. –Na co dzień uprawiam sport, gdyż jest on mi bliski i z nim wiążę swoją przyszłość. –dodał zgodnie z prawdą. –Może w przyszłości nie będę go wykonywać, ale nie chciałbym na pewno rozstawać się z aktywnością. –westchnął. Spojrzałam na niego. Dalej jego twarz była wesoła. Złapał mój wzrok. Mimowolnie uśmiechnęłam się do niego. Jego wzrok mówił jedno: Będzie dobrze. Nie bój się. Mam wszystko pod kontrolom.
  -Lubisz podróżować? –kolejne pytanie padło ze strony mojego tatki. Wiedziałam, że to tak będzie. Nie mogłam nic na to poradzić, choć wcale im się nie dziwię. Chcą go poznać, rzecz jasna. Nie pozostaje mi nic innego jak usiąść wygodniej i słuchać ciekawostek o moim chłopaku. Może dowiem się o czymś czego jeszcze nie miałam okazji się dowiedzieć. Może mnie czymś nowym zaskoczy. Może pozytywnie, lecz może też negatywnie.
  -Można powiedzieć, że jestem na to nawet skazany. –zaśmiał się. –No tak, co roku odwiedzam te same miejsca choć z biegiem pojawiają się też w kalendarzu i nowe miasta, i kraje. –słuchali go jak zaczarowani. Od razu wiedziałam co ma na myśli mówiąc tak „tajemniczo”. A oni? Nic, siedzieli i czekali aż będzie opowiadać dalej. Byli nim zafascynowani. Ta, przyprowadź skoczka do domu i patrz jak czaruje twoich najbliższych. Niczym czarodziej. Jeszcze chwila i mógłby ich wszystkich zahipnotyzować zmieniając się w jakąś wróżkę. –nabijałam się w myślach. –Nie ukrywam, że bywa to męczące, ale to co się zobaczyło jest moje. Żadne zdjęcia tego nie odzwierciedlą. –wszyscy się roześmiali, nawet ja. Szczerze mówiąc, nie wiem dlaczego właściwie to zrobiłam. Narastająca sytuacja? Możliwe, że tak na mnie wpłynęła. Po prostu może chciałam się „wtopić w tłum”.
  -Europa czy jeszcze dalej? –zapytała głowa rodziny.
  -Tatko lubi dużo jeździć po świecie. –wyjaśniłam brunetowi. Zaskakiwałam samą siebie. Dziwiłam się, ze w ogóle się odezwałam tego wieczoru. Mój pierwszy raz…
  -Europa i dalej. –zaśmiał się. –Taka praca. –uśmiechnął się szeroko. Znów to samo. Zrobiłam to co on. Byłam w totalnym szoku. Stać mnie na takie coś w ogóle?
  -Rozumiem, że na jakieś zawody jeździsz, tak? –no i padło. Teraz już wszystko wyjdzie na jaw. Mleko się rozlało. –zaczęłam rozpaczać wewnątrz siebie.
  -Tak zawody. Dokładniej to Puchar Świata...
  -W skokach narciarskich. –dokończyłam za niego widząc jego lekkie zakłopotanie. Dotrzymał obietnicy, ale to ja nie potrafię oszukiwać moich bliskich. Nigdy nie potrafiłam kłamać, a co najgorsze nawet udawać. Na aktorkę to ja się nie nadaję, ale on owszem. Poleciłabym go jakiejś wytwórni bądź… kto tam wie gdzie by się nadawał.
  -Jesteś skoczkiem? –zakrztusił się napojem blondyn siedzący naprzeciwko mnie. Chciałam zmierzyć go wzrokiem. Po co? Sama nie wiem już co robię…
  -Tak Jozef. –uśmiechnęłam się do brata na tyle ile było mnie stać.
  -Podziwiam cię stary. –powiedział z podziwem. Myślałam, że zaraz wyciągnie swoją rękę przez stół i poklepie go po ramieniu w geście szacunku.
  -Ja też nie ukrywam zaskoczenia. –dołączyła mama wraz ze swoim zachwytem. No i pięknie. Oczarował i zachwycił. Plan wypalił! Brawo ja! Brawo my!
