"Wszystko jedno, będzie jak będzie i już,
machniesz ręką, przecież nie stanie się cud,
a potem żałujesz że znów nic."
~~*~~
Cześć i czołem!
Jest 11 rozdział i jak widzicie zbliża się koniec historii naszych bohaterów. Przewiduję jeszcze z 1-2 rozdziały i epilog.
Jak wrażenie po tym rozdziale? Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za taki rozwój akcji i za to, że już dobiega koniec tego opowiadania. Ale pamiętajcie, że to nie jest ostatni rozdział i, że wszystko może jeszcze was zaskoczyć jak i mnie samą.
P.S. Niedawno bo 4 kwietnia zeszłego roku rozpoczęłam swoją przygodę z blogiem. Tak, to już rok od kiedy dla was piszę. Tutaj mój pierwszy blog. Sama widzę ile się nauczyłam przez ten rok. Oczywiście mam nadzieję, że będę pisać dla was jak i dla siebie jeszcze przez długi czas.
[A]
W pomieszczeniu nadal panowało napięcie. Nikt nic nie mówił. Mierzyłyśmy
się zranionym wzrokiem. Chciałabym coś powiedzieć, ale… nie wiem jak. Wiem, że
kiedy wszystko z siebie wyrzucę będzie mi lepiej. Kamień spadnie mi z serca.
Tylko jak zacząć? Nie jest to temat z życia codziennego. Coś się zaczęło i chce
się skończyć. Tylko, że bez zranienia tej drugiej osoby się nie obejdzie…
-Teraz Kasia mnie słuchaj, proszę. –westchnęłam ciężko. Na jej twarzy nie
było zdziwienia. Był smutek. Pewnego rodzaju przerażenie. –Zaczęłam coś.
Myślałam cały czas, że to jest to… -w gardle pojawiła się wielka gula, która
nie umożliwia mi kontynuowanie. Może powinnam westchnąć z ulgą, że to mnie
ratuje. Ale nie… muszę. –Choć teraz wydaje mi się, że obietnica, którą złożyłam
zaciągnęła mnie aż do tego stopnia. –dodałam z wielkim bólem. Spojrzałam się w
jej oczy. Niezrozumienie. Mówię niezrozumiale dla niej? Mówię jasno. Już nawet
wszystko jej powiedziałam o co mi chodzi. –Chciałabym to skończyć, ale…
-zawiesiłam się na chwilę. Ręce zaczęły mi się pocić. Stres. Nie, to strach
przed tym co może zaraz się wydarzyć. –Boję się, że to może go za bardzo
podłamać. –dodałam po czym głośno westchnęłam. Nadal czuję ten ból. Ciężkość.
Nie pomogło.
-Poczekaj, poczekaj! –podniosła się na łokciach co dało jej lepszy widok
na moją osobę. –Nie rozumiem. –pokręciła głową z niezadowoleniem przygryzając
dolną wargę. –Jaka obietnica? –zapytała, a ja wytrzeszczyłam oczy. –Kto ma się
podłamać? –zalewała mnie pytaniami. –Sorka, ale nie mam zielonego pojęcia o
czym mówisz. –dodała nieco spokojnie. –Nie wiem czy robisz sobie jakieś jaja,
czy co. –znów jej głowa obracała się w tą i z powrotem.
Pomimo jej reakcji wiem, że będę mogła z nią porozmawiać o tym
wszystkim. Wiem, że ona mi doradzi jak powinnam postąpić. Powie mi dobre słowo
i to jest w stanie załatwić wszystko. Wierzę, że jest w stanie mi pomóc w tej
sytuacji i każdej innej. Jest przy mnie. Chce mi pomóc. Ja to wiem i za to jej
zawsze dziękuję z całego serca. Gdyby nie ona, to kto, by mi pomagał właśnie w
takich chwilach? Nikogo innego tutaj nie mam przy sobie… cenię ją za to, że
jest pomocna i spieszy w każdej potrzebie. Nie było sytuacji, żeby nie pomogła,
kiedy jej potrzebowałam.
