"Rzucić los w nieznane,
Tańczyć nieprzerwanie, cieszyć się każdą z chwil.
Odnaleźć gdzieś najdalej, noce nieprzespane,
Od nowa spełniać wszystkie gry.
[M]
Tradycja… jak to mówią. Dla jednych to przekazywanie czegoś z pokolenia
na pokolenie, zaś dla innych to ciągłość tych obyczajów, norm, jakiś poglądów
lub zachowań. Jeszcze inny powie, że to ogół obyczajów, norm, poglądów,
zachowań itp. właściwych jakiejś grupie społecznej. Każdy inaczej to nazywa, a
jednak jest to samo. Nie ukrywam, że ja nie mam żadnych tradycji, bo je mam.
Jedną z nich jest Wielkanoc kiedy wyjeżdżamy na Węgry wspólnie z rodziną. Każdy
ma swoją tradycję, czy to rodzinną czy osobistą, ale każdy ją tworzy choć nie zawsze
każdy ma chociaż trochę o tym zielonego pojęcia…
-I pomyśleć, że my tutaj tak co roku przesiadujemy. –zaśmiał się Żyła.
Spoglądałem po kolei na każdego z chłopaków, przed każdym z nich stał jeden,
sporych rozmiarów kufel do piwa, z którego w nielicznym czasie ubywało coraz
więcej cieczy.
-Nasza tradycja. –parsknąłem. Każdy z nich spojrzał się na mnie uważnie
z miną „co ty Kocie gadasz”.
-Masz racje. –klepnął mnie w plecy przysiadający się do naszego grona
Hula.
-No dzień dobry. –warknął Kubacki. Chwycił w dłoń swoje szkło i upił z
niego porządny łyk spienionego alkoholu, po czym charakterystycznie otarł usta.
-A tobie co? –zapytał Kamil. –Źle ci jeszcze po drużynówce? –parsknął.
To prawda wczoraj Kubacki był nie do zniesienia kiedy tylko trener przedstawił
nam czwórkę szczęśliwców na kolejny konkurs w Zakopanem. Tylko akurat dlaczego
ta złość na Stefana? To przecież ja byłem tym ostatnim, czwartym, który miał
brać udział w sobotnim konkursie drużynowym.
-A żebyś wiedział. –odmruknął zdenerwowany.
-Ktoś tutaj nie potrafi znosić porażki. –zaśmiał się Piotrek. Po chwili
każdy z nas, bez wyjątku śmiał się z jego słów, nawet Kubacki. –Żyła do usług.
–wyszczerzył się jak osioł.
-Trzeba było tak od razu Dawidku. –uderzyłem w ramię mojego sąsiada z
prawej strony.
-W razie „w” numer do Dudy mamy. –parsknął Stefan.
*
-Patrz na lewo. –szturchnął mnie rozradowany Kubacki.
-O cholera! –zakryłem dłonią usta. Nie wierzę własnym oczom. Do klubu
weszły trzy dziewczyny, które zmierzały w kierunku baru. Na końcu szyku szła
wysoka, zgrabna szatynka a w tym świetle można powiedzieć, że czarnulka. Miała
na sobie krótką, błyszczącą, złotą sukienkę z odkrytymi plecami i czarne
szpilki. Śledziłem ją uważnie wzrokiem dopóki się nie ocknąłem. –Matko
przenajświętsza. –odwróciłem się w stronę mojego rozmówcy.
-No nieźle. –pokręcił głową z niezadowoleniem.
-No faktycznie. –podparłem głowę rękoma. –Ja tam nie idę. –wypierałem
się.
-4 miesiące, chcesz więcej? –zapytał zaskoczony. –Zrób co uważasz za
prawidłowe. –dodał spokojnie upijając łyk piwa.
-Maniek! –wrzasnął Piotrek. –Po piwo do ekipy, ale już! –wskazał na
puste kufle.
-No to powodzenia. –klepnął mnie w plecy Kubacki.
-Nie dziękuję mruknąłem odchodząc od naszej miejscówki.
Nigdy się tak nie czułem. Mam tam tak po prostu podejść i udawać, że nic
się nie stało choć obok mnie siedzi największa miłość mojego życia? Tak zrobię,
no bo co powiem? „Cześć jestem Maciek i
podobasz mi się już od dłuższego czasu.” Nie, nie powiem tak. A jakby się
oburzyła, to co? „Zobaczyłem twoje zdjęcie w necie i co? Zakochałem się.” No,
nie!
-Weź zagadaj do niej chłopie.
-Pójdę tam po to po co powinienem pójść.
-Tchórz
-Manipulantka.