  -Maciej Kot. –powiedział mój tata. Wszystkie pary oczu skupiały się teraz na nim. –Obiło mi się o uszy. –zaśmiał się, a razem z nim pozostali tylko nie ja. W dalszym ciągu patrzyłam na niego z zakłopotaniem w oczach. W dalszym ciągu nie wiedziałam do czego dąży. –Niezły jest. –dodał. Zmrużyłam brwi odwracając się w stronę skoczka. Ten milczał. Po chwili na jego twarz wkradł się nieśmiały uśmiech po czym odwrócił się w moją stronę.
  -No tak. –powiedział patrząc na mnie brunet. –Znam twojego ojca od jakiegoś czasu.
  -Kopa lat. –parsknął śmiechem.
  -Znowu o czymś nie wiem? –spytałam niezadowolona tą wymianą zdań.
  -Polska nie jest mi obca. –zaczął tłumaczyć. –Pracowałem dobre kilka lat tam, a dokładniej w Zakopanem. –skoczek przytaknął głową na słowa mojego taty. –Tak wyszło, że pewnego dnia na skocznię przyjechało kilku reprezentantów i skakali. Z racji tego, że byłem w związku narciarskim to ich poznałem… –zaczął opowiadać jak to poznał mojego Maćka i jego kolegów z drużyny.
  -Muszę się przyznać, że nie poznałem pana od razu. –powiedział Maciek z lekkim żalem do samego siebie. –Głupio mi z tego powodu.
  -Nie martw się chłopie. –zaśmiał się. –Ludzie się zmieniają. Ja ciebie też bym nie poznał gdybyś nic nie powiedział, a gdy powiedziałeś, że jesteś Maciek to w głowie się rozjaśniło. –Cieszę się, że to ty jesteś dla mojej córki tym jedynym. –uśmiechnął się do nas obojga odwzajemniając gest.
  Nigdy bym nie pomyślała, że mój tata poznał go wcześniej ode mnie. To był dla mnie szok kiedy tylko o tym usłyszałam. Nie mogłam poskładać tego w całość, ale gdy mój rodzic o tym zaczął opowiadać zaczęłam wszystko rozumieć.
  *
  -A co tutaj się wyprawia? –zapytałam widząc Maćka z Jozefem grających w FIFE. Byli jak zaczarowani. Ich pary oczu intensywnie wpatrywały się w ekran telewizora śledząc biegających piłkarzy swoich zespołów. Nigdy nie lubiłam tych gier mojego brata. Ostatnio nawet mi się pochwalił, że jego nowym zakupem jest „Wiedźmin”. Ucieszyłam się jak nie wiem co. Po prostu ta wiadomość „rozświetliła” mi dzień, jakby było tego mi potrzeba.
  -Mecz gramy. –uśmiechnął się brunet dalej skupiając się na grze. Pokręciłam głową i dalej ich „podziwiałam”.
  -Może obejrzymy jakiś film? –zapytałam oby dwóch siadając pomiędzy nimi. Swój wzrok przenosiłam z jednego na drugiego oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi z ich strony. Nic, dalej byli zafascynowani tą grą.
  -Jak się skończy to spróbujemy pomyśleć. –odezwał się blondyn. Te słowa mną wstrząsnęły. Nie tak, że zaczęły mi się zbierać łzy w oczach. Po prostu miałam ochotę go udusić.
  -Spróbujecie?! Chyba ty spróbujesz! Miły jesteś, wiesz? –zmierzyłam go wzrokiem. Skrzyżowałam swoje ręce na piersi po czym warknęłam rozsiadając się. Tak, tak jak mała, zdenerwowana dziewczynka, na którą nikt nie chce zwrócić uwagi. Nie ukrywam, że od zawsze lubiłam się droczyć z moim bratem. Była to pewnego rodzaju rozrywka.
  -Nie no Jozef, nie bądź taki. –zaczął Maciek odkładając konsole na stolik. Szybko swój wzrok przeniosłam na niego. Nie miałam zielonego pojęcia do czego dąży. –Co chciałabyś obejrzeć? –zapytał obejmując mnie swoim ramieniem. Zaskoczył mnie. Pozytywnie, co bardzo mi się spodobało. Tak, zaimponował mi swoją męskością. Nie to co mój brat. –Jestem otwarty na wszelkie propozycje.
  -Kobiety to jednak potrafią zawrócić nam facetom w głowie i to jak. –pokręcił głową z wyraźnym niezadowoleniem.