-Obiecałam jakiś czas temu coś mamie. –zaczęłam spokojnie, tak jak ona
zakończyła. Wolę być spokojna niż wybuchać jakąś niepohamowaną paniką, która
jest teraz zbędna. –Obiecałam jej, że przed śmiercią pozna mojego chłopaka.
Obiecałam i to się spełniło. Poznała Maćka. –dodałam z trudem. Takie słowa
przeobrażające się w zdania nie łatwo przechodzą przez gardło. –Polubiła go.
Wszyscy go tam polubili. Są nim oczarowani. –westchnęłam głośno. Nadal patrzyła
na mnie z tym samym wyrazem twarzy od kiedy zaczęłam jej tylko wyjaśniać.
Chciała słuchać, a później według tradycji pomóc. Patrzyła na mnie ze
skupieniem. Nie widziała nic poza mną. Wytężyła słuch i oczekiwała na więcej. –Nie
wiem czy jest sens ciągnąć to dalej… -zawiesiłam się na chwilę widząc
zdziwienie, które wkradło się na jej twarz.
-To ty przez ten cały czas zgrywałaś?! –pisnęła co obiło się o moje
uszy. –Rozkochałaś go w sobie tylko po to, żeby twoja mama była szczęśliwa?!
–znów ten sam głos. Już chciałam coś powiedzieć, ale nie dopuściła mnie do
słowa. –Przepraszam. Ty pozwoliłaś go w sobie rozkochać? –bardziej stwierdziła
niż mnie o to zapytała.
-Kasia… -nie dała mi dokończyć. Nie ukrywam, że nie podoba mi się to…
ale z drugiej strony wiem, że w taki sposób próbuję mi pomóc. Może nie jest to
normalna forma pomocy, ale zawsze jakakolwiek pomoc się liczy.
-Nie. –powiedziała stanowczo. Nie poznawałam jej. Pierwszy raz w życiu
tak ze mną rozmawia. Chce mi przemówić do rozsądku… -Jeśli myślałaś, że w ten
sposób uszczęśliwisz swoją mamę to się grubo mylisz moja droga. –warknęła
niezbyt groźnie. –Zranisz ją gorzej niż los, który zesłał jej życie.
–zmierzyłam ją wzrokiem. –Taka prawda. –dalej zgrywała poważną. Chciała
pokazać, że potrafi zająć się takimi sprawami. Wychodzi jej to. –Zrywając z
Maćkiem zranisz nie tylko go, ale i ludzi wokół was. Może i myślisz, że twoja
mama mieszkając w innym kraju o tym się nie dowie, ale wiedz, że plotki szybko
się rozchodzą.
-Co masz na myśli? –szybko „wrzuciłam” swoje trzy grosze. Spojrzała na
mnie głupio się uśmiechając.
-Prędzej czy później by się o tym dowiedziała. Uwierz, że nie byłaby
zadowolona.
-Mogłabyś odejść? –zapytałam. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki
talerzy. –Chciałabym porozmawiać z prawdziwą Kasią, możesz? –zadałam kolejne
pytanie, a ona się cicho zaśmiała po czym podeszła do mnie i po prostu mnie
przytuliła. –Dziękuję. –powiedziałam cicho wtulając się w nią jeszcze bardziej.
-No to, żeś się wpakowała w niezłe bagno. –zaśmiała się, a ja ją tylko
skarciłam wzorkiem. Usiadła obok mnie. Wzrok skupiała na swoich dłoniach.
–Teraz to wszystko zależy od ciebie. –powiedziała cicho nie patrząc na mnie.
–Rozumiesz? –odwróciła się w moją stronę. –Twoje serce wie co powinnaś robić,
ja nie. –uśmiechnęła się lekko. –Słuchaj. –podniosła się z łóżka. Swoje oczy
momentalnie skierowałam na stojącą nieopodal mnie sylwetkę. –Przepraszam, ale
muszę jeszcze iść na miasto. Jak wrócę to porozmawiamy. –dodała zakładając buty
na korytarzu przez co zgubiłam ją z widoku. –Obiecuję. –po chwili zjawiła się z
powrotem w pokoju całując mnie w policzek po czym wyszła z mieszkania.