Przy barze mnóstwo ludzi, aż trudno złożyć jakiekolwiek zamówienie. Na
końcu lady siedziały one, trzy dziewczyny, które tak niedawno wchodziły z
błyskiem do tego klubu. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Siedząca szatynka z
klasą wyglądała tak jak żadna inna tutaj, jej sukienka była wyzywająca jak i
nienaganna. Patrząc na nią chciało się tylko jednego - jej. Chciało jej się na
własność. Gdyby tylko się teraz na mnie spojrzała i się lekko uśmiechnęła,
chociaż tyle mogłaby zrobić, by mnie teraz uszczęśliwić.
Kolejka do barmana robiła się mniejsza, była już wystarczająco mała bym
mógł dostrzec twarzy stojącego za ladą faceta.
-Co podać? –zapytał stając przede mną.
-7 piw dla tamtego stoliku. –wskazałem ręką na zapełniony stolik i
odeszłam w kierunku właśnie niego.
[D]
Miłość, czy ona w ogóle dla niego istnieje bądź istniała czy też będzie?
Od kilku lat jest zupełnie sam. Nie ukrywam, że szkoda mi go i to bardzo. Razem
w kadrze tworzymy rodzinę a rodzinie się pomaga i nie pozostawia jej się na
lodzie.
-Temu co? –zapytał Murańka.
-My już to mamy za sobą. –westchnąłem.
-Panienka? –zapytał ponownie.
-Niestety.
-Szkoda mi chłopaka. Nie, żebym był jakimś gejem, ale taki koleś bez
dziewczyny? No bez jaj! –zbulwersował się Klimek.
-Już się tak nie wczuwaj.
-Jak mu pomóc? –zapytał spokojnie.
-Oj chłopaczku. –mruknąłem. –Teraz to on sam musi działać. –dodałem.
*
-Rozmawiałeś z nim? –zapytała się mnie.
-Chciałem, żeby do niej poszedł, ale stchórzył.
-To twój kumpel z kadry. Jak on się załamie to przełoży się to na
treningi a wtedy cała kadra się podłamie. Dawid to nie jest tak hop siu a z nim
szczególnie.
-Mówisz to, bo? –zapytałem nie znając powodu zachowania Marty.
-Bo go lubię i nie tylko ja. Wiem, że czasem tego jego chore ambicje źle
na was działają, ale wypada pomóc koledze, a zwłaszcza jemu. –spojrzała się na
mnie uważnie. –Znacie się nie od dziś więc nie wiem co stoi tobie na
przeszkodzie, by mu pomóc. –dodała spokojniej.
-On sam musi się odważyć, by czegoś dokonać, ja jemu już w tym nie pomogę.
-A co już dla niego zrobiłeś? –zapytała poważnie.
-Poszukałem sporo informacji o niej i mu je przedstawiłem, można
powiedzieć, że biografię mu przedstawiłem.
-Oj Dawid. –przewróciła teatralnie oczami. –Dela nie jest tak jak te
wszystkie, które się kręcą wokół niejednego z was. Podszedłby do jakiejś z nich
i od razu, by na niego poleciała. Ale nie ona!
-Znacie się? –zapytałem zaskoczony.
-Długa historia.
[M]
Ten harmider, który rządził w mojej głowie nie dawał mi ani na chwilę
spokoju, a chłopacy obok mi w tym w ogóle i pod żadnym względem nie pomagali.
Bawili się tak jakby to Kamil stanął na pierwszym miejscu zamiast Krafta.
Wszyscy, bez najmniejszego wyjątku byli pochłonięci rozmową, czy to z kimś z
kadry czy też z „rodziny”. A ilość przelewającego się piwa nie miała dla nich
jakiejkolwiek różnicy czy to mało, czy też dużo, korzystali póki mogli. A ja?
Siedziałem pośrodku nich bacznie obserwując co się dzieje wokół mnie. Nie tylko
oni się tak wspaniale bawią, są jeszcze Norwedzy nasi wspaniali kumple ze
stołówkowej imprezy. Tańczą jak szaleni na parkiecie.
-A Maciuś panienek nie wyrywa? –przysiadł się do mnie rozweselony
Wiewiór. –Patrz ile ich tam jest, czekają tylko kiedy podejdziesz i zagadasz do
którejś. –upił łyk alkoholu.
-Wolę sobie popatrzeć jak wy świetnie się bawicie. –warknąłem
sarkastycznie.
-On już dawno, by był na parkiecie z jedną panienką tylko, że on się
cyka. –zaśmiał się Kubacki, który opuścił towarzystwo Marty i dosiadł się do
nas, by pogawędzić razem z nami.