  -Nie tylko potrafimy wam zawracać w głowie. –uśmiechnęłam się chytro do ich obu. –Jest jeszcze wiele innych zalet bycia w związku z kobietą. –puściłam oczko bratu, a ten był oszołomiony moimi słowami.
  [M]
  Wchodząc do jej pokoju zastałem ciszę i ciemność. Jedynym źródłem światła w pomieszczeniu były świeczki znajdujące się na białej komodzie nieopodal łóżka. Półmrok, który tam panował nie ułatwiał mi poszukania jej sylwetki. Tak, była tu na pewno. Czułem, że ktoś jeszcze jest w tym pomieszczeniu. Usłyszałem cichy szmer dochodzący z okolic okna. Swój wzrok od razu przeniosłem w tamtą stronę. Siedziała na podłodze opierając się o szklane, duże drzwi balkonowe, była owinięta grubym kocem. Jej głowa przylegała to zimnej szyby, tak wywnioskowałem zwracając uwagę na przymrozek, który panował na zewnątrz. Jej wzrok śledził wszystko to co działo się za tym oknem. Wyglądała uroczo, pomimo tego, że nie widziałem jej całej twarzy. Była skupiona, jak i zamyślona, aż nie chciało jej się przeszkadzać. Byłby to pewnego rodzaju grzech. Przyglądałem jej się z uwagą. Chciałem poskładać sobie wszystko w całość, a jej widok mnie uspokajał i pomagał w tym. Dzięki czemu mogłem rozpocząć rozważanie.
  W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że to ona jest córką dobrze znanego mi mężczyzny. Nigdy bym nie przypuszczał, że takie wydarzenie mogłoby nastąpić w moim życiu, że będę jeszcze mieć styczności z tym jakże wspaniałym człowiekiem jakim jest jej ojciec. Myślałem, że takie rzeczy mają miejsce w słabych filmach amerykańskiej produkcji. Patrząc na zachowanie aktorów, wszystko wygląda dobrze. Tak naprawdę w realistycznym świecie jest na odwrót. No może nie jest tak źle. PO prostu człowiek nie wie co ma mówić. Najgorsze to, że jeszcze nie rozpoznałeś tego człowieka. Tego, który tak wiele ci pomógł. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Było mi wstyd.
  -Wiem, że tam stoisz i mnie obserwujesz. –usłyszałem ciepły głos Adeli. –Chodź. –dodała. Nie odpowiadając nic ruszyłem w jej stronę. Bez wahania usiadłem obok niej. Wzięła koc w swoje dłonie i otuliła mnie nim. Poczułem jej zapach perfum. Nadal ten sam. Nie zmienił się od tamtego pamiętnego wieczoru w klubie po konkursie na Wielkiej Krokwi w Zakopanem.
  Mogliśmy tak siedzieć jak najdłużej. Mieć ją tak blisko siebie chciałbym mieć już zawsze. Czuję, że jest bezpieczna, że mi nie ucieknie i nie stanie jej się nic złego. Coś za co później będę się obwiniać. Czułem, że ona też czuje się dobrze w moim towarzystwie. Od razu kiedy tylko ją objąłem wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Teraz to moja głowa była spokojnie oparta o szkło, a jej lekko opadała na mój tors. Czułem na sobie jej spokojny oddech. Swój wzrok nadal skupiała na tym co znajduje się na zewnątrz. Było ciemno choć niebo miało dziś swój urok.
  -Tatko? –zapytałem cicho przypominając sobie sytuację przy stole. „Tatko”, tak właśnie zwracała się i mówiła o swoim tacie. Nie ukrywam, że mnie to lekko zaskoczyło, gdyż nigdy dotąd nie spotkałem się z takim określeniem.
  -Tak. –odpowiedziała spokojnie nie śpiesząc się próbując mi udowodnić, że mamy czas. –Od dziecka tak do niego mówię. –wyczułem, że się uśmiecha pomimo tego, że jej twarz byłą zwrócona do ściany. –Usłyszałam kiedyś to słowo i tak po prostu mi się spodobało. Więc jako małe dziecko chciałam je wypróbować i tak zostało do dnia dzisiejszego. –zaśmiała się cicho wywołując uśmiech na mojej twarzy.
  -Twój tata jest wspaniałym człowiekiem. –dodałem. Znów to samo, czuję jak się uśmiecha na moje słowa. To miłe.