[M]
Wokół mnie mnóstwo uśmiechniętych dzieci. Pokazują rzędy białych zębów
żywo ze mną rozmawiając. Zadają mi pytanie, na które nigdy nie wpadłby dorosły
człowiek, tylko dziecko. Patrząc na nich nie można nic im zarzucić, nawet
choroby. Gdybym nie wiedział, nie powiedziałbym, że zmagają się z nowotworami.
Są to żywe, młode osoby, które powinny być szczęśliwe pomimo tego i właśnie
takie są. Nie chcę sobie mówić, że tym powodem jest moja wizyta tutaj, ale
wiem, że one są po prostu sobą. Wiem, że na co dzień wygląda to nieco inaczej,
ale wiem też, że one walczą. Walczą bo jest o co… walczą o powrót do zdrowia.
Do 100% formy. Tak jak my sportowcy. Dopóki walczymy jesteśmy zwycięzcami.
To naprawdę wspaniałe uczucie, kiedy jesteśmy otoczeni przez grono
młodych osób, które ciebie podziwiają. Nie pragną nic w zamian. Chcą, żebyś był
z nimi i wysłuchiwał ich pytań. Tylko to. To niesamowite jak te dzieci potrafią
być dojrzałe. Tak, sądzę, że choroba i trudna sytuacja w jakiej się znajdują
zmieniają ich podejście do świata. Myślę, że to dość dziwne, że takie dziecko
mówi swoim rodzicom co jest piękne, a nie oni. To nawet przykre, że młode osoby
uczą dorosłych.
To nie jest tak, że ja wszystkim życzę choroby, a co najgorsze śmierci,
byśmy mogli zobaczyć piękno, które nas otacza. To nie tak. My wszyscy to
widzimy. Tylko czasem to jest tak, że nie chcemy tego do siebie dopuścić.
Smutne to. Tak naprawdę nie wiemy gdzie żyjemy. Co jest wokół nas. Czasem nawet
nie wiemy jak brzmi śpiew ptaków, a rano gdy coś nas budzi jesteśmy źli na cały
świat.
-A czy ty się kiedyś zakochałeś? –zapytała mała blondyneczka, która to
ani razu się nie odezwała. Siedziała z tyłu i wyglądała na nieosiągalną. Bujała
w obłokach. Była zamyślona. Ucieszyłem się, kiedy tylko zadała mi pytanie.
Pytanie może i proste, ale to w jaki sposób mnie zapytała zainspirowało mnie.
Może była to dziesięciolatka, może i młodsza, ale na pewno zdążyła już dojrzeć.
Tak, to rzadkie, no i nie mogę wyciągać pochopnych wniosków, ale wiem, że
musiała przeżyć coś ciężkiego. Nie każde dziecko tak się zachowuje, a na pewno
nie przy idolu.
-Jak masz na imię? –zapytałem uśmiechając się ciepło. Odwróciłem kota
ogonem, tak wiem. Wypowiedziane prze ze mnie słowa spowodowały cichy szmer na
„widowni”. Po chwili wszystkie pary oczu znajdujące się w tym pomieszczeniu i
na korytarzu przeniosły się na dziewczynkę.
-Ada. –odpowiedziała pewnie. Przeszedł mnie pewnego rodzaju dreszcz. Zdałem
sobie sprawę, że wyczekuje ode mnie takiej szczerej odpowiedzi jaką jest osobą.
-Tak, zakochałem się. –odpowiedziałem. Spojrzała się na mnie zdziwiona.
Nie taką odpowiedź chciała usłyszeć? Nie, to oczywiste, że tak, ale pewnego
rodzaju rozbudowaną. Nie lubię nikogo zawodzić. Kąciki moich ust uniosły się
lekko do góry, kiedy przypomniałem sobie widok uśmiechniętej dziewczyny, która
to zajęła miejsce w moim sercu. –Jest taka jedna. –zaśmiałem się. Stojące na
holu pielęgniarki wytrzeszczyły oczy. Niespodzianka. –Tak naprawdę jesteście
pierwszymi osobami, którym o tym mówię. –szepnąłem co wywołało cichy śmiech ze
strony młodych pacjentów. A te siostry? Nadal były w szoku. –Cóż, mamy marzec.