-On? –parsknął niedowierzając.
-Widzisz bar? –skierował Kubacki pytanie do Piotrka. Spojrzał uważnie na
ten punkt i przytaknął głową. –Na końcu siedzą bodajże 3 panienki. Widzi je?
–uśmiechnął się szeroko Złotousty. –Złota kiecka jest jego.
-Że tamta? –zapytał zszokowany.
-Na to wychodzi. –mruknąłem.
-Ale już, nie chcę cię tutaj widzieć. Maszerujesz do tamtej kobitki i
zarywasz. Nadarzyła się taka okazja to nie marnuj. –zaczął zafascynowany. –Od
kliku lat próbujemy cię z kimś swatać. Jak ci się podoba to idź, jeśli
straciłeś na jej widok tlen kiedy wchodziła. No to jest właśnie tą.
[A]
Na za tłumionym parkiecie kilkadziesiąt par tańczy w rytmy porywającej,
skocznej muzyki. Wszyscy świetnie się bawią a ja czuję, że alkohol daje
odczuwalne znaki. Pierwszy raz od dłuższego czasu pozwoliłam sobie nieco
zaszaleć, ale już teraz tego stanowczo żałuję. Z każdym kolejnym upitym łyku
drinku czułam się coraz lepiej, powracała siła. A teraz? Mam już dość…
-Weź to ode mnie. –warknęłam odsuwając szklankę od siebie. Szatyn
szeroko się uśmiechnął i odłożył ją na bok. –Alkohol niszczy człowieka. –mruknęłam
poprawiając swoją sukienkę.
-Prawda. –roześmiał się. Nie patrzyłam na niego, ale czułam na sobie
jego wzrok. Nie było on denerwujący, ale przeciwnie, podobało mi się to.
-Przepraszam, że poznajesz mnie w takiej sytuacji teraz a nie kilka
drinków wcześniej. –zaśmiałam się podnosząc głowę przy czym napotkałam jego
wzrok.
-Nic nie szkodzi, nikt nie jest idealny. –powiedział spokojnie.
-Mam ująć to jako komplement czy raczej przeciwnie? –zapytałam po czym
oboje się roześmialiśmy.
Między nami zapadła cisza, spokojna i przyjazna, która łagodzi wszystkie
nieporozumienia i daje pomyśleć. Cały czas siedział tu gdzie siedział jeszcze
przed chwilą i nie wyglądał na takiego, który chciałby stąd jak najszybciej
uciec. Jego uśmiech był taki ciepły, dodawał otuchy i przyciągał do właściciela
w taki sposób, że gdy tylko na niego się zerknęło uśmiechałaś się od ucha do
ucha. Ale nie tylko to…
-W ogóle się nie przedstawiłem. –z zamyślenia wyrwał mnie jego ciepły
głos. Wyciągnął w moją stronę swoją dłoń i się uśmiechnął. –Maciek jestem…
-Nie wiedziałam wiesz. –wtrąciłam mu.
-Nie spodziewałem się tego. –parsknął. –A ty? –spojrzał na mnie
wyczekująco.
-Adela. –uśmiechnęłam się szeroko ściskając jego dłoń.
-Adrianna, tak? –zapytał z niepewnością.
-Nie, Adela. –odpowiedziałam z powagą. –Żadna Adrianna. –dodałam rozbawiona.
–Coś ty taki blady? –zapytałam go widząc jego minę, była bezcenna.
-Pierwszy raz słyszę. –odpowiedział nieco zaskoczony. –No, ale nie chcę
ciebie obrazić, ale po prostu…
-Nie no dzięki. –udałam obrażoną.
-Przepraszam. –dodał poważnie widocznie przybity tą sytuacją.
-Nie jestem z Polski. –zaśmiałam się z nadzieją, że rozluźnię nieco
atmosferę pomiędzy nami. –Nie no, znowu?
–zapytałam. Patrząc na niego miałam z tego niezły ubaw.
-Nie powiedziałbym.
-Ale, że co? –zapytałam rozkojarzona. –Że niby nie jestem Polką tylko Słowaczką?
–parsknęłam.
-Ten twój polski…
-No niezły, sama muszę to przyznać.
-Od kiedy mieszkasz w Polsce? –rozpoczął swój wywiad.
-Można powiedzieć, że tutaj nie mieszkam. –uśmiechnęłam się lekko. –Studiuję
w Krakowie i tylko akademik a tak to mieszkam w Słowacji.
-A co studiujesz jeśli można wiedzieć? –kontynuował zadawać swoje
pytania.
-Na AWF.
-A konkretniej?