  Tak, jej tata to wspaniały mężczyzna. Nie żałuję, że miałem zaszczyt go poznać, a później z nim współpracować razem z całą kadrą. Myślę, że to właśnie on mnie nauczył walczyć na skoczni. Motywował mnie przed każdym skokiem. Jako początkujące „dziecko” wyśmiewałem pomysły z psychologiem. Tak naprawdę się cieszę, że miałem szansę go mieć. Może i nie było to kilkanaście dobrych lat współpracy, ale za to kilka owocnych miesięcy.
  -Wiem. –odpowiada odwracając się w moją stronę. –Dziękuję. –po dłuższej przerwie wypowiada to słowo, a ja patrzę na nią z niezrozumieniem.
  -Nie masz za co mi dziękować. –kąciki jej ust uniosły się lekko do góry.
  -Ależ mam. Cieszę się, że tak na spokojnie podszedłeś do tej sprawy. –uśmiechnąłem się słysząc te słowa. Przytuliłem ją mocniej do siebie zwracając swój wzrok na zewnątrz.
  Niebo wyglądało dziś tajemniczo. Świecące na nim gwiazdy lśniły mocniej niż zwykle. W jednym ze skupisk znajdowało się jedno, duże ciało niebieskie. Patrząc na nie można było się zahipnotyzować. A księżyc? Dziś pełnia. Dzięki czemu niebo dziś było jeszcze jaśniejsze.
  Zawsze ten widok mnie uspokajał. Odprężał. Mogłem tak siedzieć godzinami, a dzisiejsze niebo dodawało mi jeszcze więcej siły. Było inne. Jeszcze nigdy się z takim nie spotkałem. Miało coś w sobie wyjątkowego. Tak jak ona.
  To może dlatego ono takie jest?
  Bo jest przy mnie. Jestem szczęśliwy mając ją tak blisko siebie. Czuję się wyjątkowo. Wiem, że to ona daje mi największe szczęście. Nie musi być blisko bym był szczęśliwy, lecz to, że mam ją przy sobie mnie motywuje jeszcze bardziej. Jestem szczęśliwszy.
  To jakaś nagroda, czy co?
  Tego nie wiem, ale podoba mi się to. Zasłużyłem. Zasłużyłem na nią. Tak myślę, choć jestem pewien w 100%, że to nie jest żaden przypadek. Tak musiało być. Nie widzę świata poza nią. Każdy w życiu zasłużył na miłość. Ja ją właśnie znalazłem. Leży wtulona we mnie i wpatruje się w niebo. Tak jak ja.
  -Kocham takie widoki. –usłyszałem jej cichy jak i delikatny głos. –Mogę w spokoju pomyśleć nad wszystkim, to pomaga. –dodała również „osłabionym” głosem.
  -Mam tak samo. –czułem jak się uśmiecha.
  -To jest niesamowite jak to wszystko pięknie wygląda nocą. –zaczęła mówić, a ja czułem w jej głosie nutkę zafascynowania, inspiracji. –Te góry, a na szczytach śnieg. Jak pięknie odbija księżyc. Czasem mam wrażenie, że gdy zapada mrok świat staje się piękniejszy. –dokończyła odwracając się w moją stronę. –A staje się jeszcze piękniejszy gdy mam cię przy sobie. –poczułem jej delikatne wargi na swoich ustach. Niepewnie je musnęła po czym się odchyliła na „bezpieczną” odległość. Spojrzałem jej prosto w oczy. Wiem co czuła. Czuła pożądanie. Niepewność. Ból. Próbowała się uśmiechnąć, ale na nic. Objąłem jej twarz swoimi dłońmi. Nasze czoła się zderzyły. Tkwiliśmy tak chwilę aż nie odważyłem się tego zrobić. Połączyłem nasze usta w pocałunek. Nie protestowała. Odwzajemniała je. Można było w nich wyczuć mieszane uczucia, lecz przeważało pożądanie. Już się nie bała. A ja? Bałem się jednej rzeczy. Tego co możesz nastąpić za kilka minut. Wiem, że ja nie będę tego żałować, ale czy ona będzie czegokolwiek później żałować? Tego nie wiem… wiem tyle, że nie chcę, by cierpiała z mojego powodu, że coś jej zrobiłem.