Jestem po sezonie. Za rogiem święta.
-Niech pan mówi kto to. –wtrąciła brunetka opierająca się o framugę drzwi.
Spojrzałem się w jej stronę. Cały czas obdarzała każdego ciepłym spojrzeniem.
Patrząc na jej ubiór i wiek wywnioskowałem, że to ona jest dyrektorem tego
szpitala.
-Poznaliśmy się po konkursie w Zakopanem. –powiedziałem z uśmiechem na
twarzy. Kiedy chcę coś powiedzieć o tym spotkaniu zawsze w mojej głowie pojawia
się jej obraz. Uśmiechnięta czarnulka. Posiada uśmiech, który potrafi
zaczarować każdego. Oczy nie lepsze. Można się w nich zatopić, nawet
wyobrażając sobie jak wygląda. Nie trzeba widzieć jej w rzeczywistości, może to
być zdjęcie, film. Choć każdy wie, że jednak to co widzimy, dotykamy nie równa
się z czymś co można poszukać w wyszukiwarce internetowej.
-Czyli jest Polką? –usłyszałem żywe pytanie dobiegające z ostatniego
rzędu. Przytaknąłem dziewczynce. Ten widok naprawdę chwyta za serce. Dzieci,
które zamiast włosów na głowie mają jedynie chustkę. Oszukuję siebie i je, że
wszystko jest okej. Uśmiecham się do nich pomimo tego, że im bardzo współczuję.
Chcę dać im chociaż trochę szczęścia. Tyle ile mogę.
[A]
Kiedy tylko się dowiedziałam, że znalazła się w szpitalu nie mogłam
uwierzyć. Jeszcze tak niedawno się widziałyśmy i wszystko było okej. A teraz?
Nie lubię do niej jeździć. To nie to, że już jej nie lubię. Tu chodzi o coś
całkiem innego. Ten widok. Widok, który powoduje, że w oku zbierają się łzy, na
sercu czuć wielki ból. Widok ten przedstawia chorych. Młode osoby, które
każdego dnia walczą z losem. Nigdy nie wiedzą co przyniesie jutro. Próbują się
cieszyć każdym dniem.
Patrząc na nie wszystkie widać, że są zżyte. Widzę, że tworzą jedną
zgraną drużynę. Każda strata jest dowodem walki. One wiedzą, że trzeba walczyć,
by żyć dalej. One to wiedzą. Są to mądre dzieciaki. Kochane. Pomocne. Zapewne,
kiedy tylko bym poprosiła jednego z nich o pomoc nie odmówiłby mi. Wspierają
siebie na wzajem.
Znów
idąc tym korytarzem czuję ból. Ten sam zapach. Nieprzyjemny zapach. Sama
chemia. Leki. Białe ściany, które wywierały we mnie wstręt. Jedynie stołówka,
którą mijam jakoś wygląda. No nie jakoś, ale jest kolorowa. Pomarańcz dodaje
temu pomieszczeniu ciepło. To tu można zastać uśmiechnięte dzieciaki. Jest
jeszcze jedno miejsce gdzie dzieją się cuda. Zapewne nie są to nieprzyjemne
sale, w których „mieszkają” pacjenci. Według mnie najlepszym miejscem jest
pokój zabaw, jeśli można tak go nazwać. Multum zabawek, kolorowe dywany,
książki, jakieś gry planszowe. Tam znajduje się wszystko co potrzebne jest
dziecku do szczęścia. Przynajmniej do jakiejś części euforii. Nadal stwierdzam,
że można zastać tam najwięcej uśmiechniętych twarzyczek. Właśnie dlatego też
zmierzam w tym kierunku.
Już z daleka, kiedy wchodzę po schodach na piętro słyszę głośne śmiechy.