-Dlaczego przeprowadzasz o mnie wywiad? –zapytałam z udawaną złością na
co on zareagował w taki sposób w jaki przypuszczałam. –No dobra. –zaczęłam się
śmiać razem z nim.
-Bo o mnie dużo się słyszy. –dodał pewnie. No fakt, żyjąc z taką Kasią
to ja w ogóle dużo słyszę na jego temat.
-Ach ta twoja skromność. –udałam złą.
-A czym zajmujesz się na co dzień? –zapytał ponownie.
-Tańcem i pomoc w domu dziecka. –odpowiedziałam chętnie mu na to
pytanie. Może i nie należę to tych osób, które lubią się czymś chwalić, ale
taka rzecz jak udzielanie się w ośrodku jest dla mnie ważne i dzielę się z tym
z innymi.
-Czyli to oznacza, że na parkiecie będziemy gwiazdami. –odparł pewnie.
-No nie mam przekonania. –powiedziałam z małą niepewnością w głosie.
*
Przede mną stoi szklanka uzupełniona sokiem pomarańczowym i to na nim
skupiam właśnie swój wzrok. A on? Milczy… a ja próbuję nie zajmować sobie nim
swojej głowy, lecz tak się nie da. Zjawia się gwiazda polskiego sportu i
zaczyna z tobą filtrować, jeśli tak w ogóle można nazwać naszą rozmowę…
-To jak, idziemy potańczyć? Muszę zobaczyć czy jesteś taka dobra jak
piszą.
-O czym ty mówisz? –zapytałam zszokowana.
-Myślisz, że nie wiem, że tańczysz balet? –zapytał tak jakby to było
oczywiste.
-Myślałam, że to nie wychodzi poza kraj. –odpowiedziałam ze śmiechem.
-To co, idziemy ciebie sprawdzić na parkiecie.
-Ale tu mi nie puszczą muzyki do baletu… –nie zdążyłam dokończyć bo
chwycił moją dłoń i zaciągnął mnie w tłum tańczących ludzi. –Maciek! –krzyknęłam.
-Nie krzycz tak bo wzbudzasz interesowanie u pozostałych. –nie dawał za
wygraną.
-No i chyba dobrze, że zobaczą co ze mną robisz.
-A nie czasem jaką idiotkę z siebie robisz? –zapytał z cwanym
uśmieszkiem. Już chciałam mu „dać z liścia” jednak chwycił moją dłoń i położył
ją na swoim barku. –Wolnego chyba potrafisz? –podniosłam brew w górę okazując
nie małe zdziwienie wywołane jego tekstem. –Najwyżej nie wystąpię w Sapporo. –zaśmiał
się. Jego dłonie powoli szukały swojego miejsca na moich biodrach aż w końcu
się zatrzymały i mocno mnie objął. –Teraz mi nie uciekniesz. –szepnął mi do
ucha co wywołało niemały dreszcz, który przeszedł przez moje ciało.
-A ty czym zajmujesz się na co dzień? –zapytałam go. –Oprócz skoków, rzecz
jasna. –dodałam dla jasności. Długo czekałam aż otrzymam odpowiedź co mi nie
przeszkadzało, gdyż taniec jaki tańczyliśmy zabijał czas tak, że mogłam tańczyć
w nieprzerwane.
Lecąca z głośników muzyka była inna niż poprzednie. Do moich uszów
dotarła znajoma melodia a już po chwili słyszałam głos śpiewającego wokalisty z
zespołu Switchfoot.
“Sometimes ignorance rings true, But hope is not in what I know, Not in
me, it’s in You, It’s in You.”
Te słowa mogły pochodzić tylko z jednej piosenki a było to „You” zespołu Switchfoot. Dzięki tej piosence poczułam się swobodniej w jego
objęciach i zaczęłam cicho śpiewać wraz z wykonawcom tego hitu sprzed lat „It’s all I know”.
"I find peace whenI’m confused, I find hope when I’m let down, Not in
me, but in You, It’s in You."
-Ładnie śpiewasz. –usłyszałam
ciepły głos obok ucha.
-I hope to lose myself for God, I hope to find it in the end, Not in me,
in You, in You.
-Słyszałem już gdzieś to wcześniej.
-Często lubię do tego tańczyć. –odpowiedziałam spokojnie.
-Ważna jest dla ciebie ta piosenka. –stwierdził.
-Przekaz. –odparłam cicho. Podniosłam lekko jego rękę, by mógł mnie
okręcić.
Zamknęłam oczy i „odpłynęłam” w melodii.
"There’s always something In the way, There’s always something getting
through. But it’s not me, it’s You, It’s You…"
Między nami nastąpił spokój i „cisza”. Brakowało mi tego, ale też i nie.