  Zagłębialiśmy się coraz mocniej w tych pocałunkach. Nadal się bałem, lecz nie chciałem tego przerywać. Pragnąłem tego. Brakowało mi tego. Zasłużyłem. Ciepło, które od niej biło znikało z każdą sekundą. Wystraszyła się. Liczyłem się z tym, że to tak może się skończyć. Po chwili oderwała się ode mnie. Schowała twarz w dłonie i tyle. Nie wiedziałem co robić. Podniosłem delikatnie jej głowę ku górze, tak bym mógł zobaczyć jej oczy. Zaczęła płakać. Nie wiem co myśleć. Bez wahania przyciągnąłem ją do siebie, a ona wtuliła się w moje ramiona. Czułem jak moja koszulka spotkała się z atakiem jej łez. W błyskawicznym tempie zaczęła nasiąkać cieczą z jej oczu. Nie chciałem jej tego zabraniać. Niech wyleje wszystkie łzy w moje ubranie. Nie przeszkadza mi to. Ważne jest to, żebym mógł później na jej twarzy zobaczyć szczery uśmiech. Ten, który mnie do niej zaciągnął.
  [A]
  -Nie chcę, żebyś się cały czas martwiła o mnie kiedy będę w Krakowie. –podniosłam na nią wzrok, a ta uśmiechając się do mnie pogodnie przytuliła mnie.
  -Wiem, że będąc z Maciejem jesteś bezpieczna. –szepnęła mi do ucha. –Wiem, że będąc z nim nie muszę się o ciebie martwić…
  -Naprawdę? –zapytałam zdziwiona odsuwając się od niej.
  -Poznałam go w końcu. Wiem, że jest dobrym chłopakiem, nie muszę się już o ciebie martwić córciu. Jesteś dorosła, masz swoje życie, a w nim swoją miłość. –znów się do mnie uśmiechnęła, a ja w dalszym ciągu nie mogę uwierzyć w to co słyszę. Zmieniła się. Nie ukrywam, że mi się to nie podoba. Zawsze kiedy opuszczałam ten dom… Stop! Nigdy „nie mogłam” go opuścić. Kiedy tylko zachciałam opuścić próg domu zatrzymywano mnie. Moja rodzicielka zawsze chciała mieć mnie przy sobie. Instynkt macierzyński. Rozumiem, że mamy się o nas troszczą, ale kiedy wkraczamy w dorosłe życie jesteśmy zdani na siebie. Przynajmniej próbujemy się usamodzielnić. Moja nigdy nie chciała mnie puścić na studia do innego kraju. Cudem się zgodziła i jestem jej za to wdzięczna do dziś.
  -Nie poznaję ciebie. –zaśmiałam się. Jej twarz przejęła powaga. Złe posunięcie ze śmiechem. Oj ty głupia! –karciłam się w myślach. –Szczerze mówiąc cieszę się, że go polubiłaś. –próbowałam się tłumaczyć.
  -Już dobrze. –chwyciła moją dłoń. –Po prostu wiem, że mając kogoś przy sobie jesteś szczęśliwsza. Nie będziesz się przynajmniej już tak mną przejmować, gdyż twoją głową zajął ktoś inny niż mamusia. –westchnęła głośno. Widzę, że nie jest jej z tym łatwo. Jak zawsze kryje się ze swoimi uczuciami, nie okazując tego. Ja cię czasem zastanawiam jak tata doszedł do tego, że mama się w nim zakochała. –Choć nie ukrywam, że czuję się trochę zazdrosna. –udała zazdrosną.
  -Oj, oto się nie martw. –wtuliłam się w nią mocno. –Będę tęsknić za wami. Znowu. –dodałam ze smutkiem tuląc się do rodzicielki.

"Jesteś taką moją, małą gwiazdą na niebie.
Wiem, że jesteś tylko moja.
Mam ciebie na wyłączność."
~Alutka

~~*~~
Cześć i czołem!
Na początku chciałabym was przeprosić z całego serduszka za moją dość długą nieobecność. Jest mi strasznie głupio. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
No, ale wracając do rozdziału. Myślę, że wam się podoba. trochę nowości w życiu naszych bohaterów (chyba nie macie mi tego za złe).
Komentując motywujecie mnie jeszcze bardziej. Wiem wtedy co i jak. Wiem co wam się podoba, a co trzeba byłoby zmienić.
Życzę wam udanej niedzieli i jeszcze raz przepraszam kochane :*
Pozdrawiam, Alutka :*