Mogę nawet powiedzieć, że zawsze jest tam „przepych”. Wszyscy rodzice zabierają
tu swoje pociechy, by choć na chwilę zapomniały o chorobie, a mogły odżyć. Tak
naprawdę nie wyobrażam sobie mojego dziecka tutaj. Nie wybaczyłabym samej
sobie, że zachorowało i walczy z nowotworem. Zapewne zachowywałbym się tak jak
każda matka takiego dziecka. Nie odstępowała mu na krok. Martwiłabym się jak
nigdy. Walczyłabym razem z nim. Razem dążylibyśmy do zwycięstwa. Byłabym przy
nim silna. Tak, udawałbym, bo tak naprawdę w głowie karciłabym się, czemu to
on, a nie ja. Byłabym w stanie zrobić wiele głupot, bezmyślnie. Liczyłoby się
tylko moje dziecko. Mój skarb.
Przed wejściem do sali dostrzegam dobrze znaną mi blondynkę, która żywo
rozmawia z jakimś mężczyzną. Stoi do mnie tyłem więc nie mogę określić kim on
jest. Patrząc na niego mogę tylko powiedzieć, że jest dobrze zbudowanym brunetem,
ale nie przypomina tych mięśniaków, którzy większość część swojego życia
przesiedzieli na siłowni. Przypomina mi pewną osobę. Przypomina mi go… Maćka.
Ta sama budowa ciała, ale nie mogę powiedzieć, że to on, gdyż stoi plecami do
mnie. Wiem też, że na świecie niejeden facet ma taką sylwetkę jak on.
Nieco się przestraszyłam. Nie wiem co ten mężczyzna od niej chce. Nie
wiem czy ją zaczepił. Czy może też ją szantażuje. Gdybym tylko mogła zobaczyć
jej wyraz twarzy, wszystko stałoby się jasne. Wiedziałabym też o czym mogą
rozmawiać. Na pewno mogłabym rozróżnić kłótnię od żartów. Przyśpieszyłam nieco
swój krok co spowodowało, że dzieliło mnie od tej dwójki tylko kilka metrów. Po
chwili do moich uszów dobiegł krzyk. Dziewczęcy głos, który krzyczał moje imię.
Nawet nie mogłam rozróżnić czy to euforia czy też może to był strach. Po prostu
podbiegłam do niej i wtuliłam ją w swoje ramiona. Byłam przerażona. Moja głowa
została otoczona przez jej piękne, blond włosy. Poczułam jak z moich oczu po
woli wypływają łzy. Nie chciałam ich nawet zatrzymywać. Po jakimś czasie
poczułam chłód i zdałam sobie sprawę, że teraz dwójka stojąca obok mnie
zobaczy, że płaczę. Kiedy odważyłam się na otarcie łez zauważyłam na swojej
kurtce pasma jasnych włosów. Znów ten ból. To już się zaczyna. Nic nie
powiedziałam tylko ponownie przytuliłam ją do siebie. Nie chciałam zwracać
uwagi na tego chłopaka, który to teraz zapewne przygląda nam się ze
zdziwieniem.
-Obiecuję, że wszystko będzie dobrze, Adi. –wyszeptałam w jej szyję.
Mocno ją ścisnęłam po czym lekko od siebie odchyliłam, tak bym mogła zobaczyć
jej twarz. Płakała. Otarłam jej łzy uwalniając ją z mojego uścisku. Wstałam po
woli kierując swój wzrok w dół. Dotarło do mnie, że wypadałoby mi się
przedstawić tej osobie, która od samego początku na to czeka. Uniosłam swoją
głowę w górę i zamarłam. –Maciek. –to tyle ile zdołałam z siebie wydobyć.
Uśmiechnął się lekko podchodząc do mnie i już po chwili tonęłam w jego uścisku.