Kołyszę się teraz w ramionach „maskotki” polskiej kadry w skokach narciarskich,
którego znam z jakąś nie pełną godzinę a czuję jakbyśmy się znali nie od dziś.
-Co ty czujesz w ogóle?
-Czuję, że ktoś zawraca mi w
głowie tym, że się tutaj zjawił i teraz jest tak blisko mnie. Pewnie gdyby był
on kim innym to bym stwierdziła, że jest stanowczo za blisko mnie i czuję się
komfortowo. A przy nim? Czuję jakbym straciła kilka dobrych lat bo nie było go
przy mnie. Czuję, że z nim może być ciekawie.
-Ale jak to z nim?
-Nie
boję się. Czuję, że trzeba spróbować, bo ile można?
Mój wzrok skupiony jest na jego twarzy, będąc tak blisko dostrzegam
każdą rysę na jego twarzy. Nawet te dwie kropki, które są bodajże jakimiś
bliznami. Jego uśmiech, nigdy nie schodzi mu z ust w mojej obecności, nie ważne
ile się znamy… nawet teraz, uśmiecha się lekko. Uniosłam swoją głowę w górę
tak, że byłam teraz z nim twarzą w twarz. Uniosłam swoją dłoń lekko w górę
przybliżając ją do jego twarzy. Kciukiem pogładziłam jego policzek po czym
swoją dłonią zatrzymał moją uniemożliwiając mi kolejnych ruchów. Drugą dłonią
objęłam jego głowę i uśmiechnęłam się niepewnie. Czułam, że muszę to teraz
zrobić, bo jak nie teraz to kiedy? Delikatnie złączyłam swoje usta z jego i
musnęłam je lekko. Po chwili odwzajemnił się tym samym.
[M]
-Nigdy bym nie przypuszczała, że tutaj jest tak pięknie nocą. –powiedziała
zafascynowana. Jej oczy biegały jak oszalałe, co chwilę zachwycała się inną
rzeczą, aż miło na nią popatrzeć.
-Naprawdę? –zapytałem z namalowanym uśmiechem na twarzy. Obróciła się w
moją stronę i uważnie spojrzała mi w oczy.
-Ty masz prawie to na co dzień. A ja tylko z obrazków. –mruknęła zazdrośnie.
–Ty cwaniaczku. –musnęła mi usta po czym odbiegła na kawałek ode mnie.
-Kobiety. –mruknąłem pod nosem.
Jeszcze kilka godzin temu bym nie wierzył w bajki typu: „już niedługo ją
spotkasz i będzie twoja”. A teraz idzie przede mną szczęśliwa czarnulka,
która daje mi szczęście bo ją spotkałem.
Może i nie jest „moja”, ale bardzo tego chcę, ale na wszystko potrzeba czasu.
*
Wokół nas jest pustka choć świecące jeszcze świąteczne ozdoby dodają
uroku temu miejscu. Śnieg, góry, ławka i ona. Siedzimy we dwójkę na jednej z
ławek na Krupówkach. Wtulona we mnie rozgląda się dookoła i ogląda lodową
wystawę figur. Na niebie pusto, ani jednej gwiazdy, muszę przyznać, że zimą też
nieźle to wygląda a zwłaszcza nocą. Ośnieżone góry, na które pada lekkie
światło.
-Potrzebuję kogoś… -zaczęła niepewnie. –Kogoś kto się mną zaopiekuje. –mówiła
dalej skupiając swój wzrok ta posągach. –Kogoś kto mnie nie zrani. –dodała. –Zapewniłbyś
mi to wszystko? –zapytała odwracając się do mnie. Spojrzała mi prostu w oczy i
zamilkła. Jej oczy były smutne jak i pełne nadziei. Potrzebowała tego i wybrała
mnie.
-Większość pewnie tak. –odpowiedziałem przytulając ją do siebie. –Zależy
jak długa jest ta lista. –uśmiechnąłem się pod nosem.
~~*~~
Cześć i czołem!
Jak tam emocje po weekendzie w z konkursami z serii PŚ Zakopanem?
A Spporo i dzisiejszy konkurs dla mnie bomba! Maciek na 12. miejscu, SZACUN!
Jestem wraz z nowym rozdziałem, mam nadzieję, że chociaż trochę go sobie tak wyobrażałyście. Z góry przepraszam, że jest nieco krótszy niż poprzednie, ale wydaje mi się, że nie ma większego sensu pisać go dłuższego, gdyż tu jest wszystko co chciałam umieścić.
Pozdrawiam, Alutka :*