Teraz już wiem, że był to radosny krzyk Ady. Cieszyła się gdy mnie zobaczyła. A
moja reakcja? Boję się o nią. Jest dla mnie ważna. Nie potrafiłabym tego
zrozumieć dlaczego odeszła gdyby już to się stało…
-Wszystko będzie dobrze. –usłyszałam cichy głos. Od razu opuściłam
bezpieczne ramiona chłopaka i skierowałam się w stronę dziewczynki. –Nie musisz
się tak o mnie martwić. Ja walczę i będę walczyć, bo mam o co. –łzy zaczęły
napływać do moich oczu. Czuję się jakby to mi się śniło, jakbym przeżywała
jakiś koszmar, z którego nie mogę się wybudzić.
[M]
Nie mam zielonego pojęcia co się stało kilka minut temu na korytarzy
tego budynku. Nie jestem w stanie złożyć niczego w całość. Mam mętlik w głowie.
Skąd tutaj się wzięła Dela?
Co ona
tutaj w ogóle robi?
Kim
jest dla niej Ada?
W mojej głowie tworzy się burza wraz z kolejną myślą rośnie. Mam ochotę
zadać jej tyle pytań, ale wiem, że nie mogę. Widzę, że cierpi. Wiem, że to ją
zaboli. Ale chyba to nie może tak być? Jestem jej chłopakiem, chyba mam prawo
do tego, by się dowiedzieć co się takiego dzieje w jej życiu.
Siedzimy w trójkę przy stoliku nieopodal okna. Niedaleko nas kilka dzieci
zajadających zupę zaserwowaną przez kuchnię szpitalną. My również spożywamy
posiłek. W przeciwieństwie do tamtej grupki u nas panuje cisza. Nikt się nie
odezwał od opuszczenia holu. Nadal tkwię w niezrozumieniu. Nie ukrywam, że nie
lubię być tym niedoinformowanym. Zawsze wolałem wszystko wiedzieć, a przynajmniej
chociaż trochę.
-Czyli mam rozumieć, że Maciek jest twoim chłopakiem, Dela? –do moich
uszów dotarł ten sam głos co kilkanaście minut temu w Sali, kiedy to wypytywała
mnie się o moją drugą połówkę. Jest nią dziewczyna siedząca naprzeciwko mnie.
Tak, to ona. Moja dziewczyna.
-Tak to właśnie jest moja dziewczyna. –spojrzałem z uśmiechem na nią.
Wyglądała jakby nie miała kontaktu ze światem. Pewnie też dlatego nie
odpowiedziała na zadane jej wcześniej pytanie. –Hej, Adel. –dotknąłem jej
ramiona, od razu oprzytomniała. –Wszystko dobrze? –zapytałem widząc jej oczy.
Były podkrążone. Nigdy jej takiej nie widziałem. Tłumaczę sobie, że to przez
ten płacz, ale pewności nie mam.
-Tak, wszystko jest okej. –odpowiedziała szybko. –Nie musisz się martwić.
–posłała mi uśmiech choć nie nazwałbym tak tego. Bliżej temu było do grymasu.
Niestety.
*
Znów tu idziemy. Cisza stała się naszą wierną towarzyszką. Nie wiem co
się z nią dzieje. Ostatnimi czasy stała się inna. Martwię się o nią. Od wyjścia
ze szpitala nie wypowiedziała ani jednego słowa na swój temat. Pożegnanie,
które przeciągało się w wieczność zakończyła pielęgniarka, która oznajmiła, że
czas odwiedzin zakończył się kilka minut temu. Nie chętnie opuściła szpital
kierując się w stronę mojego auta, które zauważyła na parkingu. Zapytała się
tylko nieśmiało czy możemy jechać do tego parku, w którym ostatnio
rozmawialiśmy. Zgodziłem się od razu.
Pustka. Tylko my w ogromnym skwerze. Latarnie, które swoim światłem
ukazują nam drogę. Obok nas płynąca rzeka, której słychać szum. A między nami
ciągle to napięcie. Co chwilę zerkam w jej stronę, by sprawdzić czy nadal tu
jest. Czuję na sobie jej wzrok, kiedy tylko odwracam swoją głowę bokiem do
niej. Wiem, że chce coś mi powiedzieć. Już od początku spaceru chce to zrobić.
Idziemy już z dobre pół godziny, a za tym rogiem dobiega koniec ogrodu. Mogę
przewidzieć, że będziemy chodzić tutaj tak długo, aż nie odważy się odezwać.
-Spójrz na mnie. –odezwałem się jako pierwszy chwytając jej podbródek.
Podniosła powieki w górę co umożliwiło jej widok na moją osobę. –Możesz mi w
końcu powiedzieć o co chodzi? –zapytałem zbyt ostro, gdyż poczułem jak się
wycofuje. –Ja się martwię. –usiadłem obok niej na ławce. Chwyciłem jej dłoń co
spowodowało, że drgnęła. Co się z nią dzieje…
-Znam Adę od kiedy tylko zaczęłam studiować. Pochodzi z domu dziecka. –zamurowało
mnie. Od początku coś podejrzewałem, ale nie dom dziecka. Nie wyglądała na
takie dziecko… -Niedawno się dowiedziałam, że wykryto u niej nowotwór. –wbiła swój
wzrok w ziemię. Widzę jak ciężko jej przychodzi to mówić. Wiem, że nie jest to
pierwszy raz, kiedy ktoś dla niej bliski jest w takim stanie. Ona to zna. Boi
się. –Sam to widziałeś. –podniosła głowę łapiąc mój wzrok. –Jeszcze chwila i
zaczną się przeżuty. –dodała. Chciałem ją przytulić do siebie bo spodziewałem
się zaraz ataku łez, a tu spokój. Nic. Jest spokojna. Nauczyła się walki. To
przez co przechodzi daje jej taką możliwość. Wie, że powinna być silna. Zdaje
sobie sprawę, że to nie koniec świata. Trzeba walczyć. „Dopóki walczysz jesteś
zwycięzcą.”
-A co z nami? –zapytałem niepewnie. To pytanie, a raczej odpowiedź na
nie była dla mnie bardzo istotna.
-Nie wiem. –rozpłakała się. Zdałem sobie sprawę, że to sprawa naszego
związku ją męczy, a nie coś innego. Tak, obwiniam się, że to przeze mnie do
tego doszło. Nie było mnie przy niej, kiedy mnie tylko potrzebowała. Byłem na
końcu świata. Dobrze się bawiłem, a ona tu walczyła. Była sama…
"Wiesz, że tak nie możesz, ale nie chcesz go zranisz." ~Alutka |
~~*~~
Cześć i czołem!
Jest 11 rozdział i jak widzicie zbliża się koniec historii naszych bohaterów. Przewiduję jeszcze z 1-2 rozdziały i epilog.
Jak wrażenie po tym rozdziale? Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za taki rozwój akcji i za to, że już dobiega koniec tego opowiadania. Ale pamiętajcie, że to nie jest ostatni rozdział i, że wszystko może jeszcze was zaskoczyć jak i mnie samą.
P.S. Niedawno bo 4 kwietnia zeszłego roku rozpoczęłam swoją przygodę z blogiem. Tak, to już rok od kiedy dla was piszę. Tutaj mój pierwszy blog. Sama widzę ile się nauczyłam przez ten rok. Oczywiście mam nadzieję, że będę pisać dla was jak i dla siebie jeszcze przez długi czas.
Świetny ♥ jestem ciekawa zakończenia. Planujesz jakąś nową historię po tej? Weny
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Też jestem sama ciekawa jak mi wyjdzie ten koniec, na spontana. Tak, nową historię mam już zaplanowaną. Nawet już zaczęłam ją pisać, ale wszystkiego się dowiecie we właściwym czasie.
UsuńPozdrawiam, Alutka :*
No to czekamy. Pozdrawiam :-D
UsuńWspaniały jak zawsze! Mam nadzieję, że Adela i Maciek będą razem <3 Pozdrawiam i weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ja również mam nadzieję, że Maciek i Adela będą razem, ze sobą do końca tego opowiadania. Sama pewnie siebie zaskoczę.
UsuńPozdrawiam Alutka :*